Sirius H12 miał swoją premierę na targach MSPO 2021. Już po pobieżnych oględzinach prototypu wiedziałem, że to może być sprzęt, którego szukam. Nie mogłem się doczekać testów. Równie podekscytowany byłem myślą o sprawdzeniu latarki Sniper 3.3, która niestety podczas prób złamała serce. W trakcie testowania praktycznych walorów sprzętu często wychodzą na wierzch rzeczy, o których nie przeczytamy w prospekcie od producenta.
Sirius
H12 to nie jedyna latarka w rodzinie Siriusa. Ma jeszcze braci – miniaturową M10 i klasyczną T25. H12 jednak jako jedyna jest latarką kątową. Pamiętacie latarki amerykańskie z czasów pierwszej wojny światowej i wojny w Wietnamie? Charakterystyczne konstrukcje z głowicą zagiętą o 90 stopni względem tubusu, którymi świeci się tak samo, jak celuje z pistoletu? Sirius H12 to ich współczesny odpowiednik.
Pozostali członkowie rodziny Sirius – modele M10 i T25 / Zdjecia Mactronic
Budowa
Korpus Siriusa H12 wykonano z aluminium i anodowano na przyjemny, brązowy kolor. Urządzenie łatwiej zauważyć niż czarne odpowiedniki, ale jednocześnie nie razi po oczach jaskrawym kolorem. Mnie się podoba.
W głowicy umieszczono promiennik skierowany pod kątem 90 stopni względem osi korpusu. W odróżnieniu od normalnych latarek Sirius „świeci w bok” zamiast „w przód”. Tam, gdzie klasycznie umieszcza się obiektyw, znajdziemy osłonięty grubą gumą włącznik wielofunkcyjny.
Poniżej głowicy znajduje się cylindryczny przedział baterii zakończony zakrętką. Wewnątrz mieści się akumulator 18650. Co ważne: jest to standardowe ogniwo, a nie specjalny wariant Mactronica, jak miało to miejsce w Sniperze 3.3. Jedyne, na co trzeba zwrócić uwagę, to by akumulator był zakończony wypustką lub półsferą na biegunie dodatnim (jak w normalnej baterii, np. AA), a nie płaskim stykiem. Jest to ważne dlatego, że bateria styka się tu bezpośrednio z płytą układu scalonego i płaskie zakończenie może uniemożliwić poprawne połączenie.
Latarka uniwersalna
Sirius H12 otrzymałem w standardowym uposażeniu, skonfigurowany jako latarka czołowa. Elastyczny uchwyt obejmuje w dwóch miejscach tubus baterii, co pozwala regulować kąt padania snopa światła. Samo tarcie wykonanego z gumy materiału wystarczy, by podczas wędrówek i biegania utrzymać położenie latarki. Uprząż wykonano z elastycznej, przyjemnej w dotyku taśmy, dzięki czemu skóra nie zostanie podrażniona podczas noszenia na głowie. Uchwyt latarki jest bardzo rozciągliwy, co ułatwia szybki montaż i demontaż latarki. Wcześniej, w innych modelach, Mactronic stosował twardszą mieszankę i wyjęcie korpusu latarki nie było takie proste.
Producent przewidział potrzeby różnych użytkowników. W zestawie otrzymujemy też odpinany klips do paska i krótką pętlę na nadgarstek. Dzięki nim łatwo przekształcimy czołówkę w latarkę EDC (Every Day Carry). Klips trzyma solidnie, ale nieco rysuje stykane powierzchnie – na rewię mody nadaje się średnio,ale nie przeszkadza w codziennym użytkowaniu.
Jeden z fajniejszych dodatków skrywa zakrętka przedziału baterii. W jej wnętrzu umieszczono magnes, co pozwala przyczepić latarkę do metalowych powierzchni. Nie raz użyłem tego podczas rozładowywania samochodu dostawczego. Siriusa przyczepiałem do burty z promiennikiem wycelowanym w sufit. Światła odbitego było dość, by w komfortowych warunkach prowadzić rozładunek. Świetne rozwiązanie – wnętrza wyłączonych pojazdów, metalowe szafki w przebieralniach, garaże, piwnice i strychy rozświetlają się, jakby miały własne oświetlenie. Ten drobny dodatek zwiększa niepomiernie wszechstronność latarki Sirius H12. Bez niego teraz już trudno mi wyobrazić sobie „idealną latarkę”.
Pozostałe elementy zestawu: smycz, małe kółko i zapasowa uszczelka
Włącznik
Kolejna sprawa, której trzeba się przyjrzeć, to włącznik i tryby pracy. Widziałem już niejedną „super-latarkę” wyposażoną w jeden klawisz obsługujący ponad dwadzieścia funkcji – stroboskopy, płynne zmiany nastaw i blokady. Żadna z nich mojego serca nie skradła. Dla mnie w tej kwestii utylitaryzm jest na pierwszym miejscu. Sirius H12 od Mactronic miło mnie zaskoczył. Projektanci zbalansowali ilość funkcji z prostotą obsługi. Długie przyciśnięcie klawisza włącza i wyłącza latarkę, krótkie zmienia moc światła w górę (oczywiście w pętli), ale tylko gdy urządzenie pracuje. Dwa szybkie kliknięcia uruchamiają blokadę zabezpieczającą przed przypadkowym włączeniem, ale tylko wtedy, gdy latarka jest zgaszona. Co również istotne – wyłączony i zablokowany dwuklikiem Sirius włącza się automatycznie w ostatnim używanym trybie, gdy zdejmujemy blokadę – to logiczne, że odbezpieczamy urządzenie, bo chcemy go użyć. Wydaje się to trywialne, ale widziałem już zbyt dużo latarek, których używanie było prawdziwą drogą przez mękę, mimo iż oferowały więcej opcji. Obsługa Siriusa H12 jest łatwa, przyjemna i na tyle intuicyjna, że po kilku miesiącach w torbie nie miałem problemu z przypomnieniem sobie, jak włącza się poszczególne funkcje. Mnie to urzekło i wielce doceniam starania projektantów w tym względzie.
Jedynym niechlubnym wyjątkiem jest stroboskop. Aby uruchomić ten tryb, przytrzymujemy długo włącznik, aż latarka się uruchomi. Nie puszczamy klawisza, tylko trzymamy dalej, bo sekundę później włączy się tryb stroboskopu. Być może stroboskopu używa się zbyt rzadko, by zapamiętać tę sekwencję. W każdym razie po paru miesiącach przerwy okazało się, że włączanie stroboskopu nie weszło mi w odruch, tak jak instynktowna obsługa pozostałych trybów.
Światło
Każda współczesna latarka dysponuje kilkoma trybami pracy umożliwiając dopasowanie do warunków i konkretnego zadania. Sirius H12 nie jest w tym względzie wyjątkiem. Do użytku oddano nam cztery tryby: mocny (1200 lm; 2 h 30 min), średni (256 lm; 5 h 10 min), niski (86 lm; 28 h) oraz najsłabszy tryb „świetlika” (Firefly) (3 lumeny; 400 h pracy), zapewniający najdłuższy czas pracy. Tryby zmienia się w pętli krótkimi kliknięciami, gdy latarka pracuje. W większości przypadków tryb niski zaspokaja moje potrzeby EDC. Gdy robi się za ciemno dla gołego oka, 86 lumenów to całkiem sporo. Mocniejsze tryby uruchamiam w miarę potrzeb – gdy potrzebuję dodatkowego zasięgu lub chcę oświetlić większy obszar. Tryb mocny wewnątrz pomieszczeń o białych ścianach bez trudu oślepia światłem odbitym. Sirius potrafi się też solidnie nagrzać podczas pracy w trybie 100%, ale nie spodziewałbym się niczego innego po małej latarce emitującej 1200 lumenów.
Warto wspomnieć, że Sirius zapamiętuje ostatnio używany tryb pracy, niezależnie czy latarkę tylko wyłączamy, czy wyłączamy i blokujemy. Kiedyś latarki nie miały funkcji pamięci i trzeba było za każdym razem „przeklikiwać się” do najczęściej używanej opcji. Drażniło mnie to wtedy, więc dziś umiem docenić tę drobną, acz cenną funkcję.
Wbudowany w latarkę rozpraszacz tworzy dużą plamę głównego snopa, który gładko przechodzi w szeroki stożek światła szczątkowego. Umożliwia to wyraźne oświetlenie obiektu przy jednoczesnym oświetlaniu sporej części otoczenia przed nami. Do użytku EDC i łażenia po lesie sprawdzi się świetnie – my widzimy, nas widać i nie oślepiamy wszystkiego dookoła. Niczego więcej nie oczekuję. Gdyby przyszło mi prowadzić w lesie poszukiwania, wziąłbym dodatkowo szperacz – taka sytuacja zdarza się dostatecznie rzadko, bym nie musiał tej funkcji mieć wbudowanej.
Ładowanie
Jak wspomniałem wcześniej, Sirius H12 jest zasilany z ogniwa akumulatorowego 18650. Stan naładowania można sprawdzić dzięki diodzie ukrytej pod gumą włącznika. Gdy latarka jest odblokowana i wyłączona, wystarczy kliknąć krótko raz, a poinformuje nas odpowiednim kolorem – zielony oznacza 100-50%, żółty 50-20%, czerwony 20-5%, a czerwony migający 5% lub mniej. Dodatkowo, gdy podczas pracy poziom spadnie poniżej 10%, latarka co minutę zamiga trzy razy, by zwrócić uwagę użytkownika.
Mactronic nie zapomniał też o wbudowaniu ładowarki. Port zasilania umieszczono po przeciwnej stronie względem promiennika. W zestawie otrzymujemy kabel USB zakończony stożkową końcówką z magnesem. Wystarczy przytknąć ją do portu, a sama przyczepi się we właściwy sposób. Wbudowana we wtyczkę kolorowa dioda poinformuje nas zielonym światłem, gdy proces zostanie zakończony.
Warto było czekać
Cieszę się, że mam już swojego Siriusa H12, bo na taką latarkę właśnie czekałem. Chciałbym się do czegoś przyczepić, ale – poza zarysowaniami na anodyzowanej powierzchni, co jest całkowicie normalną konsekwencją użytkowania nawet w droższych konstrukcjach, płaskim stykiem na płycie i tym że latarka grzeje się w trybie 100% – nie znajduję nic wartego uwagi. To są detale, a nie poważne wady. Sirius H12 świeci dobrze i mocno. Może być latarką do kieszeni lub czołówką. Obsługuje się ją łatwo, mimo że oferuje kilka funkcji i zabezpieczenie włącznika. Jest solidna i waży zaledwie 83 gramy z baterią (36 g bez źródła zasilania – ogniwo jest cięższe niż samo urządzenie!). Niektórzy mogliby oczekiwać jeszcze płynnej regulacji mocy, ale – szczerze mówiąc – nawet gdyby oferowano takową opcję, nie skorzystałbym z niej. Z doświadczenia wiem, że często kończy się to nadużywaniem światła mocniejszego niż to, jakie jest realnie potrzebne, a to znacząco skraca czas pracy na baterii.
Dla mnie Sirius to latarka idealna. Mam sporo urządzeń tego typu – w każdej ważniejszej torbie i garażu, ale ilekroć potrzebuję skorzystać z przenośnego źródła światła, najchętniej sięgam po H12. Mógłbym żyć szczęśliwie mając w domu tylko tę jedną latarkę.
Szczerze polecam!
Komentarze
Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.