Propozycja: idziemy do lasu!
Od dziecka dużo czasu spędzałam w lesie, wychowywałam się w ich pobliżu, często więc pojawiałam się tam na rowerze, po grzyby czy zwyczajnie na spacer. Nigdy jednak nie miałam okazji spędzić tam nocy. Szczerze mówiąc – nigdy nawet nie wpadłam na ten pomysł.
Kiedy więc przyjaciel zaproponował nocleg w lesie, byłam bardziej niż chętna. Miał doświadczenie, miał nawet trochę sprzętu. Czemu więc nie skorzystać?

Na pierwszą próbę wybraliśmy idealny okres. – wakacje. Było wystarczająco ciepło, by spać nawet bez ekwipunku. Deszczu prognozy nie zapowiadały, tak więc próg wejścia był możliwie niski.
Problem był tylko jeden – żadne z nas nie posiadało wówczas auta, więc byliśmy uzależnieni od transportu zbiorowego. Miało to także miejsce długo przed utworzeniem przez Lasy Państwowe obszarów Zanocuj w lesie, zatem musieliśmy trochę pokombinować, by znaleźć odpowiednie miejsce na nocleg i pierwszy biwak.
Wybraliśmy w końcu znany już nam opuszczony ośrodek wypoczynkowy nad jeziorem, blisko miasta. Ani policja, ani tym bardziej straż leśna w tym miejscu nie bywa, wydawało się więc, że to dobry pomysł. Pomijając porozbijane szkło i pojawiających się raz na jakiś czas bezdomnych.
Przygotowania do pierwszego biwaku
Letnie biwaki nie są zbyt skomplikowane. Tak naprawdę wystarczy wziąć ze sobą coś do ochrony przed deszczem (jeśli jest jakakolwiek szansa na opady), przed owadami (ostatecznie dobry repelent, lecz moskitiera jest znacznie przyjemniejsza), oczywiście miejsce do spania – materac bądź jakąś matę (izolacja od ziemi jest bardzo ważna nawet latem) oraz coś do przykrycia. Nie zapomnijmy jednak o najważniejszym elemencie wyposażenia, zwłaszcza dla osób 30+, czyli o poduszce!
Gdybyśmy jechali autem, to nawet plecaki byłyby zbędne – jednak w tej sytuacji musieliśmy poradzić sobie z jednym egzemplarzem przyjaciela i czymkolwiek wygrzebanym z mojej szafy. Udało się, jedziemy w las! No dobra, bardziej nad jeziorko niż las.
Biwak
Po dłuższej podróży miejskim autobusem i krótkim spacerze udało się nam dotrzeć na miejsce. Rozłożyliśmy namiot, nadmuchaliśmy materac, więc pozostał nam tylko odpoczynek w oczekiwaniu na noc.
Brzmi jak perfekcyjny pierwszy biwak, prawda? Niestety…

Nie mam zbyt mocnego snu, potrafi obudzić mnie nawet kot poruszający się po mieszkaniu. I o ile w mieście, w swoim domu, jestem mniej więcej przyzwyczajona do otaczających mnie odgłosów (z wyjątkami), tak w lesie wszystko było nowością. Ponieważ nocą w lesie jest stosunkowo cicho, to nawet te mało intensywne dźwięki wydają się być bardzo głośne. Poruszający się przy namiocie owad sprawia wrażenie, ze jest jakimś gryzoniem. Wiatr poruszający liście na drzewach potrafi naprawdę dobrze imitować ruch zwierzęcia czy nawet człowieka. Dla osoby nieprzyzwyczajonej może to oznaczać po prostu nieprzespaną noc.
Zasypiałam więc i budziłam się co chwilę, nasłuchując coraz to nowych dla mnie dźwięków. Snu nie ułatwiał też fakt nieprzyzwyczajenia do dmuchanego materaca oraz nie oszukujmy się – lokalizacja. Nie było wówczas całkowicie legalnych miejsc na nocleg w lesie, musieliśmy więc znaleźć kompromis. Nasz biwak nie był całkowicie dozwolony, nie był jednak też nielegalny – ot, szara strefa w miejscu, o którym właściciel zapomniał dziesiątki lat temu. Mimo to moja paranoja nadal podsuwała mi scenariusze, że ktoś nas zauważy, przyczepi i wlepi mandat. Kto? Z litości dla mnie nie roztrząsajmy tego tematu…

Nocna pobudka
Noc podczas pierwszego biwaku spędziłam więc na ciągłym zasypianiu, budzeniu się i próbach nasłuchiwania, co dzieje się poza namiotem. W pewnym momencie, gdy usłyszałam kompletnie inny dźwięk mój lęk wziął górę i obudziłam towarzysza słowami, które wypomina mi po dziś dzień:
– Obudź się, woda inaczej chlupie!
Nie dziwię mu się. Też bym sobie to wypominała.
Później domyśliłam się, o co tak naprawdę mi chodziło – nad ranem zmienił się kierunek wiatru i dźwięki pobliskiego jeziora dość mocno się zmieniły. Myślałam więc, że albo ktoś (chociażby policja rzeczna), albo coś (chociażby wszechobecne w tym miejscu łabędzie) do nas podpływa.
Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło
Tutaj kilka słów pocieszenia. Tego typu pobudki miałam tylko na pierwszych biwakach, z czasem jednak człowiek przyzwyczaił się do dźwięków nocnej przyrody i nie mam problemu z przespaniem nocy, zwłaszcza po wysiłku. Lata później spałam obok pożywiającej się watahy dzików, drapieżnika obżerającego resztki sarny i innych zwierząt. Wiem też, że człowiek poruszający się po lesie wydaje znacznie więcej dźwięków, niż zakładałam.
Nie każdy jednak ma podobne problemy z pierwszą nocą pod niebem – gdy zaprosiliśmy do wspólnego biwaku kolegę, ten przespał bezproblemowo całą noc. Było słychać – jego chrapanie budziło mnie dosłownie co kilkanaście minut, i to mimo zatyczek.
Dziś tak naprawdę największym problemem (jeśli można to tak ująć) są ptaszory robiące koncert od 5 rano. To już jest faktycznie głośne, zwłaszcza jak przypadkiem rozłożymy się obok gniazda. Dlatego do lasu zawsze biorę zatyczki (i maskę na oczy by pospać dłużej niż do wschodu słońca, który latem ma miejsce nawet przed 4:30).
Tak więc – zapraszam do lasu i zachęcam, by nie zrażać się po pierwszej nocy na biwaku. Nie warto!
Komentarze
Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.