Przyznaję, że nie spodziewałem się tak szybko nowych produktów od polskiego wytwórcy. Dlatego też podszedłem do nowej konstrukcji z dozą rezerwy. Zaprojektowanie dobrego plecaka miejskiego nie jest wcale łatwe – trzeba dobrze wyważyć cechy takie jak wyposażenie wewnętrzne, masa i cena ostateczna produktu. Do tego trzeba jeszcze wziąć pod uwagę materiały i wynikającą z nich trwałość. Dawno minęły czasy, gdy każdy plecak szyło się z pancernej Cordury 1100. Dziś to już nie przejdzie. Trzeba testować, porównywać i kalkulować.
Mały plecak
Gdy w moje ręce trafił MAPA City, zostałem mile zaskoczony. Mierzy w przybliżeniu 46 × 25 × 10 cm, a jego pojemność nominalna to 18 litrów. Okazał się większy, niż przypuszczałem, ale wciąż daje się klasyfikować jako mały plecak. Do stworzenia plecaka zastosowano Cordurę 770 dtex, powleczoną od wewnątrz warstwą zapobiegającą przenikaniu wody. Materiał jest trwały i odporny na uszkodzenia mechaniczne, choć dość szorstki.
Co ciekawe, zarówno na stronie producenta, jak i dystrybutorów znajdziemy stosunkowo niewiele informacji. Czytając je dostajemy mocno zafałszowany obraz plecaka. Sprawy nie ułatwia też niewielka ilość zdjęć. Po bliższym zapoznaniu się z MAPA City oczom ukazuje się zgoła inny obraz. Optycznie to dość przyjemny miks materiałów we wzorze kamuflującym i wojskowej zieleni. Patrząc nie mamy wrażenia „piżamy nocnej” – plecak nie zlewa się w jedną bezkształtną bryłę.
Więcej, niż się wydaje
Główna komora otwiera się przy pomocy zamka błyskawicznego do 4/5 wysokości plecaka. Zapewnia to wygodny dostęp do wnętrza i pozwala wpuścić sporo światła, co nie jest bez znaczenia przy ciemnym materiale. Wnętrze nie jest tak spartańskie, jak by się mogło wydawać. Górną połowę przedniej ściany zajmuje zamykana zamkiem błyskawicznym kieszonka z siateczki o grubych oczkach. Po przeciwnej stronie – bliżej pleców – umieszczono miękką kieszeń na laptopa. Wchodzi tu nawet mój wysłużony, 15-calowy, gruby na 3 centymetry służbowy Dell. Wprawdzie muszę wywinąć na lewą stronę górną krawędź plecaka, ale potem sprzęt wślizguje się do wnętrza bez oporu. Spodziewam się, że nowsze modele komputerów przenośnych będzie można włożyć i wyjąć bez dodatkowych akrobacji. Tak czy inaczej to miłe zaskoczenie, bo nie każdy mały plecak daje taką możliwość. Mój wcześniejszy faworyt wśród małych plecaków stracił pierwsze miejsce w rankingu właśnie z tego powodu.
Segregator
W materiałach od producenta ani słowem nie wspomniano o przyborniku ukrytym między warstwami materiału na przedniej ścianie. Dostęp do wnętrza umożliwia zamek błyskawiczny wszyty pionowo z boku po jednej stronie. Wewnątrz znajdziemy segregator z kieszonkami różnej wielkości – dobre miejsce do schowania scyzoryka, długopisu, latarki, multitoola, dużego notesu i wielu innych drobiazgów. Do tego znajduje się tu taśma elastyczna do przytroczenia drobnych przedmiotów, a w głębi kieszeń z siateczki zamykaną zamkiem. Trochę tu ciemno, ale da się z tego wszystkiego korzystać. Jedyne, co należałoby poprawić, to przedziały na długopisy – przydałyby się dwie dodatkowe sekcje o zwiększonej głębokości. Obecne są dość płytkie, a przybory piśmiennicze czasem z nich wypadają, ale to nic poważnego. Naprawdę brakuje mi tylko pętli do troczenia – nie ma gdzie umieścić samochodowych lub firmowych kluczy, a pęki metalu źle współgrają z całą resztą grzecznie posegregowanych drobiazgów. Tak czy inaczej – jest tu sporo więcej niż „mówią na internecie”. A do końca jeszcze kawałek.
Z zewnątrz
Pozostaje nam jeszcze przyjrzeć się temu, co City przygotował dla nas na zewnątrz. Na przedniej ścianie wszyto cztery pętle z taśmy, w których zamocowano plastikowe drabinki. Umożliwia to dopięcie czegoś większego – jak karimata lub śpiwór. Przy tak niewielkim plecaczku nie jest to bardzo przydatna opcja, niemniej lepiej mieć taką możliwość niż taszczyć taki bagaż w rękach. Dodatkowo przepleciono tu na krzyż elastyczną linkę zakończoną regulatorem – z łatwością przytroczymy nią lekką kurtkę przeciwdeszczową lub inne okrycie wierzchnie.
U szczytu przedniej powierzchni wszyto niewielki odcinek miękkiego rzepa do przyczepienia oznaczeń. Jak dla mnie mógłby być większy, ale i ten mnie zadowala. Lubię personalizować moje plecki i ułatwia mi to życie – szybciej rozpoznaje ten mój. Nie jest wcale tak mało prawdopodobne, by ktoś z naszego otoczenia miał identyczny sprzęt. Mnie samemu zdarzyło się to co najmniej kilka razy. W takiej sytuacji lepiej mieć coś, co odróżni naszą własność.
Po bokach plecaczka znajdziemy niewielkie kieszonki z siatki do przenoszenia butelek z wodą i podobnych przedmiotów, do których chcemy zachować szybki dostęp.
Kolejna ciekawostka czeka nas z tyłu. Między warstwami materiału na plecach znajduje się kolejna kieszeń, o której świat najwyraźniej zapomniał. Dostęp do niej umożliwia długi zamek błyskawiczny o dwóch suwakach, wszyty w lewą krawędź plecaka. Przestrzeń przewidziano na zbiornik z wodą, gdyż na górze znajduje się otwór zasłonięty klapką, przez który mamy możliwość wyprowadzić rurkę z ustnikiem.
Dawno przestałem korzystać z takiego zbiornika. Kieszeń okazała się jednak tak dobra do przechowywania tabletu lub niedużego laptopa, że przestałem próbować umieszczać je wewnątrz głównej komory. W tym przedziale elektronika jest mniej narażona na uszkodzenia i porysowanie spowodowane innymi przenoszonymi przedmiotami. Od strony użytkownika chroni ją gruba, miękka warstwa pianki wyprofilowanej tak, by zapewnić cyrkulację powietrza. Ona sama spełnia swoją funkcję przyzwoicie, choć widziałem już lepsze rozwiązania. Niemniej działa, nadaje plecaczkowi MAPA City niezbędną sztywność i jest całkiem wygodna.
Szelki
Pozostaje mi jeszcze wspomnieć kilka słów o szelkach. Są grube i stosunkowo sztywne. Z zewnątrz wzmacnia je naszyta taśma, a od wewnątrz komfort zapewnia siateczka o bardzo drobnych oczkach. Ramiona są regulowane przy pomocy wymiennych zatrzasków typu GT QUASM (Quick Attach Surface Mount). Dzięki temu gniazdo nie odstaje zachowując profil szelki, a w razie uszkodzenia możemy je wymienić bez dodatkowych zabiegów. Co więcej, część męska zatrzasku jest w specjalnym wariancie umożliwiającym wzbogacenie jej w system szybkiego wypięcia. Jedynym minusem całego układu jest to, że regulacja długości szelek jest dość uciążliwa. Albo otwory klamer nie trzymają wymiaru, albo (co bardziej prawdopodobne) taśma w kamuflażu MAPA jest nieco grubsza i szersza. W efekcie nie suwa się swobodnie, a do zmiany długości wygodniej jest rozpiąć klamrę. Z drugiej strony wolałbym jednak tego nie zmieniać – za wąskie i za śliskie taśmy potrafią gubić ustawienie długości, czego byłem świadkiem nieraz w produktach jednego z rodzimych wytwórców.
Mały, dobry plecak
Zdążyłem bardzo polubić mały plecaczek MAPA City. Jest prosty, funkcjonalny i zaskakująco pojemny jak na 18 litrów. Zdecydowanie skrywa więcej, niż mówią prospekty. Przyznaję, że nieco brakuje mi choćby szczątkowych taśm systemu MOLLE. Rozumiem, że plecak do miasta powinien się stapiać z otoczeniem w myśl idei „cywila-zwykłego szaraka”. Tyle że to bez sensu, gdy jedyny dostępny kolor to wojskowa zieleń i wzór maskujący. Z kilometra widać, że MAPA City ma „rodzinę w woju”. Nikt się nie nabierze, a nam wciąż będzie brakować możliwości mocowania dodatkowego wyposażenia.
Projektanci powinni też pochylić się nad segregatorem – jest ciemny i słabo trzyma zawartość. W skrócie – do poprawy.
Reszta plecaczka to dokładnie to, czego by człowiek chciał. Mógłby być trochę lżejszy, ale przy tym litrażu to nie jest problem – o ile nie zalejemy go betonem. Za to jest trwały – wydaje się być produktem przygotowanym na długie lata użytkowania. Po sześciu miesiącach mój egzemplarz nie różni się zauważalnie od nowego.
Komentarze
Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.