Wstęp
Niedawno opisałem dla Was moje nowe portki, które wpadły mi do szafy prosto z magazynu Helikona. O TUTAJ (Z garderoby terenowej – Covert Tactical Pants Denim, taktyczne jeansy od Helikona znajdziecie artykuł na ich temat. Krzysiek i Konrad z nutką humoru i nostalgii (trochę przewrotnych) opisali jeszcze inne spodnie, o TUTAJ (Helikon-Tex Woodsman – spodnie inne niż wszystkie (inne)). Ale przecież w samych spodniach (i butach) do lasu nie pójdę, prawda? Szczególnie kiedy planuję nocleg albo pogoda jest inna niż letnia zwyczajny bawełniany t-shirt może nie wystarczyć. Przyda się coś grubszego i z dłuższym rękawem.
Ciuchy w teren
Na ten temat też już powstało nieco materiałów, choć może powinniśmy się pokusić o poradnik? Czasem kiedy widzę dziewczyny w bolerkach albo chłopaków w koszulkach na ramiączkach, którzy wybierają się do lasu… Już miałem napisać że się załamuję, ale skłamałbym. Prawdę mówiąc, zwykle już tylko z rezygnacją kręcę głową. I jest to mój wielki błąd, bo odpowiedni chroniący ciało strój do lasu to bardzo ważna rzecz. Pomyślmy… Chłód i promieniowanie UV to raczej oczywistości. Dziesiątki okazji do mechanicznych uszkodzeń skóry. Komary, kleszcze, osy… Załamania pogody… Dobra, już skończę, bo jak się zacznę zagłębiać w szczegóły, to wyjdzie, że naprawdę lepiej do lasu nie wchodzić, bo to niebezpieczne. Tak czy siak chcemy ochronić naszą skórę przed wpływem czynników atmosferycznych i następstwami naszej głupoty lub zwykłego pecha. Jeśli nie stale, to przynajmniej mając coś w plecaku. A kiedy pogoda przestaje nas rozpieszczać, cieplejszy ciuch jest jeszcze potrzebniejszy. Pamiętajcie, zawsze można go zdjąć.
Kurtka Helikon Trooper. Zdjęcie prezentuje układ przednich kieszeni
Kurtka Helikon Trooper
Dopóki nie panują mrozy, tak naprawdę najważniejszym zagadnieniem jest chronienie się przed wiatrem i wilgocią. Zresztą przy mrozie wiatr też jeszcze potrafi obniżyć odczuwalną temperaturę nawet o kilkanaście stopni. Nikt nie mówi, że musimy nosić w plecaku kurtkę gabarytów M65, żeby się na pewno zabezpieczyć. Latem czy wiosną byłoby to po prostu groteskowe. Zamiast tego dobrze jest uzupełnić ekwipunek o coś leciutkiego i nieprzewiewnego – jak Trooper. Wykonana głównie z włókien nylonowych kurtka waży według informacji producenta 713 gramów. Moja waga pokazała 680. Żadna różnica. Dobrze ściśnięta zwija się do pakunku przypominającego wielkością półtoralitrową butelkę wody. Ma siedem różnych kieszeni, w większości zapinanych na zamki (dwie na ramionach, dwie na piersi, jedna na przedramieniu, dwustronny mapnik – czyli kieszeń przelotowa – na plecach, kieszeń wewnętrzna zapinana na rzep).
Płaskie kieszonki znajdujemy na obu ramionach kurtki. Na nich naszyte są panele rzepa
Następne zamki (oczywiście YKK) można rozpiąć pod pachami dla lepszej wentylacji, a jeszcze jeden, z dwoma suwakami, trzyma kaptur w kołnierzu. Ostatni zamek, dwustronny, służy do zapinania kurtki. W kieszeniach piersiowych i naramiennych znajdują się przepusty na okablowanie. Mankiety i dół są częściowo rozciągliwe i regulowane. Trzeba jeszcze dodać, że łokcie wzmocniono, a na ramionach mamy panele velcro, żeby sobie przyczepić plakietkę na rzepie.
Kieszeń przelotowa, czyli według mnie mapnik Troopera, jest bardzo łatwo dostępna
Trooper w użyciu
Z początku miałem wrażenie, że ta kurtka właściwie nie służy do niczego. Ot, taki odchudzony Gunfighter, który stracił na szczelności. Szczególnie po pierwszym mocniejszym deszczu byłem niezadowolony. Letnia burza przemoczyła kurtkę w kilka minut, mimo że byłem w gęstym lesie, pod parasolem liści. Po diabła w ogóle w kurtce kaptur, skoro nie chroni przed deszczem? Po powrocie do domu zerknąłem na opis. A no tak, producent powiedział że chroni… przed lekkim deszczem. No dobra, więc damy kurteczce jeszcze jedną szansę.
Kieszonka na lewym przedramieniu… Taktyczni zapewne znaleźliby dla niej więcej zastosowań. Ja trzymam w niej kartę płatniczą i śmieję się w duchu z min sprzedawców w sklepach, kiedy płacę rękawem
Oddycha całkiem nieźle, nie zdarzyło mi się w niej zapocić. Huraganu żadnego przetrzymać w niej nie próbowałem i nie próbowałbym, nawet gdyby była okazja, ale lekki wiatr rzeczywiście nie zrobił na mnie wrażenia. Przy drobnym, gęstym deszczu sprawdziła się bardzo dobrze. Ciekawym sprawdzianem była włóczęga wczesną wiosną w wilgotną, mglistą noc. Ten test kurtka przeszła dobrze.
Wydobywanie kaptura z kołnierza idzie bardzo szybko
Stanowczym jej plusem jest pakowność. Przypiąć ją można do plecaka na jednym troku i prawie nie czuć różnicy w ciężarze ekwipunku, a nie jest na tyle duża, żeby odstawała i zawadzała. Kieszeni ma rzeczywiście mnóstwo i wiele można w nich upchnąć, tylko niestety szybko zaczyna się wyraźnie czuć ciężar przenoszonych rzeczy. Kurtka jest miękka, wręcz wiotka, więc kieszenie też nie mają żadnej sztywności. Portfel, telefon, mapa, busola i nagle czuję się przeładowany. Lepiej więc nosić w Trooperze rzeczy lekkie albo przynajmniej dobrze przemyśleć rozmieszczenie szpejów.
Trooper po zwinięciu daje się upchnąć w niemal dowolnej dużej kieszeni. Na zdjęciu porównanie wielkości z litrowym termosem
Nie mogę powiedzieć, żeby ta kurtka mnie zachwyciła, ale ma swoją użyteczność. Jako przeciwwiatrowa warstwa na czymś cieplejszym pod spodem w przejściowych porach roku, sprawdza się dobrze. Na lato, kiedy nie chce nam się nosić w plecaku niczego cięższego i kurteczka jest tylko (i aż) zabezpieczeniem, będzie jak znalazł.
W leśnym stylu – koszula Grayman
Koszula nieco przypomina stylem klasyczną flanelę w szkocką kratę. Nazwa „Grayman” nawiązuje do niknięcia w tłumie, bycia szarym. Z kolorystyką, którą sobie wybrałem (Amber Plaid, dostępne są jeszcze trzy inne wzory kolorystyczne) jest to raczej niełatwe, ale cóż, mój błąd. Mamy tu do czynienia z czymś, co określiłbym mianem nowocześniejszej wersji tej starej, dobrej flanelci. Oczywiście tkanina zupełnie inna, bo Graymana uszyto przede wszystkim z poliestru, ale funkcjonalność bardzo podobna, nawet nieco ulepszona. Koszula ma klasyczny, niczym niewyróżniający się z tłumu krój. Kołnierzyk, mankiety, dwie kieszonki na piersi, zapinana na guziki. Ukryto w niej jednak dwa bonusy. Pierwszym, jest siateczkowa kieszonka wewnętrzna. Jest miękka, ale na tyle napięta na szwach, że spokojnie można w niej nosić dociążony portfel. U dołu wewnątrz narożnika znajduje się jeszcze irchowa (chyba) szmateczka do przecierania okularów.
Szmateczka do okularów wszyta wewnątrz koszuli Grayman
Małe guziczki (jeden zapasowy na metce) i tyle. No dobra, jeszcze trzeba wspomnieć o dodatkowej warstwie miłego w dotyku materiału na barkach i karku, czyli tam, gdzie koszula mogłaby (teoretycznie) spowodować jakieś obtarcia. Producent twierdzi, że ciuch waży 276 gramów, moja waga – że 330 gramów. Może to kwestia wilgoci w materiale. Zważenie ułatwiła mi szlufka u góry pleców, dzięki której koszulę można łatwo gdzieś odwiesić.
Grayman w użyciu
Szczerze powiedziawszy, tak mnie zachwycił kolor tej koszuli, że zawołałem „ja chcę!”, zanim zdążyłem się zastanowić co to właściwie jest. I jak zwykle wychodzi na to, że używam niezgodnie z przeznaczeniem. Producent opisuje tę koszulę jako taktyczną, przeznaczoną do skrytych operacji w mieście. A ja co? A ja do lasu i to jako instruktor, a zatem ten typ, na którego wszyscy zwracają uwagę. Brawo ja. Albo brawo Helikon za uniwersalność, jak kto woli. Grayman przykleił się do mnie, zanim jeszcze zdałem sobie sprawę z tego, że jest wykonany ze sztucznych materiałów, których przecież nie lubię.
Wewnętrzna kieszonka w koszuli Grayman
Nie wiem, co to za magia (lub technologia), ale w tym przypadku ów poliester kompletnie mi nie przeszkadza. Działa dokładnie tak samo, jak tamta jeszcze prawdziwa flanela z lat dziewięćdziesiątych albo nieśmiertelna, bawełniana bundeswera, czyli niemiecka koszula polowa (wciąż jeszcze taką mam i nadal w niej chodzę). Powiedziałbym, że produkt Helikona jest godnym następcą tych klasyków. Chroni (w zakresie znacznie większym niż zwykłe koszule) przed wiatrem i przed chłodem, nie grzeje jak wściekła, kiedy zaświeci słoneczko. Chociaż tkanina jest dość cienka i lekka, nie udało mi się jeszcze jej rozerwać na żadnym kamieniu ani innej złamanej gałęzi. I mam nadzieję, że wyjdzie damska wersja, bo moja Żona podbiera mi ją na każdym biwaku i każdej wycieczce, na której jesteśmy razem. Chociaż właściwie nie powinienem narzekać, bo świetnie w niej wygląda. No i oddaje ją, kiedy dla niej przychodzi pora na założenie polara, a mnie się właśnie robi chłodno w t-shircie.
Podsumowanie
Oba opisane tutaj ciuchy stanowią dobre uzupełnienie do spodni CTP Denim, zarówno pod względem funkcjonalności, jak i stylu ubierania się. Gdybym miał je ocenić w skali 1-10, kurtka dostałaby 6, ale koszula 9,5. Trooper to według mnie kurtka stanowiąca zamiennik dla Gunfightera na cieplejsze pory roku, natomiast Grayman jest koszulą zupełnie uniwersalną, która na stałe weszła do mojego obozowego ekwipunku.
Napisy końcowe
Dziękuję firmie Helikon za uzupełnienie mojej terenowej garderoby.
W realizacji materiału udział wzięli (poza autorem i fotografami)
– Koszula Grayman Shirt – https://www.helikon-tex.com/pl_pln/ko-gmn-pn-koszula-greyman-shirt.html
– Kurtka Trooper Stormstrech – https://www.helikon-tex.com/pl_pln/ku-trp-nl-kurtka-trooper-stormstretch.html
Komentarze
Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.