Mój pierwszy raz
Tak jak (nie do końca wprost) zaznaczyłem we wstępie, o Festiwalu Górskim dowiedziałem się w zasadzie dopiero w tym roku, i to głównie za sprawą uruchomienia naszego portalu. Wcześniej nie przyszło mi do głowy, że górskie wojaże nadają się na motyw przewodni festiwalu. Na różnych imprezach zasługujących na takie miano bywałem, ale praktycznie wszystkie było zorientowane na muzykę. I to przy okazji jednej z takich imprez – konkretnie Mountain Jam Generator Party – trafiłem dwa lata temu do Lądka-Zdroju po raz pierwszy. W tym roku MJGP się nie odbyło, toteż ucieszyłem się, że odwiedzę to urokliwe miejsce z innej okazji.
Dotarłem dość późno w piątek, nieco po 20. Od razu uderzyła mnie niemal całkowita cisza na polu namiotowym w Parku im. Stanisława Moniuszki. Jedynie dźwięki dolatujące z miejsca samej imprezy, czyli okolic muszli koncertowej przy Kinoteatrze, delikatnie szturchały bębenki. Natomiast samo pole – tylko świerszcze. Uznałem, że pewnie wszyscy są pod sceną, więc czym prędzej rozbiłem namiot i pognałem do biura festiwalowego załatwić formalności.
No i faktycznie, ilość osób na metr kwadratowy znacznie wzrosła, ale nadal było względnie cicho (pomijając program artystyczny na scenie). Nikt się nie darł, nie gwizdał, jak ktoś chciał pogadać, to odchodził z rozmówcą na bok, żeby się nie przekrzykiwać. Dla mnie to był szok – w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Ot, spokojni ludzie słuchający muzyki, okazjonalnie z „pianką” w ręce. Me gusta.
Aczkolwiek miało to również drugą, subiektywnie mniej przyjemną, stronę. Otóż byłem sam, w nowym środowisku i myśl o przerwaniu komuś chillowania poprzez próbę nawiązania znajomości powodowała w mojej głowie pewien moralny zgrzyt. Warto mieć to na uwadze, wybierając się na Festiwal Górski samotnie. Wiadomo, w ciągu dnia można kogoś poznać, czy to na polu namiotowym, czy podczas licznych przygotowanych przez organizatorów warsztatów itp. Ale ten pierwszy wieczór był dla mnie z początku nieco… smutny? Szczęśliwie to wrażenie szybko zniknęło po wejściu do budynku Kinoteatru, gdzie mogłem dołączyć do zabaw instrumentalno-wokalnych. Oj, działo się!
Wir zajęć
W piątek wieczorem zrobiłem sobie wycieczkę krajoznawczą zwaną zwiadem lub rozpoznaniem. Mapy mapami, a sprawdzić samodzielnie zawsze lepiej. Oczywiście wszystko było już pozamykane, ale przynajmniej wiedziałem co i gdzie – mniej więcej – się znajduje.
Po powrocie na pole namiotowe około północy ponownie zaskoczyła mnie kompletna cisza. Żadnych grajków z gitarami, głośników, ognisk i innych przejawów namiotowego folkloru. Jeśli chcecie przyjechać z małymi dziećmi i martwicie się o hałaśliwe sąsiedztwo – porzućcie obawy. To jedna z najbardziej familijnych imprez, w jakich uczestniczyłem.
W sobotę dotarł mój amigo Maciek i ruszyliśmy spotkać się z wystawcami. Mimo że nie było ich porażająco dużo, to i tak zajęło nam to większą część dnia. Udało się przy okazji zahaczyć o kilka interesujących prelekcji. I w tym miejscu muszę się podzielić swoim największym zarzutem dotyczącym Festiwalu Górskiego im. Andrzeja Zawady.
Otóż moim zdaniem harmonogram był przeładowany. Po prostu było tego za dużo, za gęsto. Wiem, że z każdą edycją oczekiwania rosną i organizatorzy usiłują tym oczekiwaniom sprostać. Więcej atrakcji to niestety często także wzrost cen. Widziałem taki scenariusz na przykładzie kilku imprez i często kończyło się efektem odwrotnym do zamierzonego (czyt. odpływem uczestników). Znalezienie balansu między popularnością a przystępnością nie jest łatwe, ale jak najbardziej możliwe.
Z jednej strony, jeśli kogoś interesuje tylko jedna tematyka, to sobie zagospodaruje czas w taki sposób, aby zaliczyć wszystkie lub większość interesujących go pozycji. Gorzej, jeśli mamy szersze zainteresowania – wtedy trzeba zacząć wybierać. Rajd rowerowy czy pokaz filmu? Prelekcja czy warsztaty? Spotkanie z wybitnym wspinaczem czy piesza wyprawa? Życie to sztuka wyboru, ale także sztuka w nadmiarze potrafi zmęczyć.
Gastronomia, sanitariaty
Podczas Festiwalu Górskiego można było korzystać ze strefy gastronomicznej, gdzie strawę znaleźli zarówno mięso-, jak i roślinożercy. Dość przekrojowa oferta: street food, food trucki, lokalni karmiciele z bardziej tradycyjną kuchnią. Ceny – jak to przy takich okazjach bywa – nieco wyższe niż by się można spodziewać po serwowanej ilości, ale przynajmniej jakość nie groziła rewelacjami żołądkowymi. Ponadto można było skorzystać ze standardowej oferty Lądka, bo przecież tam też na co dzień żyją ludzie i czasem mają ochotę skoczyć np. na pizzę. Do tego napoje z procentami i bez, w tym regionalne piwa, w niewygórowanej cenie. Zasadniczo wyżerka na plus.
Nie było także problemu z dostępnością toalet. Na zewnątrz kabiny typu ToiToi, plus „porcelanki” w Kinoteatrze. Na polu namiotowym dodatkowo mobilne umywalki. Nie zwróciłem uwagi na kwestię pryszniców (na mapie żadnych nie znalazłem, osobiście też), ale turyści górscy zwykle mają na takie kwestie swoje patenty 😉
Festiwal Górski w Lądku-Zdroju – przygotowane atrakcje
Szczerze przyznam, że mając do dyspozycji tak naprawdę tylko jeden pełny dzień, po prostu się poddałem z próbami ustalenia jakiegoś planu wycieczki. Za rok się poprawimy i pojedziemy w kilka osób na więcej dni. Ale parę rzeczy się udało zobaczyć.
Muszę nadmienić, że bardzo pomocna w planowaniu jest aplikacja festiwalowa (FestAppka), dostępna do pobrania za darmo ze Sklepu Play lub App Store.
Cały harmonogram 28. Festiwalu Górskiego im. Andrzeja Zawady w Lądku-Zdroju można znaleźć tutaj.
A oto co udało mi się zarejestrować na cyfrowych obrazach:
Słowem podsumowania
Jest pewien pułap „upychania” atrakcji, powyżej którego harmonogram zaczyna straszyć, zamiast zachęcać. Trzymam kciuki, żeby Festiwal Górski w Lądku-Zdroju go nie przekroczył, bo zwyczajnie spodobała mi się ta impreza. Organizacja, miejsce, ludzie, przygotowane atrakcje, wystawcy – wszystko prima sort. Tylko ten przeładowany harmonogram mi doskwierał. Może to tylko kwestia tego, że byłem pierwszy raz? Przy następnej wizycie postaram się głębiej wsiąknąć w istotę festiwalu i chętnie zrewiduję swój pogląd.
Komentarze
Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.