Wstęp
Dwie opcje
Zdjęcie na tle rękawiczek daje wyobrażenie na temat wymiarów opisywanej latarki
Stoi lub leży. Świeci słabiej lub mocniej. Na biało lub na czerwono. Prosto albo krzywo. Leży w ręku albo wisi przy ekwipunku. Dwie opcje w każdej kategorii – i bardzo poważnie się zastanawiam, czy potrzeba więcej. Być może dzięki tej prostocie twórcy Sidewindera naprawdę zbliżyli się do zrealizowania idei uniwersalności.
Z zewnątrz i od środka
Jedyny przycisk, którym obsługuje się latarkę
Cóż można powiedzieć na temat tej latarki? Jaka jest, każdy widzi. Piszę ten akapit wyłącznie z poczucia obowiązku. Wymiary tego polimerowego pudełeczka to 10,9 cm długości oraz 4,7 cm w najszerszym, a 3,5 cm w najwęższym miejscu. Waży 82 gramy. Z boku głowicy znajduje się jeden przycisk, którym włączamy i wyłączamy latarkę lub wybieramy tryby. Na szerszym boku latarki zamocowano metalowy klips służący do mocowania jej na ekwipunku, odzieży lub na hełmie. A w środku? W otwieralnym od dołu korpusie mieszczą się dwie baterie AA, czyli normalne paluszki. Pod klapką zamykającą korpus można łatwo zauważyć uszczelkę. I tyle. Przynajmniej na pozór.
Światło
Sidewinder z filtrem koloru światła w dwóch pozycjach
Uprzedzam od razu: ta latarka na pewno nie zadowoli lumenofilów. Do wyboru są dwie barwy światła: białe lub czerwone, które zmienia się bardzo prosto – przy pomocy zwykłego mechanicznego filtr, który przesuwamy w głowicy. Tak, mechanicznie, palcem, nie żadnym guzikiem, który trzeba wcisnąć odpowiednią ilość razy. Tryby jasności są do wyboru dwa: słabszy, dający 7 lumenów o zasięgu 24 metrów i możliwości pracy przez 90 godzin, oraz mocniejszy, dający 55 lumenów, zasięg światła 63 metry i 8 godzin nieprzerwanej pracy*. Jak widać, demonem jasności ta latarka nie jest.
* dane producenta
Świeci „krzywo”
Powodem, dla którego zdecydowałem się przetestować właśnie tę latarkę, jest jej ruchoma głowica. Pamięta ktoś jeszcze te stare, prostokątne latarki wojskowe i harcerskie, które zasilało się płaskimi bateriami? Potem pojawiły się na polskim rynku fultony z głowicą skierowaną pod kątem 90 stopni do obudowy. A Sidewinder Boot (i kilka innych modeli od Streamlighta, bo to tylko jeden przedstawiciel większej rodzinki), ma głowicę, którą można gładko poruszać w zakresie 180 stopni (albo nawet troszkę więcej).
Sidewinder przypięty do plecaka. Klips trzyma mocno, nie ma obawy że latarka nagle spadnie
Co prawda nie do końca rozumiem, dlaczego 180 (czy nie wystarczyłoby 90?), ale nie będę się czepiał. Tak czy siak, jest to latarka, która funkcjonalnie może zastępować typową ręczną i fultona. Za pomocą klipsa można ją przypiąć do ubrania, plecaka albo hełmu. To ciekawa alternatywa dla czołówek, dzięki której nie ma obawy, że nagle zaświeci się kamratom po oczach. Dodatkowo klips przylega do obudowy tak szczelnie, że latarkę można zawiesić głowicą w dół na sznurku, na przykład na cięciwie hamaka.
Dla kogo
Przypięty do ekwipunku wędrowca, Sidewinder zastępuje fultona lub czołówkę
No właśnie, do hełmu… Ta latarka została pomyślana przede wszystkim dla żołnierzy, ale jak połowa wojskowych klamotów może się okazać bardzo przydatna też dla włóczykijów. Umówmy się: tak naprawdę nie potrzebujemy podczas wędrówki tych półtora-dwóch tysięcy lumenów. 55 zupełnie wystarcza żeby oświetlić drogę przed nami, a w obozie zapewne nawet te 7 wystarczy, żeby wygrzebać z plecaka kuchenkę, herbatę i kanapki. Przecież poruszając się w nocy jakimś szlakiem czy po bezdrożach, potrzebujemy światła przede wszystkim tuż przed sobą, żeby nie połamać nóg, a nie pół kilometra dalej. Jasne, że pracownik ochrony czy policjant może zrobić użytek z tysiąca lumenów, a czasem uratuje mu to zdrowie i życie.
Zaraz ktoś mi powie, że ochroniarz może wypatrzeć włamywacza w obiekcie, a w lesie można spotkać dzika… Ale jeśli go oślepisz, to tylko się zdenerwuje, a jak będzie o dziesięć metrów od ciebie w krzakach, to nieważne, czy masz 50, czy 5000 lumenów – i tak zobaczysz tylko liście. No i 50 lumenów nie pochłania baterii tak szybko jak 1000. Uznajmy zatem, że jest to latarka przeznaczona dla ludzi, którzy chcą sobie radzić i bytować w dziczy. Wsparciem dla tej konstatacji jest jeszcze to, że Sidewinder ma klasę wodoszczelności IPX7, a więc ma być odporna na zanurzenie do głębokości metra (kwestia ciśnienia wody) na czas do 30 minut. Żadne ochlapywanie i zalewanie nie powinno zrobić jej krzywdy, jeżeli tylko jest szczelnie zamknięta.
Kilka uwag
Klapka zamykająca latarkę od dołu. Widoczna śrubka dociągająca uszczelkę
Owo szczelne zamknięcie przywodzi mi na myśl główne zastrzeżenie, jakie mam wobec tej latarki. Otóż klapkę w obudowie zamyka się za pomocą śrubki. Może po to, żeby poprawić szczelność przez mocne dociągnięcie uszczelki? Nie wiem. Wiem natomiast, że wymiana baterii w nocy, a do tego jeszcze w stresującej sytuacji (choćby pod ostrzałem, skoro to żołnierska zabawka) może być naprawdę diabelnie trudna. Rozumiem, że śrubka będzie trzymała lepiej niż jakikolwiek zatrzask, ale czy nie mogła być po prostu większa, łatwiejsza do odkręcenia? Jakoś nie wyobrażam sobie, żeby ktokolwiek nosił ze sobą śrubokręt, a uchwycenie główki palcami jest niełatwe, szczególnie w rękawiczkach… Szczęśliwie dla włóczykijów nie ma to większego znaczenia.
Komora na baterie otwarta. Widać uszczelkę i długość gwintu śrubki zamykającej
Druga rzecz: źródłem zasilania latarki są dwie bateryjki AA. Proszę, niech mi ktoś wyjaśni, dlaczego nie ogniwo? Bo baterie można wszędzie i zawsze dostać i nie trzeba pamiętać, żeby je naładować? Być może. Nie zmienia to jednak faktu, że w miarę wyczerpywania się baterii światło szybko słabnie, podczas gdy przy ogniwach nie ma takiego efektu. Cóż, sami musicie rozważyć, co wam bardziej pasuje. Natomiast muszę raz jeszcze pochwalić prostotę obsługi latarki. Naciśnij, żeby włączyć, przytrzymaj guzik, żeby zmienić tryb światła, naciśnij, żeby wyłączyć. Tyle.
Podsumowanie
Kolejne zdjęcia prezentują kilka (nie wszystkie) możliwych ustawień głowicy Sidewindera w pozycji stojącej
Warto podkreślić, że w tej pozycji głowica latarki skierowana jest nie poziomo, ale troszeczkę w dół. Dzięki temu można oświetlić coś na stole przed sobą, a gdy jest przypięta do paska spodni, świeci na dwa-trzy kroki przed idącym
Streamlight Sidewinder Boot to latarka, w której niełatwo zmienić baterie i jej źródło zasilania pozostaje dyskusyjne. Oprócz tego to bardzo prosta i odporna konstrukcja, lekka i poręczna, która może zastąpić dwie albo i trzy inne. Zmieści się w ekwipunku gdziekolwiek. Nie poraża siłą światła, ale daje go wystarczająco dużo aby bezpiecznie poruszać się w terenie lub organizować w obozie. Ideały nie istnieją, jednak ten model – w moim, subiektywnym odczuciu – wyraźnie się do nich zbliża.
Dziękuję firmie Streamlight za udostępnienie zabawki do wypróbowania.
Testy produktów prowadzimy niezależnie, opinie są wyłączną oceną autorki lub autora. Reklamodawca nie ma możliwości ingerencji w treść recenzji.
Komentarze
Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.