Mactronic Trailblazer: waga i obudowa lampy
Pierwsze wrażenie po wyjęciu z opakowania? Bardzo dobre. Urządzenie jest dość ciężkie, co stanowi zapowiedź porządnego przygotowania do outdoorowych przygód. Waga 225 g deklarowana według producenta – potwierdzam na swojej wadze kuchennej. Niemało? Odpowiadam: po pierwsze jest to ciężar uwzględniający wbudowany akumulator (sprawdzajcie to, porównując wagi latarek). Po drugie – bierze się zasadniczo z solidności materiałów, z których wykonano oświetlenie, w tym aluminiowej obudowy.
Dlaczego to takie ważne? Dzięki solidnej konstrukcji unikniemy niemiłej niespodzianki, jaką może być odmowa działania światła z powodu jazdy w deszczu, czy też z powodu uszkodzenia po jakiejś terenowej wywrotce. Urządzenie ma oznaczenie „IPX6”, co oznacza wysoką klasę odporności na działanie wody. Standard IPX6 to „ochrona przed strumieniem wody pod wysokim ciśnieniem przez co najmniej 3 minuty”. Wyższe klasy odporności, IPX7 i IPX8, dotyczą już urządzeń przeznaczonych do użytkowania w warunkach zanurzenia w wodzie.

Jeżeli chodzi o odporność przedniej lampy rowerowej Mactronic Trailblazer na uszkodzenia mechaniczne, to wprawdzie nie próbowałam absolutnie wszystkiego, żeby spróbować go zniszczyć, ale robiłam w tym kierunku naprawdę sporo. 😉 Rowerowe rajdy na orientację to doskonałe testy wytrzymałości sprzętu. Przedzierałam się przez gęstwinę lasu, zsuwałam się z rowerem skrótem po stromym zboczu hałdy, nieraz był i bliski kontakt z beskidzkimi kamieniami. Podczas jednego tylko rajdu rower jest (po)rzucany w pośpiechu na ziemię nawet kilkadziesiąt razy. Dla Trailblazera takie warunki były całkowicie… obojętne. A ja nabrałam przekonania, że nie jest to sprzęt, z którym trzeba się obchodzić jak z jajkiem.

Zasilanie lampy Mactronic Trailblazer
Przednie oświetlenie Trailblazer ma wbudowany akumulator Li-Ion o parametrach 5200 mAh i 3.7V. Sam fakt, że akumulator jest wbudowany na stałe, w zależności od potrzeb użytkownika może być nieistotny albo wprost przeciwnie – może stanowić kłopot. Mam na myśli użytkownika, który planuje długie trasy rowerowe, nocne czy wielodniowe. Przy wbudowanym akumulatorze musimy mieć zapewniony regularny dostęp do prądu i możliwość naładowania latarki (co trwa kilka godzin). Alternatywą jest posiadanie drugiego urządzenia na zmianę. Inna opcja: zadowolenie się najsłabszym światłem podczas jazdy z podpiętym powerbankiem.
Na wyścigach ultra czy też podczas rowerowych wyjazdów z noclegami na dziko lub z odpoczynkami w schroniskach, wygodniejszym i bezpieczniejszym rozwiązaniem jest jednak mieć standardowe akumulatorki na zapas. Dlatego mnie osobiście wbudowany akumulator nie przekonuje, jednak dla wielu użytkowników nie będzie to miało znaczenia.
Fajnym wynalazkiem w tej lampce jest dodatkowe gniazdo USB-A, dzięki któremu wbudowany akumulator może służyć jako powerbank. Do awaryjnego podładowania telefonu czy zegarka – jak znalazł! Gniazda do ładowania oraz do użycia jako ładowarka znajdują się z tyłu obudowy, każde z nich osobno elegancko zakryte gumową elastyczną osłonką. Umiejscowienie wydaje się być przemyślane, zwłaszcza gdybyśmy chcieli podłączać kabel do urządzenia podczas jazdy.
W opakowaniu znajdziemy oczywiście krótki kabelek do ładowania lampy (standardowe USB-A do micro-USB).

Montaż lampy rowerowej Mactronic Trailblazer
Zawartość opakowania obejmuje również uchwyt do zamocowania światła na kierownicy. Element mocujący nie ma jakichś imponujących rozmiarów, co wzbudziło moją lekką nieufność. Jednak spełnia swoją rolę porządnie i bez zarzutu. Ani razu lampka mi nie spadła, ani nie przesunęła się, plastik na łączeniach nie wygląda, jakby miał się wyrobić czy zużyć. Testowanie obejmowało również dwie noce z ujemną temperaturą oraz przechowywanie w zamrażarce przed wycieczką – nie wpłynęło to w żaden sposób na stabilność łączenia.

Jeżeli miałabym się już do czegoś przyczepić, to wykończenie zaczepu w miejscu, w którym obejmuje on kierownicę. Ta opaska tylko na niewielkim fragmencie jest wyłożona bardziej miękkim, jakby gumowym materiałem, a pozostała część to twardy plastik z dość szorstkim brzegiem. Obawiam się, że takie mocowanie może zostawiać ślady na kierownicy. Czy dla kolarzy – estetów, troskliwie dbających o nieskazitelność swoich maszyn za miliony monet, to ryzyko będzie do zaakceptowania? Aż się prosi, żeby ta wewnętrzna miękka część obejmy była dłuższa, może do samodzielnego przycięcia? Albo dwie – trzy w opakowaniu, o różnych długościach? Na otarcie łez dodam, że ta okładka jest sprytnie zintegrowana z całym uchwytem – nie do zgubienia podczas użytkowania (co nierzadko zdarzało mi się przy innych urządzeniach).
Dodam jeszcze, że montaż i demontaż jest nieskomplikowany, uchwyt bezproblemowo obsługuje się również w rękawiczkach. Światło można też szybko wyjąć z uchwytu (np. kiedy zostawiamy rower na chwilę pod sklepem) bez demontowania całości.

Ważne: reflektor musi być zainstalowany jak najbliżej środka kierownicy. Jest to szczególnie istotne, gdy latarka pracuje w trybie „Focus beam”, czyli wiązką skupioną, kolokwialnie mówiąc: daleko do przodu. Jeżeli z jakichś powodów chcielibyśmy zainstalować źródło światła bardziej na zewnątrz kierownicy – chociażby dlatego, że środek zajmują inne akcesoria – albo po to, żeby mieć ją bardziej pod ręką, to snop światła będzie nie idealnie na wprost przed naszymi oczami, lecz lekko z boku (nie ma możliwości ustawienia urządzenia tak, aby świeciło pod kątem).

Tryby świecenia lampy w praktyce
To, jak lampa rowerowa świeci, jest dla mnie absolutnie kluczowe, jeżeli chodzi o wybór modelu. Zacznijmy od mocy. Maksymalne 2000 lumenów brzmi imponująco, natomiast jest jedno ale – tego maksa nie wykorzystamy do oświetlania drogi przed nami podczas jazdy. Taki poziom natężenia jest dostępny jedynie w trybie stroboskopowym, czyli mrugającym jak na dyskotece. Takie bardziej do odstraszenia jak mrugnięcie długimi światłami, niż do nocnej jazdy. Co prawda świeci do 2,5 godziny, ale nie wiem, kto i po co tyle by wytrzymał z takim strobo przed oczami.
Dla stałego światła maksymalna moc to 1300 lumenów, co daje świetną widoczność podczas szybkiej jazdy, nawet w całkowitych ciemnościach. Ta intensywność jest dostępna w trybie „Focus beam”, czyli świeceniu wiązką skupioną (pojedynczą diodą na środku). Zasięg w tym trybie jest naprawdę z efektem wow! Radość ta nie potrwa jednak zbyt długo, bo zaledwie 2,5 godziny. Jest to bardzo dobry wynik, porównując do podobnych latarek dostępnych na rynku. Zdradzę, że w praktyce – i to pomimo niskiej temperatury – Trailblazer nawet przekroczył ten deklarowany czas.
Jeżeli potrzebujemy oświetlenia na całą noc, to wiązka skupiona oferuje jeszcze dwa poziomy mocy: 400 lm i 200 lm. Ten niski jest można powiedzieć symboliczny, ale czasami wystarczający: do jazdy po mieście, czy przy gorszej widoczności w ciągu dnia. Innymi słowy – przyda się wtedy, kiedy bardziej zależy nam na tym, aby być widocznym przez innych użytkowników dróg, niż samemu doświetlać sobie drogę. A ładowanie będzie potrzebne dopiero po ponad 20 godzinach, co przy używaniu lampki tylko na dojazdy do pracy – oznacza konieczność podłączania do prądu raz na tydzień albo nawet dwa tygodnie.
Środkowy poziom mocy wiązki skupionej, 400 lm z wytrzymałością 8 godzin, to ustawienie w sam raz na całonocną jazdę. Z zastrzeżeniem, że to jazda po asfalcie. Korzystając z tego poziomu, nietrudno będzie przeoczyć jakąś ścieżkę odchodzącą w bok od naszej trasy. Piszę o tym dlatego, aby mieć świadomość, że ta skupiona wiązka jest naprawdę mocno skoncentrowana na tym, co dokładnie przed nami, a przy tej mocy – ma swoje ograniczenia. Mi osobiście nieco brakuje jeszcze przynajmniej jednego poziomu pomiędzy tymi 400 a maksymalnymi 1300 lm; przy 400 brakowało mi światła, żeby dobrze widzieć (uzupełniałam sobie widzenie czołówką), a przy 1300 – zbyt szybko kończyło się świecenie.

Wiązka skupiona, idealna do mknięcia szosą przez mrok, to dopiero początek możliwości Trailblazera. Oprócz tej pojedynczej diody na środku urządzenie jest wyposażone w dwie mniejsze, umieszczone po bokach tej środkowej. Producent nazywa ten tryb „Flood beam”, czyli wiązką rozproszoną. Dla mnie jest to „światło bliskie” albo „rozlane”, bo doskonale sprawdzi się, kiedy jedziemy wolniej, w urozmaiconym czy trudnym terenie, górskim szlakiem; kiedy bardziej nam zależy na tym, żeby dobrze widzieć to, co jest tuż pod kołem, czy też nawierzchnię całej ścieżki w pobliżu. Trochę mi to przypomina funkcjonalność świateł doświetlających zakręty w samochodach, bo fantastycznie sprawdza się, kiedy potrzebujemy obserwować okolicę, na przykład nie chcemy przegapić oznaczenia szlaku, a nie tylko ogień i do przodu.
W tym trybie mamy tylko dwa poziomy stałego świecenia, 300 lm z limitem 9 godzin i 700 lm z limitem 3,5 godziny (w praktyce, jak już wspomniałam, możemy liczyć na nieco więcej). Wiązka rozproszona oferuje również tryb „flashing”, czyli mruganie 200 lumenami przez aż 60 (!) godzin. I jak wyżej – ten poziom to jest oświetlenie, które pozwala jedynie być widocznym, za to przez bardzo długi czas.
Świetne jest to, że można sobie uruchomić obie wiązki – skupioną i rozproszoną – naraz, każdą na dowolnym poziomie. Jak ktoś chce świecić jednocześnie i daleko do przodu, i na boki – proszę bardzo. Miłym zaskoczeniem było to, że przy uruchomieniu obu wiązek naraz na maksymalnej mocy, czyli 1300 + 700lm, czas świecenia osiągnął aż 2 godziny 40 minut. Tymczasem według opisu na opakowaniu samo to 1300 powinno zeżreć baterię w 2,5 godziny. Taki wynik Trailblazer osiągnął w niezbyt komfortowych warunkach –temperatura dookoła wynosiła ok. 5 stopni.

Obsługa lampy rowerowej Mactronic Trailblazer
Do każdego z tych trybów, czyli wiązki skupionej i rozproszonej, używa się osobnego przycisku. Włączniki są umieszczone na górze obudowy. Przytrzymanie guzika powoduje uruchomienie albo wyłączenie danej wiązki, a pojedyncze kliknięcie zmienia poziom mocy. Obsługa i przełączanie się są bardzo intuicyjne, z jednym małym wyjątkiem. Mianowicie opisany na początku tryb strobo w tabeli mocy umieszczonej na opakowaniu został umieszczony w kolumnie dla wiązki rozproszonej. Żeby go uruchomić, musiałam sięgnąć do instrukcji i tam dopiero przeczytałam, że ten tryb włącza się, przytrzymując ok. 3 sekundy przycisk do wiązki skupionej.

Lampa nie jest wyposażona w blokadę przypadkowego uruchomienia. Oba przyciski są tylko lekko wypukłe, prawie nie wystają ponad powierzchnię górnej części obudowy. Dlatego pozostaje mieć nadzieję, że ryzyko przypadkowego uruchomienia oświetlenia w transporcie, na przykład podczas upychania rzeczy do plecaka czy walizki, jest raczej niewielkie.
Włączniki nie są jakieś malutkie, niemniej obsługa ich w grubszych rękawicach może sprawiać trochę kłopotu, nie jest łatwo je wyczuć przez parę warstw ocieplających i bez patrzenia, gdzie się naciska. Oczywiście dotyczy to tylko tych rowerzystów, którzy wyprowadzają rowery na spacer nawet podczas srogiej zimy. I do tego montują oświetlenie pod mapnikiem, który ją zasłania. 😉

Na obudowie znajduje się jeszcze wskaźnik poziomu naładowania: cztery maleńkie niebieskie oczka, które świecą podczas użytkowania światła, a pulsują podczas ładowania. W codziennym użytkowaniu i podczas długich tras jest to szalenie przydatna funkcjonalność. Nie jestem jednak pewna, jak rozumieć wskazania, bo kiedy robiłam test świecenia obiema wiązkami naraz, to po niespełna dwóch godzinach wskaźnik pokazywał trzy oczka, czyli teoretycznie powyżej 70% baterii, a w ciągu kolejnych 40 minut rozładował się całkowicie.

Mactronic TrailBlazer: podsumowanie testu
Mactronic Trailblazer to solidna lampa rowerowa, w którą warto zainwestować, jeżeli potrzebujemy oświetlenia do regularnego użytkowania przez naprawdę długi czas (wspominałam już, że Mactronic daje aż 5 lat gwarancji na tę latarkę?). Trailblazer sprawdzi się w przypadku kręcących kółkami w różnym stylu: tych dojeżdżających do pracy na rowerze codziennie i bez względu na warunki, rowerowych wyrypiarzy i rajdowców, którzy mają wysokie wymagania odnośnie do trwałości sprzętu i potrzebują różnych trybów oświetlenia ale także kolarzy szosowych na ultra trasach, którzy dzięki dobremu oświetleniu mogą natrzaskać przez noc dziesiątki, jak nie setki kilometrów.
Dziękujemy firmie Mactronic za dostarczenie latarki do testów.
Współpraca reklamowa. Testy produktów prowadzimy niezależnie, opinie są wyłączną oceną autorki lub autora. Reklamodawca nie ma możliwości ingerencji w treść recenzji.
Komentarze
Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.