Czym jest EDC?
EDC, czyli Every Day Carry, to w dużym uproszczeniu zestaw przedmiotów, które nosimy ze sobą codziennie. To rzeczy, których zadaniem jest ułatwianie nam życia i zapewnianie komfortu – zarówno tego fizycznego, jak i oczywiście psychicznego. Dobrze złożony zestaw EDC powinien pomóc nam poradzić sobie także we wszelkich sytuacjach kryzysowych, które złapią nas poza domem: od poluzowanej śrubki w okularach po apokalipsę zombie.
Jeżeli popatrzymy na to zagadnienie z najszerszej możliwej perspektywy, to każdy z nas korzysta z własnego zestawu EDC, nie zawsze zdając sobie z tego sprawę. W końcu wychodząc z domu, zwykle zabieramy ze sobą te przedmioty, które uważamy za niezbędne w nadchodzącym dniu. Telefon, klucze czy portfel z dokumentami mamy prawie zawsze ze sobą, a jakby nie patrzyć, są to najbardziej podstawowe elementy zestawu EDC. Większości ludzi mieszkających w mieście, o w miarę ustabilizowanym trybie życia, może się wydawać, że poza tymi trzema rzeczami nie będą potrzebować nic do w miarę komfortowej egzystencji.
Jednakże taka „podstawa podstaw” wystarczać będzie zwykle tak długo, aż nie pojawi się jakiś problem. Nie mówię tu od razu o globalnej katastrofie, ataku terrorystycznym czy wspomnianej już inwazji zombie, ale o „małych apokalipsach”, takich jak urwany guzik, rozbite kolano, niski poziom baterii w telefonie czy nawet potrzeba otwarcia świeżo odebranej paczki. Wtedy nagle okazuje się, że wspomniana już podstawa to za mało (no dobra, paczkę od biedy otworzymy ostrą stroną klucza, a zużycie baterii możemy ograniczyć, ale to tylko wyjątki potwierdzające regułę). Zaczynamy więc kombinować, co powinniśmy nosić ze sobą, by uniknąć problemów. Tak właśnie zaczynamy kompletować swój codzienny zestaw. Czy tak zaczęło się EDC? Jak to powiedział kiedyś Tadeusz Sznuk: „Odpowiedź brzmi: nie wiem, choć się domyślam”.
EDC warto dopasować nie tylko do swoich potrzeb, ale też do tego, jak zamierzamy spędzić dzień. Inne rzeczy zabierzemy, gdy szykujemy się na dłuższą wycieczkę w teren, „w górki” czy po prostu do lasu, a inne EDC będzie nam towarzyszyć w życiu codziennym, podczas – że pozwolę sobie na taki eufemizm – eksploracji miejskiej dżungli. I na tym drugim dziś się skupimy.
Co znajduje się w moim EDC i jak je dzielę?
Moje miejskie EDC w dużym uproszczeniu dzielę na dwie kategorie: to, co mam przy sobie, i to, co wrzucam do plecaka.
„Święta trójca”
Telefon, dokumenty i klucze to wspomniana już wyżej „święta trójca”, czyli podstawa podstaw, nosi przy sobie chyba każdy. Przy tych najbardziej podstawowych elementach wspomnę tylko, że warto pamiętać o tym, żeby telefon miał co najmniej 50% baterii, gdy wychodzimy z domu na dłużej, a także o tym, by zawsze zabrać ze sobą nieco gotówki – i to najlepiej w drobnych banknotach. Lwia część sklepów korzysta z płatności zbliżeniowej, ale nieraz zdarzyło mi się już trafić na awarię albo niezbędny zakup u kogoś, kto lubi tylko gotówkę.
Szpej do kieszeni…
Ta część sprzętu jest zawsze ze mną. Zajmuje niewiele miejsca i jest to szpej, który przydaje mi się każdego dnia. Składa się na niego smartwatch, nóż typu folder, latarka, minitool i zapalniczka. Proste i lekkie przedmioty, bez których trudno by mi się było obyć.
Przegląd zacznijmy od smartwatcha – to całkiem nowe i w sumie dość gadżeciarskie urządzenie, które znacznie ułatwia mi codzienne życie, tym bardziej że staram się dbać o siebie i redukuję wagę. Na swojego championa wybrałem Amazfita T-Rexa 3 Pro. Nie jest tani, ale ma bardzo rozsądny stosunek jakości do ceny. Pozwala mi nie tylko kontrolować puls i większość typowych odczytów, ale też spojrzeć na mapę offline (o ile pamiętam o jej pobraniu), odebrać telefon (o ile nie jest to zima) i ma wbudowaną latarkę z diodą, którą mam zawsze przy sobie. Korzystam z niej jako latarki awaryjnej, ale świeci jasno i idealnie pozwala mi przyświecić sobie nocą albo gdy wkładam rękę w jakieś dziwne miejsca.
Nóż typu folder to taka część codziennego wyposażenia, o której noszeniu kiedyś w ogóle nie myślałem, a teraz nie mogę sobie wyobrazić wyjścia z domu bez niego – tak często mi się przydaje. Obecnie korzystam z noża dość budżetowego, ale w zupełności wystarczającego jak na moje potrzeby.
Moją główną latarką jest natomiast Streamlight Wedge XT – mała, wygodna do trzymania i z klipsem do „deep carry”. Nie ma tysięcy lumenów mocy, ale do miasta wystarczy mi z naddatkiem. Ma też bardzo przyjemny, cywilno-edcowy wygląd, więc mogę z niej korzystać niezależnie od okoliczności. No i ładuje się przez USB-C, co mocno ułatwia jej „dokarmienie”.
To, co noszę przy sobie, uzupełnia mały multitool Nextool MiniFlagship F12 (mój najnowszy zakup, z absolutnie fantastycznymi nożyczkami), maleńki łomik do podważania niewielkich przedmiotów i najzwyklejsza zapalniczka. Po co mi dwa ostrza (nóż i multitool) i dwie latarki (zegarek i Wedge XT) zawsze przy sobie? Prepersi mają taką zasadę, która bardzo ładnie pasuje też do całego EDC: „Three is two, two is one, one is none”, czyli w dużym uproszczeniu – składając zestaw, dobrze zadbać o redundancję, bo nigdy nie wiesz, kiedy jakaś część noszonego szpeju cię zawiedzie.
…i ten do torby lub plecaka
Jeżeli chodzi o większe EDC, czyli to pakowane do plecaka lub torby na ramię, to tutaj zaczyna się prawdziwa parada kombinowania: co warto ze sobą nosić, a co tylko nas obciąża. Znaczna część tego, co mam przy sobie, może przydać się zawsze, ale niektóre elementy to już raczej gotowość na większe problemy, takie jak blackout czy po prostu jakieś poważniejsze zdarzenie losowe. Większość tego „większego” miejskiego EDC pakuję w organizery. Bardzo podpasowały mi organizery Helikona, a zwłaszcza ten na dokumenty (który jest niesamowicie pakowny) i ten duży – Insert Large, a także bardzo fajna apteczka – EDC Med Kit. Taka organizacja podręcznego szpeju bardzo ułatwia mi migrację między różnymi plecakami i torbą oraz znacznie upraszcza dostęp do tego, co aktualnie jest mi potrzebne.
W codziennej apteczce (czyli w gruncie rzeczy kieszonkowej) mam tylko najpotrzebniejsze rzeczy: garść plastrów opatrunkowych, podstawowe leki (przeciwbólowe, przeciwalergiczne i takie na problemy z żołądkiem, czyli węgiel aktywny). Uzupełniłem to małym środkiem odkażającym (wybrałem Octaseptal – ma atomizer o pojemności 30ml), chusteczkami z alkoholem, jałowym opatrunkiem, pęsetą i oczywiście parą rękawiczek. Muszę tu podkreślić, że ta mikroapteczka służy mi tylko na codzienne wypady na spacery czy do miasta (wam może się też przydać w drodze do pracy lub na uczelnię). Na wypady w teren mam apteczkę większą i lepiej wyposażoną, która ma współgrać z tą małą.
Do helikonowego organizera na dokumenty wkładam rzeczy płaskie: paczkę chusteczek nawilżanych, koc NRC, kilka metrów taśmy typu silver tape zwiniętej na starej karcie debetowej, kilka metrów papieru toaletowego (możecie się zdziwić, jak często się przydaje), kilka metrów sznurka (polecam tu microcord – jest lekki, odpowiednio wytrzymały i zajmuje naprawdę niewiele miejsca), garść chusteczek do okularów oraz torebkę strunową z torebkami strunowymi i gumkami recepturkami. Zimą całość uzupełniam chemicznym ogrzewaczem do dłoni, który – zapewniam was – może zdziałać cuda, gdy przy większym mrozie miejska komunikacja postanawia się wywrócić. Rzeczy w organizerze to przydatne bajery, bez których łatwo się obyć i nie będziemy ich używać codziennie, a przy „małej apokalipsie” znacznie poprawią nasz komfort… Zwłaszcza chusteczki nawilżane i papier toaletowy.
Duży organizer to u mnie elektronika. Korzystam z potężnego powerbanka o pojemności 25 000 mAh i mającego na wyjściu moc ponad 100 W. Po co mi taka ciężka cegła? Współczesne laptopy można bez trudu ładować z powerbanka, co znacznie zwiększa czas, jaki możemy pracować, gdy nie mamy dostępu do prądu. Poza powerbankiem w organizerze mam też ładowarkę o dużej mocy (również do laptopa), dwa (długi i krótki) porządne kable USB z końcówkami C po obu stronach, a także kable z Lightningiem i microUSB. Te dwa ostatnie wychodzą z użycia, ale nadal mogą się przydać. Nie mam już urządzeń, które korzystają z tych portów, ale czasem zdarza się, że ktoś potrzebuje od nas pożyczyć prądu. Warto zadbać o jakość kabli, zwłaszcza jeżeli ładujecie nimi laptopa – te gorszej jakości mogą albo nie przesyłać odpowiednio dużo mocy, albo być niestabilne, co może negatywnie wpłynąć na trwałość ładowanych urządzeń. Jeżeli nie nosicie na co dzień laptopa, to warto pomyśleć o mniejszym i lżejszym powerbanku, takim jak chociażby Nitecore NB10000 Gen3. Znacznie odciąży to wasze EDC. Nigdy nie rezygnowałbym jednak z posiadania przy sobie jakiegoś powerbanka. W obecnych czasach telefon zastępuje nam bardzo wiele urządzeń i trzeba pamiętać o tym, by w razie potrzeby mieć go czym dokarmić.
Poza apteczką i oboma organizerami część rzeczy noszę po prostu w plecaku – włożone do doczepianego organizera typu insert. Trzymam tam kolejną latarkę (tym razem taką na baterię, a nie na USB-C), zestaw igieł i szpulkę mocnej nici, drugą zapalniczkę… i scyzoryk. Dodatkowo dbam też, by zawsze wędrowały ze mną garść trytytek i dezodorant w sztyfcie. Niektóre z rzeczy, które mam przy sobie, można potraktować jako tak zwany „overkill”, ale większość z nich jest na tyle lekka, że nie przeszkadza specjalnie podczas noszenia.
Są jeszcze dwa elementy, które można zaliczyć do miejskiego EDC, choć wielu purystów może tu kręcić nosem: laptop i kubek termiczny. Wielu z nas regularnie porusza się po mieście z przenośnym komputerem, a jeszcze więcej zabiera swój wierny kubek z kawą lub herbatą, by się rano dobudzić w drodze do pracy. Dla mnie są one oba regularnymi towarzyszami wędrówek po mieście, bo dzięki nim mogę wyjść z domu, odświeżyć głowę i popracować w tak zwanych „pięknych okolicznościach przyrody”, co nieźle wpływa na kreatywność. Wybierając laptopa, starałem się znaleźć urządzenie z solidną baterią i spełniające przy okazji normę MIL-STD-810, aby przetrwał on przypadkowe zakurzenie czy nawet upadek. Natomiast dobierając kubek, starałem się wziąć taki, który nie tylko będzie szczelny, ale też dość łatwy w myciu. W obu wypadkach trafiłem bardzo dobrze.
Podsumowując, na nasz sprzęt EDC składają się rzeczy, których my sami potrzebujemy. Jednakże są takie elementy, których posiadanie bardzo ułatwi nam życie. Składają się na nie: ostrze (najlepiej nóż typu folder), źródło światła (najlepiej inne niż latarka w telefonie) i źródło ognia (choćby zapałki czy zapalniczka). Dobrze jest mieć też apteczkę z podstawowymi medykamentami i opatrunkami, a także sznurek, taśmę klejącą, mokre chusteczki, papier toaletowy oraz powerbank z okablowaniem. Taki zestaw pozwoli wam poradzić sobie ze znakomitą większością „małych apokalips”, na jakie traficie.
Miejskie EDC z torbą na ramię
Jeżeli wybieram torbę, to pakuję się w helikonowego Large Courier Baga. To siedemnastolitrowy potwór, w którym mieści się całość mojego podręcznego szpeju, a także ten zabierany okazjonalnie. Jej zaletą jest liczba kieszeni, dzięki czemu łatwo się w nią zapakować, a także łatwość dostępu do jej wnętrza. Mogę w niej grzebać, nie zdejmując jej z ramienia. Wygodnie też sprawdza się w miejskiej komunikacji i wszędzie tam, gdzie na jakiś czas muszę przysiąść. Dodatkowo, dzięki wygodnie umieszczonej kieszeni na picie, nosząc torbę, zawsze mam dostęp do płynów – czy to ciepłych, czy zimnych.
Wadą torby jest rozłożenie obciążenia. Dłuższe noszenie załadowanej torby (czyli takiej z laptopem i opisywanym wyżej „ceglastym” powerbankiem) jest na dłuższą metę boleśnie męczące. Po raptem kilku kilometrach zaczynam odczuwać wyraźny dyskomfort. Może to kwestia tego, że nigdy specjalnie nie nosiłem toreb i zacząłem ich używać dopiero niedawno, więc muszę się do nich przyzwyczaić. Do torby trudno także zapakować większe zakupy, bo nie dość, że ma mniejszą pojemność, to jeszcze wspomniany dyskomfort po dopakowaniu zakupami rośnie wykładniczo.
W miasto z plecakiem
Na co dzień obecnie używam dwóch plecaków — helikonowego EDC i wisportowej Kostki. Oba są raczej niewielkie (pierwszy ma 24, a drugi 20 litrów), ale niezwykle pakowne i ustawne. Mogę je wygodnie zapakować całym dodatkowym i okazjonalnym EDC, a jeszcze zostanie mi miejsce na dopakowanie zakupów. Dodatkowo noszenie całego majdanu na plecach jest o wiele wygodniejsze niż na ramieniu, zwłaszcza przy dłuższych trasach. Niestety korzystanie w drodze z obu plecaków nie jest tak wygodne (po prostu trudno w nich grzebać) i nie są one tak zgrabne w miejskiej komunikacji jak torba. Mają też mniej kieszeni i trudniej sięgać po picie.
Plecak czy torba — starcie tytanów
Co wybrać, zapytacie: plecak czy torbę na ramię? Odpowiedź nie jest jednoznaczna. Jeżeli dużo czasu spędzacie w ruchu i codziennie pokonujecie duże odległości pieszo, to zdecydowanie wygodniejszy będzie plecak. Jeżeli natomiast więcej jeździcie miejską komunikacją i chodzicie tylko na niewielkie odległości (bo na przykład idziecie tylko na przystanek albo poruszacie się po budynku w pracy lub na studiach), to wtedy sensowniejszym wyborem jest torba na ramię.
Dobierając coś dla siebie, warto wziąć pod uwagę także to, czy codziennie zabieracie ze sobą laptopa. Jeżeli tak, to warto dobrać torbę lub plecak tak, aby miały dedykowaną kieszeń na tego typu urządzenie. Z mojej trójki zarówno Courier Bag Large, jak i „Kostka 2.0” mają takowe kieszenie. Do plecaka EDC można natomiast dokupić insert, po którego włożeniu możemy w nim całkiem bezpiecznie nosić mniejszy, 14-calowy laptop.
Można też przy pewnych okazjach pomyśleć o kombinacji plecaka i torby na ramię. To doskonałe rozwiązanie, gdy wybieramy się na przykład na weekendowy city break gdzieś w Polsce. Wtedy do torby możemy zapakować odpowiednio sprofilowany szpej EDC, a do plecaka ubrania, środki czystości i inne niezbędne na wyjazd rzeczy. Sam zrobiłem tak niedawno, jadąc na targi do Warszawy, i muszę przyznać, że było to rozwiązanie cudownie komfortowe.
Nerka – lekko, z klasą, ale tylko z niezbędnym szpejem
Alternatywą dla plecaka czy torby może być także nerka. Jednak warto pamiętać, że ma ona dość niewielką pojemność, co oznacza, że pomieścimy tam tylko jakąś kombinację kieszonkowego i plecakowego EDC. Dodatkowo w zimnych miesiącach ciężko ją nosić wygodnie i sięgać do niej bez wychładzania się. Jednak może być ona całkiem niezłym rozwiązaniem, zwłaszcza na podręczny sprzęt. Co ważne — można ją połączyć z większym „pojemnikiem”, czyli z plecakiem lub torbą po to, by rozsądnie i rozważnie podzielić swoje EDC pod kątem częstotliwości użycia.
Kilka słów na koniec
Nasze EDC, niezależnie czy miejskie, czy terenowe, powinno być dobierane indywidualnie do naszych potrzeb. To, co znajdziecie w tekście, to tylko moje propozycje i rzeczy, które noszę ze sobą codziennie w tym momencie. Warto pamiętać, że wasze EDC (podobnie jak i moje) będzie się zmieniać — czy to poprzez dodanie nowego szpeju, czy poprzez usunięcie czegoś, z czego nie skorzystaliście przez ostatnie pół roku. Mam nadzieję natomiast, że mój tekst choć trochę nakieruje was na to, co warto ze sobą zabierać każdego dnia, wychodząc z domu.
Artykuł zawiera lokowanie produktów:
plecak EDC Backpack, torba Urban Courier Large,
apteczka EDC Med Kit, insertów: Insert Organizer Large, Insert Document Case, Insert Backpack Panel, Insert EDC Large
kurtka Husky, koszula Warden, spodnie Greyman Jeans, SFU Next, czapka Wanderer Beanie
Współpraca reklamowa
Komentarze
Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.