
Very Large Array
Musimy zjechać w miejscowości Soccoro na zachód. W planie mamy dojechać do instalacji zwanej jako Very Large Array. Będąc tak blisko, nie mogłem pominąć tej lokalizacji, zwłaszcza że widziałem ją dziesiątki razy w telewizji i zawsze robiła na mnie ogromne wrażenie. Tym razem chciałem zobaczyć ją z bliska. Do nadrobienia mamy co prawda 160 km w obie strony, ale jedzie się tam całkowicie pustą drogą, na której spotkaliśmy może kilka samochodów.
Very Large Array to obserwatorium radioastronomiczne, które składa się z 28 gigantycznych radioteleskopów. Każdy zamontowany jest na szynach, tak aby można było je swobodnie przemieszczać i zmieniać odległość między nimi. My akurat trafiliśmy na bardzo szerokie rozłożenie i trudno było uzyskać efekt, gdzie widać jedną antenę obok siebie. Niestety na to nie mieliśmy już wpływu, ani nawet wiedzy w jakiej odległości od siebie znajdują się anteny.
Obserwatorium znajduje się na wysokości 2120 metrów. W użyciu jest 27 anten (plus jedna zapasowa), każda ma średnicę talerza 25 metrów i waży ok. 210 ton. Anteny rozmieszczone są na torach w kształcie litery Y (lub gwiazdy), z których każdy ma długość 21 kilometrów (i my chyba właśnie trafiliśmy na to maksymalne rozłożenie anten). Cały układ został zaprojektowany tak, aby działał jak jedna gigantyczna antena o zmiennej średnicy. Rozstaw radioteleskopów zmieniany jest co kilka miesięcy tak, aby w ciągu 16 miesięcy zastosować wszystkie możliwe kombinacje dla tej instalacji.
Na miejscu znajduje się Visitors Center, które jest otwarte jedynie cztery dni w tygodniu i akurat było zamknięte, kiedy dotarliśmy na miejsce. Obok jest niewielka ekspozycja i chodnik prowadzący pod jedną antenę plus taras widokowy. Na miejscu nie było nikogo i nie do końca wiedziałem, czy mogę sobie sam po kompleksie chodzić, ale minąwszy jakiegoś pracownika w samochodzie, który przyjaźnie do mnie pomachał, uznałem, że skoro nie ma zakazu wstępu, to można się przespacerować, co uczyniłem.
White Sands
Nasza ciekawość na temat Very Large Array została zaspokojona i możemy ruszać dalej. Jedziemy w końcu do parku narodowego White Sands. Mamy przed sobą jeszcze kawałek drogi, ale w tych okolicach nie ma praktycznie ruchu samochodowego i możemy bez przeszkód szybko pokonać ten odcinek. Do parku dojeżdżamy po południu, odwiedzamy Visitors Center i ruszamy na przejażdżkę po białej pustyni.
Park jest stosunkowo nieduży, jego zwiedzanie zajęło nam może trzy godziny. Oczywiście wszystko zależy od stopnia zaangażowania, bo w wielu miejscach można udać się na spacer w głąb wydm. My wybraliśmy jedną z tras zaraz na początku. Muszę przyznać, że pustynia jest obłędna! Biały piasek to w rzeczywistości nie jest piasek, a gips. Nie nagrzewa się i można śmiało spacerować na bosaka bez ryzyka poparzenia stóp. Na terenie białych wydm występuje uboga roślinność, za to jeśli już coś tutaj rośnie, to ma przepiękny zielony kolor.
W sąsiedztwie parku jest baza wojskowa Sił Powietrznych USA Holloman, a zaraz za jego granicami, jeszcze na terenie białej pustyni znajduje się aktywny poligon. W dniach, kiedy planowane są na nim ćwiczenia, park jest zamykany dla bezpieczeństwa turystów. W wielu miejscach są też tabliczki, że na jego terenie mogą znajdować się niewybuchy, których pod żadnym pozorem nie należy dotykać, tylko powiadomić władze parku.
Park zrobił na mnie ogromne wrażenie, bywałem już na kilku różnych pustyniach, ale miały one tradycyjny złoty kolor, tutaj doświadczenie było absolutnie inne niż dotychczas. No i do tego te soczyste rośliny! Coś pięknego. White Sands leży bardzo daleko od zachodniego wybrzeża i rzadko kiedy znajduje się na mapie podróży po USA, ale moim zdaniem zdecydowanie warto, zwłaszcza że nieopodal znajduje się kolejna przepiękna atrakcja, do której pojechaliśmy następnego dnia! Ale o tym w kolejnej części.
Komentarze
Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.