Szybciutko na temat procesu liofilizacji

Zanim przejdę dalej, warto wspomnieć, jak działa sam proces liofilizacji żywności, czyli suszenie sublimacyjne. Pod tym skomplikowanym terminem kryje się proces, podczas którego gotowe danie jest najpierw zamrażane w bardzo niskiej temperaturze pod normalnym ciśnieniem. Następnie ciśnienie zostaje obniżone, co pozwala na uzyskanie pary wodnej z zamrożonego jedzenia i pominięcie przejścia pośredniego w ciekły stan skupienia. Para wodna jest stopniowo usuwana, a gotowy produkt liofilizowany zostaje w ten sposób pozbawiony ok. 95% wody przy jednoczesnym zachowaniu wartości odżywczych i smakowych.
Sama liofilizacja nie jest tak prosta jak klasyczna pasteryzacja oraz trwa paręnaście godzin przy wykorzystaniu odpowiedniego urządzenia – liofilizatora, co jednocześnie tłumaczy często wyższą cenę produktów liofilizowanych.
Opakowanie oraz przygotowanie posiłków

Testowane przez nas produkty Lyofood pozwalały na przygotowanie posiłku bez użycia dodatkowego naczynia (oczywiście oprócz kubka potrzebnego do zagotowania wody), co jest niewątpliwym plusem, gdy podczas wypraw starasz się zaoszczędzić każdy gram. Jedynym posiłkiem przesypanym przez nas do naczynia był liofilizowany jogurt, którego opakowanie było dość wąskie, więc nie byliśmy pewni, czy faktycznie w nim powinniśmy przygotować posiłek.
Po otwarciu należy usunąć absorber tlenu przypominający kawałek białej tektury oraz odrobinę rozszerzyć opakowanie, co pozwoli nam w miarę stabilnie ułożyć je na ziemi i nie pozbyć się przy tym przypadkowo zawartości. W środku zauważymy wyraźnie zaznaczone linie pomocnicze określające ilość potrzebnego wrzątku. Jest to spory atut, ponieważ poszczególne posiłki mogą różnić się potrzebną ilością wody, a w warunkach polowych, gdzie większość parametrów określana jest na oko, to bardzo ułatwia dostosowanie odpowiedniej miary.

Kolejnym pozytywnym aspektem jest zapięcie strunowe, które pozwoli nam szczelnie zamknąć danie po zalaniu gorącą wodą. W zimie takie zapięcie zyskuje również dodatkową funkcję, ponieważ zamknięty liofilizat może nam chwilowo posłużyć jako ogrzewacz termiczny. Jeżeli chcielibyśmy zapewnić sobie lepszy komfort jedzenia po przygotowaniu, mamy możliwość oderwania górnej części, natomiast my nie korzystaliśmy z tego ułatwienia. Puste opakowanie dalej posiadające zapięcie strunowe stanowi bardzo dobry kosz na śmieci niebrudzący plecaka.
Podczas testowania dań bardzo ważnym aspektem, na który zwróciła mi uwagę grupa poznanych wspinaczy, było wyprofilowanie dna opakowań. Część osób korzystających z produktów Lyofood podczas wypraw zauważyła, że w przeszłości na dnie opakowań w zagięciach łączeń gromadziły się resztki żywności, do których nie docierała gorąca woda. Z tego powodu danie w tych miejscach nie mieszało się prawidłowo i w efekcie resztki na dnie nie nadawały się do spożycia. Podczas testowania dań zwróciłam uwagę, że po otwarciu profil dna przypominał łódkę: rogi były wyraźnie uniesione względem środka, dzięki czemu nie miałam większego problemu z przygotowaniem posiłku. Tutaj bardzo duży plus dla Lyofood za zwrócenie na to uwagi.
Słodkie vs słone, czyli porcje i smak
Bardzo podoba mi się idea podziału dań głównych na mniejsze i większe porcje. Z produktów liofilizowanych obecnie korzystają już nie tylko osoby biorące udział w dalekich wyprawach, lecz w coraz większej mierze turyści podczas kilkudniowych wycieczek. Wówczas dużym komfortem jest możliwość dobrania wielkości posiłku do indywidualnych potrzeb. W przypadku reszty dań – śniadań, zup i deserów – dla mnie porcje były wystarczające. W przypadku mężczyzn spotkałam się z opinią, że niektóre posiłki tego typu mogłyby być odrobinę większe.
Nereszcie przechodzę do aspektu, który sprawił mi najwięcej radości – do walorów smakowych. Mówiąc w wielkim skrócie: produkty Lyofood mogę z całą pewnością uznać za wyjątkowo smaczne i pożywne. Największym odkryciem wśród testowanych przeze mnie produktów okazał się wspomniany już wcześniej jogurt, dokładnie mango lassi. Uważam, że może on być kolejnym bestsellerem tej polskiej marki. Pozytywnie oceniam też pozostałe słodkie pozycje, które także miałam okazję testować, czyli crema catalana oraz owsiankę z jagodami i figą.

W przypadku słonych posiłków Lyofood również zrobiło świetną robotę. Dania zawierające warzywa mogące rozmiękczyć się pod wpływem gorącej wody, takie jak ziemniaki, polecam w połowie oczekiwania na posiłek jeszcze raz przemieszać w celu uzyskania jednolitej konsystencji. Osoby lubiące bardziej słone oraz wyraziste smaki mogą uzupełnić plecak o dodatkową saszetkę z solą, natomiast mimo wszystko myślę, że pozostaje to już kwestią indywidualną.
Jedynym daniem, które w mojej ocenie mogłoby zostać odrobinę zmodfikowane względem składu, była wieprzowina z zielonym pieprzem. Spora ilość ziaren pieprzu wpłynęła znacząco na ostrość, co spowodowało duże uczucie pragnienia po skonsumowaniu. Niemniej podkreślam, że dalej wszystkie dania są bardzo udane.

Podsumowanie i przemyślenia
Jak głosi nasze stare powiedzenie: „Polak głodny, Polak zły”. Po majówce z posiłkami Lyofood nie byłam ani głodna, ani niezadowolona. Muszę przyznać, że rzeczywiście zupki chińskie stały się reliktem w przestrzeni outdoorowej, a na ich miejsce wskoczyły znacznie zdrowsze liofilizowane odpowiedniki (chociaż oczywiście od czasu do czasu z sentymentu skubnę zupkę). Produkty Lyofood są nie tylko dobrej jakości, pożywne oraz łatwe w przygotowaniu, ale też po prostu bardzo smaczne. W ofercie firmy znajdziemy zarówno nietuzinkowe kompozycje smakowe, jak i liofilizowane klasyki, na przykład makaron z serem.
Minusem mogącym ewentualnie powstrzymać nas przed zakupem, jest niewątpliwie cena spowodowana w dużej mierze opisanym procesem liofilizacji. Niemniej w ogólnym rozrachunku pomimo drobnych mankamentów oraz ceny są to posiłki, które warto wziąć pod uwagę jako prowiant na wycieczki i wyprawy, gdzie dostęp do świeżych produktów może być znacząco ograniczony.
Komentarze
Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.