Jak mawiał klasyk: „Pani kierowniczko. Jest zima – musi być zimno”. W czterech ścianach zazwyczaj to nie problem. Co innego na biwaku. Tu sprawa robi się poważna. Rozpalić ognisko, by się ogrzać i przygotować posiłek, to jedno. Później trzeba też ogień karmić, a opału w lesie nie oferują w przyjemnych, gotowych pakietach. Trzeba go znaleźć i pociąć.
Do przygotowania opału świetnie sprawdzi się duży nóż i toporek. W sezonie wiosenno-letnim to wystarczy. Co innego, kiedy zrobi się chłodniej. W dni, gdy pogoda nie rozpieszcza temperaturą, trzeba mieć na uwadze nie tylko jakość (suchość i rodzaj drewna), ale też ilość. Z dawna przewrócone drzewka powinny się nadać, ale porcjowanie ich toporkiem to sporo roboty.
W tym miejscu na scenę wchodzi nasz zbawca – piła.
Z perspektywy lat
Długo broniłem się przed zakupem piły. Jako nastolatek i młodzieniec wolałem wywijać ostrzami wszelkiej maści. O przewagach piły zorientowałem się dopiero po pierwszym wypadzie do lasu z świeżo zakupionym narzędziem marki Florabest. To typowy model – składany, przypominający duży scyzoryk. Okazał się wyborem świetnym, ale z czasem zaczęła mnie męczyć jedna rzecz: położenie rąk jest mało wygodne i obie dłonie są blisko siebie. Nie można wykorzystać w pełni potencjału ramion. Uznałem to za istotny mankament, jednak ostatecznie nie zmieniał on faktu, że piła dobrze spełniała swoje zadanie.
Z czasem doszedłem do wniosku, że piłą szybciej i z mniejszym wysiłkiem potnę grube drewno niż przy użyciu toporka. Oczywiście trzeba zachować rozsądek – pełnowymiarowa siekiera dwuręczna będzie efektywniejsza niż piła z marketowego multitoola. Musimy wziąć także pod uwagę specyfikę warunków biwakowych, gdzie cały ekwipunek trzeba targać na własnych plecach. Toporek to świetne narzędzie, ale warto także rozważyć zastąpienie jej dobrą piłą.
Freescape
Oczy zaświeciły mi się, gdy zobaczyłem Gerbera Freescape. Niewielkich rozmiarów piła składana to nic specjalnego. Wyjątkowe jest to, że Freescape to konstrukcja kabłąkowa. W skrócie: przypomina piły do metalu naszych dziadków i ojców – metalowe ramię w kształcie zbliżonym do łuku, w którym zamiast cięciwy napięto zębate ostrze. To pozwala obsługiwać ją zarówno jedną, jak i dwiema rękami. W przypadku cięcia drewna „na ilość” jest to zbawienne, bo pozwala wygodniej rozłożyć ręce (na obu końcach) i efektywniej przykładać siłę. W skrócie – praca jest wygodniejsza, nieco szybsza i mniej męczącza.
Łuk graniasty
Gerber Freescape składa się z trzech aluminiowych profili U-kształtnych, odchudzonych trójkątnymi otworami, połączonych dużymi nitami i śrubami, pełniącymi rolę osi obrotu. Zakres ruchu jest ograniczony, co powala stworzyć sztywny, trapezoidalny kształt. Dolne, poziome ramię stanowi ostrze piły, którą zaczepiono z przodu przy pomocy poprzecznej śruby. Z tyłu umieszczono polimerową rączkę z hakiem. Zamykając uchwyt napinamy brzeszczot, a siłę tego napięcia można wyregulować wkręcając lub wykręcając hak. By złożyć Freescape do pozycji podróżnej wystarczy otworzyć uchwyt, zmniejszając tym samym napięcie na tyle, by uwolnić zaczep z tylnego otworu w ostrzu. Teraz wystarczy wyprostować elementy i złożyć piłę tak, by schowała się w wycięciu profili i nakryć całość tym co pozostało luźne – tylnym profilem wraz z rączką. Otrzymamy w ten sposób pręt o długości 352 mm i grubości nie większej niż 27 mm (mierząc przy uchwycie – same profile mają zaledwie po 16 mm).
Mokre drewno
W zestawie z piłą otrzymujemy również brzeszczot o bardzo długich zębach. Powszechnie wiadomo, że ostrza mają różne charakterystyki oraz przeznaczenie. W Freescape założono tzw. brzeszczot do mokrego drewna. Niby zbieramy suche drewno, bo lepiej się pali. Jednak z punku widzenia specjalisty od prac w drewnie to, czym palimy na biwaku, nie jest nawet bliskie zakwalifikowania się do tej kategorii. Dlatego też brzeszczoty do drewna mokrego są tym, co na biwaku się dobrze sprawdzi. Brzeszczot tego typu ma długie zęby do szybkiego, choć niezbyt precyzyjnego radzenia sobie z dużymi przekrojami. Charakterystyka jest zauważalnie inna niż w mojej wcześniejszej pile, która z założenia była do szybkiego i względnie precyzyjnego cięcia małych przekroi. W skrócie: moja poprzednia piła z założenia jest do gałęzi, a Freescape jest do grubszej roboty.
Wątpliwości
Pracowałem Gerberem już dłuższy czas, gdy przyszło mi do głowy pytanie: a co, gdy się stępi? W przypadku poprzedniej piły się tym specjalnie nie martwiłem – ostrze okazało się trwałe, a w razie konieczności mogę kupić następną. Niby ostrzenie jest możliwe, ale bądźmy realistami: mało kto się tego podejmie. Ja pewnie bym próbował. Z czystej, zawodowej ciekawości. Nie bez znaczenia jest też dla mnie ekologia – nie lubię wyrzucać tego, co mogę naprawić. Wielu jednak nie podziela mojego zdania i kupi kolejną piłę.
Standardowe 12 cali
W przypadku Freescape sprawa ma się nieco inaczej. Koszt piły nie jest trywialny i wywalenie w kosz sprawnej ramy za ponad 200 PLN, „bo brzeszczot się stępił”, raczej nie wchodzi w grę. Zmartwiłem się nie na żarty, gdy okazało się, że Freescape wykorzystuje „standardowe 12-calowe brzeszczoty” – mina skwaśniała mi w ułamku sekundy. W naszym kraju kupienie czegokolwiek, co jest mierzone w stopach, łokciach i innych częściach ciała, nie jest takie łatwe. Sporo czasu zajęło znalezienie tych „standardowych calowych brzeszczotów”. Zaraz potem okazało się, że kosztują cztery, a nawet dziesięciokrotnie więcej niż ich „standardowe metryczne” odpowiedniki. Zagotowałem w środku. Bez żartów: płacenie 40 PLN za ostrze – i to nie takie, jakie bym chciał, tylko takie, jakie mają – zakrawa na absurd.
304 z groszami
Ile to w ogóle jest te przeklęte 12 cali? Dotarło do mnie: Ej! 12 cali to 304 mm z groszami. 4 mm to nie tak dużo. Coś się przesunie rozwiercając otwory lub dorobi nowe. Hak też oferuje pewien zakres regulacji… Standardowe brzeszczoty 300 mm powinny jakoś spasować. Szybka wycieczka do marketu budowlanego i już miałem dwa ostrza – do metalu i uniwersalne. Rozstaw otworów rzeczywiście okazał się mniejszy o kilka milimetrów, ale dzięki regulacji na haczyku nie to było problemem. Otwory okazały się nieco za małe. Powiększyłem je pilnikiem tak, by śruba i zaczep się mieściły. Pozostało tylko napiąć. Działa! Na początku zalecam ostrożność. Szkoda by było nadwyrężyć układ. Nic na siłę.
Postapokalipsa
Jakież było moje zadowolenie, gdy okazało się, że pełen komplet brzeszczotów (do drewna mokrego, uniwersalne i do metalu) zmieścił się wewnątrz złożonej piły. Całość składa się i domyka. W ten sposób uzyskałem jedną, skondensowaną paczkę na wypadek apokalipsy. Ostrze do mokrego drewna sprawdzi się przy zbieraniu większych ilości opału, uniwersalne do budowania konstrukcji z drewna, a brzeszczot do metalu przy pokonywaniu przeszkód. Z takim zestawem czuję się spełniony.
Wiem, że odpłynąłem za daleko w fantastykę. Ale w rzeczywistości brzeszczoty też sprawdzą się nieźle. Mam zawsze pod ręką narzędzie do pracy w ogrodzie lub warsztacie, nie ważne, czy tnę gałęzie, czy przycinam za długą rurę PCV, czy obcinam gwoździe. Wszystko mogę jakoś ogarnąć mając jedynie Gerber Freescape. Nawet śruba mocująca jest płaska, co pierwszy raz w życiu wprawiło mnie w dobry nastrój – nie muszę szukać wkrętaka czy innego narzędzia, bo mogę wymienić brzeszczot posiłkując się jednym z zapasowych. Jak dla mnie zestaw jest idealny. Specjalistyczne narzędzia oczywiście poradzą sobie lepiej, ale mnie pokrzepia fakt, że spory potencjał mojego warsztatu mam ze sobą na każdym wypadzie.
Komentarze
Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.