Czym jest EDC?
Zacznijmy jednak od podstaw. EDC, czyli z angielskiego ‘Every Day Carry’ to zestaw przedmiotów, które nosimy przy sobie ‘na wszelki wypadek’. Każdy oczywiście dopasowuje taki zestaw do swoich aktywności i potrzeb, często jednak w jego skład wchodzą plastry, latarki czy multitoole. W tym tekście skupię się jednak nie na tym, co posiadam w kieszeniach (nie oszukujmy się — w plecaku, damskie spodnie nie posiadają sensownych kieszeni) a tym, co trzymam w samochodzie. Lub trzymać powinnam.
Sport to zdrowie! Może jednak nie zawsze…
Poniedziałek, 19 sierpnia, rok 2024. Warszawa. Po dwóch godzinach treningu na Powiślu uznałam, że jeszcze mi mało, pojechałam więc na Targówek, na siłownię. Plan był taki, jak zawsze — poćwiczę z kolegą do zamknięcia o 23, szybki posiłek u niego i powrót do domu. Dojazd miał mi zająć może 15 minut, wliczając manewrowanie w garażu podziemnym.
Tym jednak ten prosty plan się nie udał.
Pod koniec treningu wszechświat wysłał mi pierwszy sygnał ostrzegawczy — dach siłowni zaczął przeciekać i pomiędzy maszynami pojawiła się powiększająca się kałuża. Zignorowałam to — zdarza się, tego typu budynki nie są przecież arcydziełem budownictwa.
Drugi sygnał ostrzegawczy pojawił się po posiłku — osiedlowe uliczki, które musiałam pokonać, były niemalże zalane wodą na całą szerokość. Ponieważ moje małe autko sobie poradziło — nie przejęłam się. Chciałam w końcu do domu — wykąpać się i spać.
Nie wolno zmieniać trasy!
Wjechałam więc na S8 kierując się w stronę centrum miasta. Planowo miałam zjechać jednym ze zjazdów jeszcze przed mostem, ale zauważyłam, że coś tam jest nie tak i ignorując ten trzeci sygnał ostrzegawczy, postanowiłam pojechać dalej.
To był mój największy błąd. Nawet w normalnych warunkach nie byłby to najlepszy pomysł — pominięcie tego zjazdu oznaczało nadrobienie kilku, może nawet kilkunastu kilometrów. Tym razem konsekwencje były jeszcze bardziej dotkliwe.
Jeszcze przed północą wjechałam na most na Wiśle i… stop. Ja rozumiem, jesteśmy w Warszawie, korki to norma, zwłaszcza na S8, ale… w środku nocy? Coś jest nie tak.
Nawigacja nie wiedziała jeszcze, co się stało. Pokazywała korek.
Powiadomień z miejskiej aplikacji o zagrożeniach brak.
Informacji w mediach brak.
Zatrzymałam więc pojazd możliwie przy krawędzi jezdni, ponieważ poboczy w tym miejscu brak i wyszłam porozmawiać z innymi kierowcami.
Potrzebne informacje
Na początku nikt nie wiedział, co tak naprawdę się stało. Korek? Wypadek? Żadna z opcji nie pasowała — przecież nic nie słychać, służb nie widać. Dopiero po dłuższej chwili ktoś połączył kropki — przecież nad miastem przeszły bardzo duże opady deszczu, a S8 była już nie raz zalana.
W tym momencie zdałam sobie powagę z sytuacji i zaczęła wkradać się panika. To nie jest korek, który rozładuje się w przeciągu najbliższych 10 minut, najpewniej trochę postoję. Miałam ze sobą na szczęście wodę (z treningu), lecz mój strój był troszkę niekompatybilny z nocą — nawet letnią.
Szybki telefon do kolegi, z którym byłam na siłowni, bo jako jedyny z moich znajomych jeszcze nie spał – “utknęłam, bierz wodę, jakieś ubrania i przyjeżdżaj na hulajnodze”.
Czekając na niego, próbowałam się czegokolwiek dowiedzieć od innych kierowców. Nic. Nikt nic konkretnego nie wie poza oczywistym faktem, że stoimy. Niektórzy zaczęli dzwonić po służbach — policja, straż miejska, straż pożarna, wszystko, co tylko przyszło do głowy. Oczywiście — bezskutecznie. O zalaniu oczywiście wiedzą, ale kiedy zamierzają wypompować wodę czy jedynie wypuścić kierowców (w tym miejscu jest minimum kilka opcji, by to zrobić) – już nie. Bo po co. Klasyczne – ‘radź sobie sam’.
Anatomia drogi
Krótka przerwa na anatomię drogi. Na moście Generała Stefana Grota-Roweckiego. W Warszawie S8 składa się z czterech części oddzielonych od siebie krawężnikami i barierami energochłonnymi, po dwie w każdym kierunku. Zewnętrzne obsługują ruch lokalny i zaraz za mostem umożliwiają zjazd na Wisłostradę lub Jagiellońską/Modlińską z drugiej strony rzeki. Droga została zalana na wysokości przystanku „Osiedle Potok” (o ironio), także nieprzejezdne były dwie środkowe nitki. Zewnętrzna była czynna (przynajmniej dla komunikacji miejskiej) – oczywiście, bez możliwości włączenia się na główną część drogi.
Nocleg
Mimo upływu czasu, żadnych informacji nie było. Nie wiedziałam, kiedy zostaniemy wpuszczeni, dlatego nie było możliwości pozostawienia samochodu i powrót do domu. Nie wiem nawet, jaki mandat groziłby mi za zaparkowanie pojazdu na środku S8. Zastanawiałam się nawet, czy dałabym radę rozłożyć barierki rozdzielające pasy by wjechać na sąsiedni i móc zjechać z mostu, ale niestety — nawet w domu nie mam odpowiednio mocnego sprzętu. Kara za „zniszczenie” infrastruktury drogowej także nie byłaby niska.
Pozostało więc radzić sobie samemu. Kolega dojechał, dostarczył mi cieplejsze ubrania, rozłożyliśmy siedzenia, pokryliśmy się zachomikowanymi przeze mnie w aucie kocami i poszliśmy spać. Na całe szczęście — było lato, więc wystarczyło to, by przetrwać noc we względnym komforcie.
Nadchodzi ratunek!
Obudziłam się około 6 rano, nadal w korku. Mimo że warunki były średnio sprzyjające, trzeba było rozpocząć dzień jak zawsze — toaleta, stale przyjmowane leki, posiłek. Zwłaszcza ten pierwszy punkt był dość wymagający — by dostać się w jakieś krzaczki, musiałam przeskoczyć przez bariery energochłonne, przejść przez trzy pasy jedynej czynnej nitki, zejść z mostu i poszukać odpowiedniego miejsca.
Krótko później zaczęły spływać pierwsze ostrzeżenia i doniesienia medialne. Dostałam nawet powiadomienie o zablokowanej S8! O 6.42! Czyli trochę ponad 7 godzin od zalania. Co ciekawe — media podawały, za policją, nieprawidłową godzinę wystąpienia utrudnień.
Gdzieś w okolicy godziny 7 coś ruszyło — służby postanowiły sprawdzić kierowców pod prąd, wjazdem z Wisłostrady. Wystarczyło zablokować jeden pas ruchu, by pozwolić nam zjechać. Chwilę później byłam już w domu, nakarmiłam kota, wzięłam wolne w pracy i poszłam spać. Po dziś dzień czuję dyskomfort, mijając ten fragment…
Radź sobie sam czyli co warto mieć w bagażniku
Sytuacja ta nauczyła mnie, że nawet bardzo krótka trasa (miałam jechać przecież około 10 minut) może skończyć się utknięciem. Na całe szczęście było lato – zimą utrzymanie komfortu termicznego byłoby znacznie trudniejsze. Mimo to — kilka przedmiotów okazało się być kluczowych, by względnie komfortowo przetrwać tę noc.
- Woda. Rzecz oczywista. Oczywiście, raczej nie umrzemy przez 7 godzin bez picia, jednak nie będzie to najprzyjemniej spędzony czas. Warto jednak pamiętać, że wodę należy regularnie wymieniać oraz uważać na upały / mrozy.
- Jedzenie. Nie mam tu oczywiście na myśli posiłków na cały dzień (chociaż też można), ale wystarczą jakieś batony, żelki czy nawet Seven Oceans (ale tylko z wodą!).
- Papier toaletowy i mokre chusteczki. Przydały się. Czasem przydaje się też mała łopatka.
- Zapasowe ubrania. Nawet latem bywa chłodno, o zimie wolę nawet nie myśleć. W tym przypadku miałam możliwość ściągnięcia człowieka z dresami, jednak nie zawsze jest to możliwe.
- Koce. Nawet zwykły, najtańszy, polarowy kocyk robi sporą różnicę gdy chcemy się zdrzemnąć.
- Powerbank i kable. Oczywiście, można podładować telefon, włączając samochód, ale lepiej mieć alternatywę. Bateria szybko schodzi gdy szuka się informacji „dlaczego stoję i kiedy pojadę”.
- Codziennie zażywane leki. Te noszę ze sobą niemalże zawsze gdy wychodzę z domu i jak widać — ma to sens. Nawet jak idę tylko na trening, jak w tym przypadku.
- Zabezpieczony zestaw rozpałek wraz z zapalniczką i zapałkami. W sytuacji, gdy będzie mocno zimno i nawet koce będą niewystarczające, rozpałka pozwoli na stworzenie małego i szybkiego ogniska.
- Rękawice, worki na śmieci w różnym rozmiarze, linki. Tego punktu raczej nie trzeba rozwijać, przydają się w naprawdę różnych okolicznościach (chociażby kąpieli w bagnie).
Podsumowanie
Mieszkając w Warszawie, przywykłam, że nie mam co liczyć na służby, zgłaszając nieprawidłowe parkowanie, czy głośną imprezę w środku nocy. Zanim przyjadą, to właściciel auta odjedzie, a imprezowiczom skończy się alkohol. Miałam jednak nadzieję, że w przypadku wystąpienia poważniejszych zdarzeń będę mogła liczyć na służby.
Niestety. Radź sobie sam.
Miałam ogromne szczęście, że utknęłam na tym moście latem, gdy noce były w miarę ciepłe — zimą byłoby mniej fajnie. Szkoda jednak, że informacji nie było w ogóle, kontroli i pomocy służb — także, a korek został rozładowany dopiero gdy poranna zmiana pojawiła się w pracy. Nie sądziłam także, że aplikacja wysyłająca ostrzeżenia i informacje (coś jak miejskie RSO) działa tylko za dnia.
Także… czekamy do kolejnego zalania tej drogi, bo przecież problem nie został rozwiązany.
Komentarze
Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.