Historia Trail Dust Town
Trail Dust Town zostało zbudowane w 1961 roku i szybko stało się ulubionym miejscem w Tucson do spędzania czasu. Architektura miejsca nawiązywała do czasów westernów. Miejsce to cieszyło się popularnością zaledwie 10 lat. W 1971 roku wybuchł tu pożar, który strawił niemalże doszczętnie całe miejsce. Jednakże właściciele Trail Dust Town nie poddali się i szybko przystąpili do odbudowy atrakcji. Z powrotem ruszyła ona w 1972 roku, a jej głównym punktem była restauracja Pinnacle Peak Steakhouse, która istnieje do dzisiaj, serwując najpopularniejsze dania Ameryki.
Po 1972 roku miejsce to zyskiwało coraz większą popularność i zaczęło się rozbudowywać. Powstały nowe budynki, w których obecnie znajdują się sklepy z pamiątkami i różnymi dziwnymi, śmiesznymi rzeczami. Wybudowano karuzelę i trawiasty park z diabelskim młynem. Dużą popularnością cieszą się pokazy kaskaderskie w wykonaniu grupy Pistoleros. Niestety poza sezonem odbywają się one tylko raz w tygodniu, ale w lecie można je oglądać codziennie. Wokół miasteczka jeździ kolejka torowa, która jest świetną atrakcją dla najmłodszych.
Zwiedzanie Trail Dust Town
Wizyta w Trail Dust Town jest darmowa i nie wiąże się z żadnymi kosztami, oczywiście pomijając zakupy czy korzystanie z dodatkowych atrakcji. Miasteczko jest ciekawą odskocznią od betonowej architektury Tucson i naprawdę warto je odwiedzić podczas wizyty w mieście. Warto zwrócić uwagę, że nie jest to jedyna atrakcja w tym klimacie! Po drugiej stronie miasta, jest jeszcze jedno miejsce o nazwie The Old Tucson, które jest prawdziwym westernowym miasteczkiem, którego zwiedzanie zajmuje pół dnia. Jest tam cała masa atrakcji, a zasłynęło choćby tym, że kręcono tam niemalże wszystkie największe amerykańskie westerny (ale byłem tam podczas innej podróży, więc będę do tego jeszcze wracał).
Restauracja Pinnacle Peak Steakhouse
Najważniejszym miejscem w Trail Dust Town jest restauracja Pinnacle Peak Steakhouse. To między innymi dzięki niej miasteczko co wieczór wypełnia się gośćmi. Lokalne przewodniki informują, że to tutaj można zjeść najlepszego steka w Tucson, który wycinany jest z polędwicy i grillowany na otwartym ogniu, z drewna mesquite. Postanowiliśmy zjeść obiad właśnie tutaj. Już na wejściu przywitała nas przyjazna atmosfera tego lokalu. Wszystko w klimacie starego kowbojskiego baru, wykończone drewnem i ciepłym światłem.
Nie mogłem sobie odmówić steka. Zresztą gdy jestem w USA, to moja wakacyjna dieta jest oparta właśnie na polędwicy. Nie jeździmy po fast foodach, zawsze jemy w dobrze ocenionych lokalnych restauracjach lub znanych nam sieciówkach. Steka zamawiam zawsze z tłuczonymi ziemniakami lub z pieczonym ziemniakiem z masłem. Do tego kukurydza lub sałatka coleslaw. Taki zestaw według mnie najlepiej się komponuje, a poza tym potrafi dostarczyć energii do samego rana. Stek podany w tej restauracji jest rzeczywiście obłędny. Soczysty, średnio wypieczony, ale taki, że nie wylewa się z niego krew. Palce lizać!
Gorąco polecam smakowanie amerykańskiej kuchni. Może nie jest ona najzdrowsza, ale za to naprawdę smaczna. Takich steków, jakie są serwowane w Ameryce, próżno szukać w Polsce. Choć i tutaj znalazłem niezłe źródło mięsa, które zamawiam do domu i robię na grillu gazowym (zdecydowanie lepsza opcja niż jedzenie mięsa przypominającego podeszwę w restauracjach), to i tak nie przebije ono świeżego sezonowanego steka, który nigdy nie widział zamrażarki.
Pysznym obiadem kończy się nasza wizyta w Tucson. Rano ruszamy do Phoenix, ale po drodze mamy jeszcze jedną rzecz do zwiedzenia. Pojedziemy trochę naokoło, ale czas nas tym razem nie goni.
Komentarze
Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.