Wstęp
Wstęp jest – poza zdaniem które właśnie czytasz – tożsamy z tym z części 1, 2 i 3 materiału o LNT, więc jeśli nie chcesz się nudzić, spokojnie możesz go pominąć.
Zapewne powinienem zapowiedzieć, że tym razem porywam się na napisanie felietonu, czyli formy bliskiej esejowi. Nie będę bardzo się starał być obiektywnym w każdym zdaniu. Nie będę też komentował i odnosił się do znanych z mediów wypowiedzi osób mających silny wpływ na sposób myślenia innych ludzi, niezależnie od tego, czy mowa o szwedzkiej aktywistce, czy krakowskim arcybiskupie. Wspominam o nich w ogóle, gdyż zasady Leave no Trace (LNT) mają bardzo dużo wspólnego z ekologią. Ale tych wypowiedzi jest po prostu za dużo. Spiszę po prostu, co sądzę o zachowaniu/postępowaniu ludzi przebywających w lesie. Ale zanim to nastąpi, postaram się przybliżyć – szczególnie dla początkujących – o co w ogóle chodzi w LNT. Bo z doświadczenia wiem, że łatwiej przestrzegać zasad, kiedy się je rozumie. Dzisiaj rozkładamy na czynniki pierwsze punkt drugi z siedmiu. Zasady wraz z rozwinięciami cytuję w tłumaczeniu harcmistrza Szymona Gackowskiego.
I jeszcze powód, dla którego postanowiłem że będzie to felieton a raczej seria felietonów, a nie artykuł. Otóż w felietonie, mogę sobie pozwolić na nieco mocniejsze, bardziej dosadne wyrażenia, silniej, wyraźniej, bardziej wprost powiedzieć co sądzę. A przy okazji: będę używał słowa „las” jako synonimu do „dziczy” i każdego otwartego terenu w którym możemy chcieć wędrować, biwakować, spędzać czas na łonie Natury.
Zasada 4: Zostawianie przestrzeni taką, jaką ją znaleźliśmy
4. Zostaw to, co znajdziesz.
- Zachowaj przeszłość: podziwiaj historyczne budowle czy przedmioty, ale ich nie dotykaj.
- Pozostaw kamienie, rośliny i inne obiekty naturalne tak, jak je znalazłeś.
- Uważaj, by nie przenosić i nie zaszczepiać obcych gatunków.
- Nie buduj struktur ani nie kop dziur.
Zachowanie przeszłości
To znów trochę kwestia kultury osobistej, a trochę szacunku dla otoczenia. Napis „tu byłem Jakiśtam” można zrównać z „jestem chamem” albo „jestem wandalem”. To samo dotyczy na przykład napisów i znaków wyrytych na drzewach. Ileż razy zwiedzanie jakiegoś zabytku zakłócała mi konieczność oglądania paskudnego pseudografitti. Nikt tego nie lubi, więc nie rozumiem naprawdę, dlaczego wciąż są ludzie, którzy je tworzą.
Ekosystem
Trzy kolejne punkty dotyczą interakcji człowiek–ekosystem. I tu pojawia się pewien kłopot. Po pierwsze, nie wszyscy potrafią w tej relacji zachować respekt dla słabszego partnera. Jeżeli jesteś takim kimś, ktoś nie rozumie, że niszczy, albo nie przejmuje się tym, i po przeczytaniu tego materiału nie zmienisz zdania, NIE CHODŹ DO LASU. Do niczego nie jesteś tam potrzebny. Co, że Ty go do czegoś potrzebujesz? To przestań go niszczyć, Ty… (tutaj już się powstrzymam, gdyż musiałbym użyć wyrazów wysoce nieparlamentarnych)!
Ktoś zapyta, dlaczego użyłem określenia „słabszy partner”. To proste. To my, ludzie, mamy chwytne dłonie, inteligencję i narzędzia. Ekosystem nie. W 99% przypadków jest wobec nas bezbronny. Bardzo łatwo jest go uszkodzić i w wielu przypadkach zregeneruje się, ale powstaje pytanie, ile czasu mu to zajmie, oraz drugie, ważniejsze: czy to uszkodzenie jest potrzebne? Łatwo jest rwać trawę, drzeć korę z drzew albo je kaleczyć, podpalić coś, zabijać owady, płoszyć zwierzęta, rozwalić bobrową tamę, ściąć drzewo etc. A Natura potrzebuje wiele czasu, żeby się zregenerować po tym, co jej zrobiliśmy.
Wyjaśnię najważniejszą rzecz, którą czasem naprawdę trudno ogarnąć umysłem. Ekosystem można przyrównać do organizmu, który wewnątrz siebie – bez ingerencji człowieka – zachowuje perfekcyjną równowagę. Fantastycznymi tego przykładami są dwa fakty historyczne: wprowadzenie królików do Australii oraz wojna wypowiedziana wróblom w Chinach. Znacie te historie? Jeśli tak, pomińcie kolejne dwa akapity.
W 1859 roku do Australii przywieziono 24 króliki. Nigdy wcześniej ten gatunek na tym kontynencie nie występował. Zostały wypuszczone, żeby można było na nie polować. I wiecie, co się stało? W ekosystemie brakowało jakichkolwiek drapieżników, które by ograniczyły ich populację. Króliki tak się rozmnożyły, że zaczęły zagrażać integralności ekosystemu. Wygryzały roślinność z taką intensywnością, że doszło do erozji gleby i katastrofy ekologicznej. Najpierw do nich strzelano. Potem powstało 3000 km ogrodzeń, żeby nie przepuszczać ich na nowe obszary. W końcu w aż trzech falach użyto przeciwko nim broni biologicznej – wirusów. Po raz ostatni jeszcze w 2017 roku. Zupełnie nowy gatunek, który nie miał naturalnego wroga, spowodował kompletne rozchwianie ekosystemu. Poczciwa kulka miękkiej sierści, którą przyjemnie jest pogłaskać (albo przyrządzić w śmietanie), stała się szkodnikiem zagrażającym nawet ludziom – poprzez bezpośredni lub pośredni niszczycielski wpływ na rolnictwo – w skali całego kontynentu. To przykład skutków wprowadzenia gatunku inwazyjnego do ekosystemu.
W roku 1958 w Chinach rozpoczęła się kampania „Walki z czterema plagami”. Chodziło o muchy, komary, szczury i wróble. No dobra, pierwsze trzy zdają się być sensowne. Ale wróble? Otóż obliczono, że milion wróbli zjada w ciągu roku tyle samo ziarna co 60 tyś. ludzi. A ziarno potrzebne jest na zasiewy, więc trzeba ptaszki wytępić, żeby ludzie mieli co jeść. Wbrew pozorom nietrudno jest zabić wróbla. Potrzebuje on ogromnych (w skali wróblowej) ilości energii, żeby latać, więc jeśli się go ciągle płoszy przez dłuższy czas, nie ma gdzie usiąść, czego przekąsić, odpocząć, po prostu pada z wycieńczenia. Ilość ofiar we wróblach podobno liczona jest w miliardach. A co się stało później? Otóż okazało się, że oprócz ziarna wróble wyjadały również larwy szarańczy… Co się dzieje, kiedy szarańcza gdzieś się nadmiernie rozmnoży, to chyba wszyscy wiedzą. Plaga stała się tak wielka, że zaczęła zagrażać zasiewom i plonom zbóż. A jak bardzo zagrażać? Ano, ilość ofiar w ludziach – spowodowanych głodem, który nastąpił z powodu tępienia wróbli – liczona jest w milionach. Szacuje się między 20 a 40 milionów zgonów. Milionów! To więcej, niż ten kraj stracił ludzi podczas drugiej wojny światowej. Ba, jeżeli przyjmiemy te najwyższe szacunki, to więcej niż w czasie tej wojny stracił Związek Radziecki! A wszystko dlatego, że uszkodzono ekosystem, eliminując jeden konkretny gatunek…
Naruszenia
Powiedzmy to sobie szczerze: jeżeli podnosisz kamień, a spod niego uciekają owady i pajęczaki albo było pod nim mrowisko, naruszyłeś ekosystem. Jeżeli usuwasz ściółkę z jakiegoś obszaru żeby zrobić miejsce pod namiot, naruszasz ekosystem. Jeżeli wykopujesz talerz ogniowy pod ognisko, naruszasz ekosystem. Tak, takie maleńkie ingerencje stanowią naruszenia, choćbyśmy nie wiem jak tego nie chcieli. Zmurszały pień, na którym rośnie jakiś mech i jakaś paprotka, a wśród nich łażą owady, to już jest przykład ekosystemu w mikroskali, który jest wpleciony w układ równowagi całego lasu. Wszystko tam ma swoje miejsce i swój cel. Czy to oznacza, że po lesie możemy tylko chodzić i nic więcej? Nie, bo Matka Natura ma zdolności regeneracyjne. Należy tylko bardzo dokładnie się zastanowić, jakie naruszenie powodujemy i czy jesteśmy w stanie je zminimalizować. Ile czasu i wysiłku Przyroda będzie potrzebowała, żeby poradzić sobie ze skutkami naszej ingerencji?
Ta czwarta zasada LNT jest najbardziej niejasna i najtrudniejsza do zachowania, jeżeli chcemy w lesie być jakoś aktywni, a nie tylko spacerować. Stoi też w sprzeczności z niektórymi innymi. No bo jak mam zakopać odchody, jeżeli nie wolno mi wykopać dołka? Tę zasadę uważam za najbardziej elastyczną. Najwięcej jest w niej okazji – co wcale nie oznacza że jest ich dużo! – kiedy możemy ją naciągnąć, nagiąć. Tym ważniejsze staje się zamaskowanie naszych śladów, kiedy z danego miejsca odchodzimy.
O, jedzenie
Chciałbym przy okazji poruszyć kwestię pewnej może słabnącej, ale jednak wciąż istniejącej wśród turystów tendencji. Chodzi mi o nieprzemyślane zbieranie w lesie czegoś, co jest jadalne. Dotyczy to przede wszystkim jagód, malin i jeżyn a najbardziej grzybów. Proszę, zacznijmy stosować prostą zasadę: zebrałeś, to zjedz. Nie jesteś pewien czy zjesz? To nie zbieraj. Po co niszczyć? Niech sobie rośnie. Jeżeli ktoś zbierze kilka owoców i natychmiast je skonsumuje, to wszystko w porządku. Ale nieraz widziałem, jak ktoś zbierał grzyby, a potem po prostu je wyrzucał albo zostawiał. Znalezienie czegoś jadalnego sprawia nam pewną radochę, chcemy to mieć. Tylko po co? Jeżeli nie jesteś pewien/pewna – na 101% – że wykorzystasz, może wystarczy zrobić zdjęcie? Masz na znalezienie dowód rzeczowy. Może sobie rosnąć dalej. Często słyszę, jak ktoś mówi: „Oooo, pyszna jajecznica będzie!”. No dobrze, a masz ze sobą jajka? Albo masz jak zabrać tego grzyba do domu w taki sposób, żeby go nie przerobić po drodze na marmoladę z błotkiem? Jeśli go po drodze zgnieciesz, na pewno później go wyrzucisz. Po prostu zastanówmy się, czy warto zbierać, czy może lepiej zostawić. Nie, nie zmarnuje się. W „najgorszym” przypadku stanie się nawozem, dzięki któremu wyrośnie więcej.
Gadżety
Jakoś nie przychodzi mi do głowy nic, co mogłoby być gadżetem ułatwiającym zostawianie w spokoju otoczenia. Sznurek, żeby związać komuś ręce? Trudno sznurek uznać za gadżet. No, może mógłby wspomnieć o telefonie komórkowym – zrób zdjęcie zamiast zabierać – ale to też przecież wszyscy mają. Zatem nie, nie znam gadżetów pomagających w tym punkcie LNT.
Zakończenie
Wielkimi krokami zbliża się piąta część materiału, ta o wpływie ognisk na las, więc znowu pewne elementy tutaj pomijam i zapraszam dalej, gdzie nastąpią pewne rozwinięcia dotyczące wcześniejszych części. Do przeczytania.
Komentarze
Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.