Roswell było kiedyś zwykłym amerykańskim miasteczkiem, które żyło głównie z przemysłu petrochemicznego i spożywczego, ale za sprawą tzw. incydentu z Roswell, czyli rzekomego rozbicia się statku pozaziemskiego, zyskało ogromną sławę. Stało się bardzo popularne wśród turystów chcących zobaczyć na początku miejsce katastrofy, a później po prostu same miasteczko, które posiada sporo atrakcji związanych z UFO.
Po dwóch godzinach jazdy docieramy na miejsce. Już na wjeździe zamiast tradycyjnej tablicy z nawą miejscowości wita nas okolicznościowy znak ze statkiem kosmicznym i istotami pozaziemskimi. Nie mamy za wiele czasu, większość miejsc otwarta jest do godziny 17:00. Wybraliśmy najciekawszą naszym zdaniem atrakcję, na którą powinno nam wystarczyć czasu, czyli International UFO Museum and Research Center. Znajduje się tutaj obszerna biblioteka i sporo eksponatów skupiających się na incydencie w Roswell, ale także historia spotkań z UFO, kręgów zbożowych, Strefy 51 czy uprowadzeń ludzi przez UFO. Oczywiście nie mogło zabraknąć sklepu z pamiątkami. Samo muzeum zaś jest warte zobaczenia i znajduje się w nim sporo ciekawych rzeczy. .
Po Roswell w zasadzie nie spodziewałem się żadnych większych fajerwerków – to miasteczko kojarzono przede wszystkim z UFO. Na każdym kroku widać nawiązanie do katastrofy z 1947 roku. Na głównej ulicy praktycznie każdy ma jakiś kosmiczny akcent przy swojej działalności gospodarczej. Nawet McDonald’s jest zbudowany w kosmicznym stylu.
Prawdziwe miejsce katastrofy latającego spodka znajduje się na pustyni i prowadzi do niego nieutwardzona droga. Nie ma tam w zasadzie nic poza skałami, ale i tak co roku w to miejsce udają się setki turystów. My odpuściliśmy, przed nami było jeszcze prawie 200 kilometrów jazdy do miejscowości Santa Rosa, gdzie mieliśmy kolejny nocleg.
Droga, którą jechaliśmy do Santa Rosa, była jedną z najbardziej pustych, jakie widziałem w życiu. Przez prawie 100 kilometrów nie napotkaliśmy kompletnie niczego. Żadnego miasteczka, stacji benzynowej czy sklepu. Totalne pustkowie, na dodatek nie minęliśmy ani jednego samochodu. Jechanie taką trasą jest przepiękne, a jednocześnie trochę niebezpieczne w razie jakiejkolwiek sytuacji awaryjnej. Krajobraz płaski, wysoka sucha trawa, a wśród niej pasące się setki krów.
Wieczorem dojeżdżamy do miejscowości Santa Rosa. Ponownie jesteśmy na trasie Route 66. Czeka nas obiad w lokalnej meksykańskiej restauracji, regeneracja i rano ruszamy dalej.
Komentarze
Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.