Kiedyś to były czasy…
So close, no matter how far
Couldn’t be much more from the heart
Forever trusting who we are
And nothing else matters
Moją Kostkę dostałem gdzieś pod koniec podstawówki, jakoś w drugiej połowie lat 90. Prosiłem o nią długo, bo to przecież był plecak noszony przez „nietakich” – metali i punków. Z tym że ja byłem metalem, choć moja droga rodzicielka nie mogła tego przeboleć… Tak czy inaczej, zdarł mi się plecak i pojawiła się szansa na MARZENIE.
Bo tym była przecież Kostka w tamtych głębokich latach podstawówki; marzeniem o wolności, marzeniem o dojrzałości i dorosłości… Tak czy inaczej, dostałem mój wymarzony plecak i nie ma co ukrywać — był to nielichy kop w pewność siebie. Taki trochę awans do bycia „cool kid” lat 90…
Moja Kostka spędziła ze mną wiele lat. Przestałem ją dopiero nosić na studiach, gdy już zaczęła się rozpadać i ziała w niej spora dziura. Była moją towarzyszką burzliwych lat dorastania. To z nią chodziłem nie tylko do szkoły, wypychając ją różnymi różnościami (a także jakimiś zeszytami), ale także to ona towarzyszyła mi podczas wypraw w teren, gdy eksperymentowało się z sokiem z chmielu i napojami owocowymi o lekkim posmaku siarki, nazywanymi eufemistycznie winem. To do niej pakowałem moje pierwsze podręczniki do RPGów, a na jej dnie zawsze znajdował się worek z kostkami. Została więc nie tylko marzeniem i symbolem przynależności, ale też najlepszym towarzyszem, bez którego nigdy nie ruszałem się z domu, i niemym świadkiem mojego dorastania. Takim, który skrywał moje, dziś powiedziałbym, EDC.
Jeżeli jesteście wystarczająco starzy, by pamiętać Kostkę, to pewnie pamiętacie, że trzeba je było ozdobić i trochę jak z chustami rezerwistów, każda była inną. Niektórzy z moich znajomych przyszywali do niej rzeczy, na przykład naszywki zespołów albo nawet własnoręcznie wykonane ozdoby, inni doczepiali blaszki z piwa albo z zapalniczek, czasem nawet obszywali całą klapę kawałkiem przeprojektowanego materiału. W moim wypadku było inaczej. Ja na mojej Kostce zbierałem podpisy ludzi, których lubiłem lub którzy w danym momencie mojego życia byli dla mnie bardzo ważni. Zacząłem w podstawówce, zabierałem ją na wszystkie obozy i kolonie, a potem w liceum. Z biegiem czasu stała się więc już nie tylko marzeniem, towarzyszem i świadkiem, ale także pamiątką mojej historii.
W pewnym momencie zamieniłem Kostkę na inny plecak. Częściowo, bo już się zniszczyła, a częściowo, bo z niej wyrosłem, a na studia potrzebowałem już zwyczajnie plecaka, który spełniał inne zadania. Co się z nią stało? Szczerze mówiąc — nie wiem. Wylądowała w pawlaczu w moim rodzinnym domu i jakoś zniknęła z mojego życia. Kilka lat później, gdy przeprowadzałem się do obecnego mieszkania, próbowałem ją znaleźć i zabrać ze sobą, ale jej już nie było.
Najprawdopodobniej ktoś ją po prostu wyrzucił podczas sprzątania bez pytania mnie o zdanie. Co najsmutniejsze, jakoś się wtedy tym nie przejąłem specjalnie. Teraz po latach żałuję o wiele bardziej. Bo brakuje mi tego marzenia, towarzysza, świadka i pamiątki. Zapewne wielu z was miało ze swoją Kostką podobnie. Była dla was symbolem wolności i niezależności, przedmiotem, który ozdabialiście, by odwzorowywał to, kim jesteście, a potem odłożyliście gdzieś, gdy przyszła prawdziwa dorosłość. Dla naszego pokolenia, pokolenia doby przemian ustrojowych, dorastającego w latach 90., plecak ten był symbolem i jak już pisałem kilkukrotnie, także marzeniem.
To był dobry plecak, zwłaszcza w porównaniu do innych obecnych podówczas na rynku. Brezent był mocny i wolno się niszczył, szelki wygodne, a jak jeszcze mieliśmy wersję z pasem piersiowym, to już w ogóle byliśmy królami. Spokojnie wchodziło do niego 20 piw i jeszcze zostawało miejsce na jakiś zeszyt i długopis. Dodatkowo — nadal tak obciążony był całkiem wygodny w noszeniu i to nawet na jednym ramieniu. (No dobra… z 20 piwami na jednym ramieniu to on wygodny nie był, nie bijcie…). Mimo że miał tylko jedną (ale za to jaką!) komorę, nie było problemów z segregowaniem w nim rzeczy. Może mówią przeze mnie różowe okulary nostalgii, ale bez dwóch zdań był to dobry plecak i kawał naszej polskiej historii…
… teraz…
Never opened myself this way
Life is ours, we live it our way
All these words, I don’t just say
And nothing else matters
Dwa tygodnie temu Naczelny napisał do mnie z pytaniem, czy chciałbym przetestować nową i uwspółcześnioną Kostkę. Zgodziłem się bez wahania. Sama informacja o tym, że Wisport planuje taki projekt, minęła mnie bokiem. Moi redakcyjni koledzy co prawda wypatrzyli i opisali prototyp na tegorocznym MSPO, ale ja w tym czasie przemierzałem zalesione części Kociewia i Kaszub i nie myślałem o sprawdzaniu „internetów”. Dlatego też, gdy wyjąłem ją z paczkomatu, nie wiedziałem, czego się spodziewać. Czy będzie to skok na kasę wywołany nostalgią, jak zdarzało się czasem wcześniej w przypadku odświeżania różnych kultowych produktów, czy sensowna modyfikacja klasyka dopasowana do współczesnych potrzeb? Teraz, po dwóch tygodniach noszenia go codziennie, i to czasem podczas naprawdę sporych marszów, z radością muszę powiedzieć, że zdecydowanie to drugie.
Kostka 2.0 to dwudziestolitrowy plecak wykonany z markowej Cordury. Uszyto go bardzo solidnie, zgodnie z najlepszymi tradycjami firmy Wisport. Jego centrum stanowi przestronna, prostopadłościenna komora z zamknięciem typu roll top (to znaczy skręcanym i zamykanym plastikową klamrą). W jej wnętrzu znajduje się wyściełana kieszeń na laptopa, w której spokojnie zmieści się urządzenie o przekątnej 15,6 cala. Druga strona kieszeni obszyta jest warstwą pętelek, co umożliwia dopinanie do niej organizerów, na przykład takich w standardzie VIS produkowanych przez Helikona. To rozwiązanie jest bardzo przydatne i bardzo brakuje mi go w moim codziennym do tej pory plecaku Sparrow II. Po bokach głównej komory znajdują się dwie spore siatkowe kieszenie — jedna z gumką, druga z zamkiem — idealne, by nosić średniej wielkości przedmioty, takie jak rękawice czy podręczna apteczka. Dodatkowo dostęp do głównej kieszeni mamy także dzięki zamkowi błyskawicznemu. Możemy dzięki temu wyjąć większość rzeczy ze środka, w tym mniejsze laptopy, jednak jeżeli nasz notebook ma monitor o przekątnej 15,6 cala, to wyjmiemy go dopiero po otwarciu głównego roll topa.
Poza główną komorą w nowej Kostce jest też mniejsza frontowa kieszeń. Jest ona całkiem przestronna i ma wszyty organizer i siatkową kieszonkę. Po bokach z zewnątrz znajdują się dwie dość głębokie kieszenie ze ściągaczami — idealne, by zmieścić w nich butelkę (nawet taką półtoralitrową) lub kubek termiczny.
Plecak zamykany jest klapą z dwoma klamrami. Na niej wyszyty jest charakterystyczny kwadrat i kolejny pas pętelek — idealny, by dopiąć do niego wrzepki. Pod pętelkami ukryty jest zamek, który pozwoli nam dostać się do płaskiej kieszeni na klapie, gdzie możemy schować na przykład identyfikatory, gumy do żucia albo jakieś drobiazgi.
Jeżeli chodzi o pojemność, to nadal jest tak dobrze jak w starej Kostce — bez trudu zmieścimy tam dwadzieścia puszek. W ramach testów wpakowałem tam osiem półlitrowych energetyków i nie wypełniłem nawet połowy przestrzeni. Oczywiście teraz większość z nas, dawnych użytkowników Kostek, zrobiła się zbyt… wiekowa na pakowanie dwudziestu browarów, ale to nadal dobra miara pojemności. Generalnie do Kostki 2.0 zapakujemy wygodnie lapka z oprzyrządowaniem, miejskie EDC i napoje, i nadal zostanie sporo miejsca na drobne zakupy i duperele.
Dodatkowo, co ważne dla wszystkich tych, którzy grają w planszówki, do środka wygodnie zmieszczą się dwa typowe (29,5 x 29,5 cm), kwadratowe pudełka. Spokojnie więc możemy do niego zapakować naszą Terraformację Marsa i dobić na przykład Catanem, Grą o Tron albo Aeon’s End.
Sam plecak leży na nas całkiem wygodnie. Przez ostatnie dwa tygodnie nosiłem go zarówno z podstawowym wyposażeniem, jak i obciążałem solidnie, biorąc na zakupy. W tej drugiej sytuacji okazał się zaskakująco pakowny, gdyż zamknięcie typu roll top i długie taśmy przy klapie pozwalają przyzwoicie zwiększyć jego objętość. Szelki plecaka są bardzo wygodnie rozstawione i naprawdę komfortowe. Kostka 2.0, podobnie jak ta oryginalna, nie ma pasów piersiowego i biodrowego, ale mimo to, po dopasowaniu długości ramion nie czuło się noszonego na plecach ciężaru.
Nie jest to plecak, z którym poszedłbym na trzy dni do lasu lub do sklepu po tygodniowe zakupy, ale do codziennego użytku, do noszenia EDC, na małe zakupy i wyprawę na miasto — ideał!
… to też są czasy!
Trust I seek and I find in you
Every day for us something new
Open mind for a different view
And nothing else matters
Dawno, dawno temu Kostka była dla mnie marzeniem, towarzyszem i świadkiem. Jednakże od tamtych młodzieńczych lat zmieniłem się i mam już teraz zupełnie inne potrzeby, a Kostka 2.0 w zupełności je zaspokaja. Przy okazji wygląda naprawdę dobrze i świetnie się nosi, a także ma ten nostalgiczny sznyt, który już parę razy sprawił, że ludzie pytali się mnie, skąd mam taki plecak. Póki co nowa Kostka ze mną zostanie. Stanie się towarzyszem dalszych wypraw po mieście. Może nie zabiorę jej już na dwudniową imprezę, gdzie wypełniona będzie tylko puszkami z „zupą z chmielu”, ale wrzucę do niej lapka wraz z moim miejskim EDC i na pewno przemierzy ze mną niejeden miejski szlak…
…w każdym razie tak długo aż nie będę testował czegoś innego, ale o tym napisze już wkrótce…
Cytaty pochodzą z utworu Metalliki „Nothing Else Matters”.
Dziękujemy firmie Wisport za udostępnienie plecaka Kostki do testów.
Współpraca reklamowa. Testy produktów prowadzimy niezależnie, opinie są wyłączną oceną autorki lub autora. Reklamodawca nie ma możliwości ingerencji w treść recenzji
Komentarze
Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.