Rzeka Pliszka – podstawowe informacje
Zacznę może od przedstawienia naszej dzisiejszej bohaterki, czyli rzeki, w której odbył się spływ kajakiem. Pliszka to bardzo malowniczy, prawobrzeżny dopływ Odry w całości położony w województwie lubuskim. Swój bieg rozpoczyna na terenie poligonu wojskowego, wypływając z jeziora Malcz, następnie wije się przez rezerwaty przyrody, użytki ekologiczne czy jeziora. Jest jedną z najbardziej zarybionych rzek w Lubuskiem. Ale czy rzeka Pliszka i spływ kajakiem to dobre połączenie? No właśnie…
Spływ kajakowy Pliszką – miłe złego początki
Na nasz spływ wybraliśmy 11 kilometrowy (oficjalnie, Garmin ma inne zdanie) odcinek „Gądków Wielki Kajakarnia – Młyn Kokoszki” w środkowym biegu rzeczki. Wcześniejsze fragmenty są dostępne raczej przy wyższym stanie wody.
Już na samym początku, po pokonaniu labiryntu trzcinowisk, dopłynęliśmy do Jeziora Wielickiego. Korzystając z pięknej pogody, zrobiliśmy sobie krótki postój na kąpiel. Jestem przecież bardzo prostym człowiekiem – widzę jezioro, to wskakuję.
Tutaj bardzo ważne zastrzeżenie dotyczące bezpieczeństwa – odradzam próby wychodzenia z kajaku na środku jeziora bez umiejętności wejścia z powrotem. Nie jest to wbrew pozorom takie proste, jak się wydaje a nasze nieudane próby mogą być zagrożeniem zarówno dla naszego życia, jak i współpasażera.
Dobrze pamiętam, jak lata temu, gdy także wskoczyłam do wody na środku jeziora, kolega z kajaka postanowił pójść w moje ślady. Pływać na szczęście umiał, zrobił kilka kółek i postanowił wrócić. Pierwsza próba nieudana. Druga próba – ponownie. Po trzeciej się poddał i musiał być holowany do brzegu, nie dość, że mocno zarośniętego przez trzciny to jeszcze bardzo mulistego. Na szczęście przy swoich próbach nie przewrócił kajaka, bo wówczas mielibyśmy większy problem. Od tego momentu odradzam każdemu próby z dala od brzegu.
Inną, równie ważną kwestią jest samo pływanie – środek jeziora w niczym nie przypomina basenu, trzeba umieć poruszać się w takich warunkach, mieć asekurację oraz najlepiej – bojkę.
Wróćmy jednak do naszej historii. Po kilku minutach pływania i zabawy w wodzie wróciłam. Chwila na odpoczynek i płyniemy dalej.
Już w tym momencie zauważyłam, że w naszym kajaku znajduje się dość dużo wody, uznałam jednak, że to moja wina. Włosy i zabudowany kostium kąpielowy (słońce jest fuj!) potrafią trochę namoczyć.
Płyniemy dalej!
Po kilkunastu, może kilkudziesięciu minutach (zaskakująco długo płynęliśmy przez to jezioro) wróciliśmy na Pliszkę i tu rozpoczęła się główna część spływu. Sama rzeczka jest niezwykle malownicza – mocno meandrująca wśród łagodnych wzgórz porośniętych gęstymi lasami. Mimo że nie trafiliśmy na najniższy stan wód to w rzece znajdowało się bardzo dużo powalonych drzew, przez które musieliśmy naprawdę mocno manewrować. Czasem jedna osoba musiała wyjść z kajaka i pomóc go przeciągnąć, innym razem potrzebna była krótka przenoska. Głębokość wody wahała się – momentami było jej dosłownie po kostki, w innych zaś miejscach wpadłam do pasa (jednak nie oszukujmy się, do wysokich nie należę). Na dnie czasem spotykaliśmy przyjemny piasek, czasem reszty roślinności, czasem zaś bardzo brudzący muł.
Płynąc kajakiem Pliszką mogliśmy obserwować dziką przyrodę – niezliczone ptaki śpiewające w okolicach rzeczki czy przelatujące nad wcześniej pokonanym jeziorem, kaczki uciekające przed naszym kajakiem, po drodze minęliśmy także leżące w wodzie truchło warchlaka o zniewalającym zapachu.
Płynęło się naprawdę fajnie – czasem trzeba było bardziej powiosłować, innym razem pokombinować, jak pokonać daną przeszkodę. W pewnym momencie zorientowaliśmy się jednak, że wody w kajaku jest dużo za dużo a nasz ekwipunek (poza moimi rzeczami w drybagu, bo Towarzysz Podróży takich luksusów nie uznaje) uczy się pływać.
Zrobiliśmy więc krótką przerwę na wylanie wody. Wymaga to zaskakująco dużo siły! No dobra, może nie siły, po prostu jest niewygodne dla osoby siedzącej z przodu (trzeba się odwrócić) i wytrzymałości.
Rzeka Pliszka i spływ kajakiem, czyli pusto wszędzie, głucho wszędzie
Mimo że nasz spływ miał miejsce w połowie lipca, w niedzielę, to na całej trasie nie spotkaliśmy żywej duszy. Ani innych kajakarzy, ani wędkarzy, ani nawet ludzi nad jeziorkiem. Cisza i pustka, której tak bardzo potrzebowałam, bez krzyków i głośników. Nie startowaliśmy też jakoś bardzo wcześnie, wręcz przeciwnie – ruszyliśmy w okolicach 11. Nie mam oczywiście pojęcia, czy tak spływ kajakiem Pliszką wygląda tak zawsze, na pewno jednak chętnie sprawdzę ponownie. Zachęcona wybiorę tym razem jeszcze trudniejszą i dłuższą trasą, bo czemu nie! Wezmę jednak wężyk do wylewania wody, tak na wszelki wypadek…
Na koniec jeszcze jedno zastrzeżenie. Nie mamy pretensji, że trafił nam się lekko przeciekający kajak, takie sytuacje mogą się zdarzać. Nie było to w żaden sposób niebezpiecznie, nie groziło nam zatopienie (zresztą, ta rzeczka miała może metr głębokości). Zgłosiliśmy ten fakt właścicielowi wypożyczalni, a kajak zostanie naprawiony i wkrótce – miejmy nadzieję – wyruszy na kolejny spływ Pliszką.
Komentarze
Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.