Początki na Półwyspie Skandynawskim
Opisywałam już kilkukrotnie naszą pierwszą wycieczkę do Norwegii. W skrócie – były to nasze pierwsze doświadczenia ze spaniem w plenerze (no prawie, ja miałam już na koncie tydzień latem nad jeziorem), pierwsze doświadczenia z Półwyspem Skandynawskim oraz pierwsze doświadczenia z podróżowaniem razem, jako drużyna. Uczyliśmy się wszystkiego od zera – wiązania tarpa, przygotowywania się na niskie temperatury oraz swoich granic w wycieczkach trekkingowych. Podróżowaliśmy samochodem po kraju, rozkładając swój namiot tam, gdzie akurat rzucił nas los.

Biwak w lesie
Tym razem udało nam się znaleźć zaskakująco płaski las (co w Norwegii wcale nie jest tak oczywiste), w dodatku blisko atrakcji turystycznej – przez co mieliśmy nawet dostęp do toalety, w zasięgu krótkiego spaceru! Miejscówka wręcz idealna.
Rozłożyliśmy więc przepiękny obóz – mieliśmy rozłożonego tarpa, rozwieszone linki na ubrania, które chcieliśmy dosuszyć po poprzednich dniach, krzesełka, stolik – żyć nie umierać! Dostaliśmy nawet pochwalę od miejscowych którzy przechodząc drogą obok powiedzieli nam „nice camp”.
Tylko dostępu do świeżej wody brakowało. Zjedliśmy więc obiad i poszliśmy spać.

Pobudka
Tutaj drobne wtrącenie – nie jestem rannym ptaszkiem, wręcz przeciwnie. Wstawanie wcześnie jest dla mnie wręcz torturą, zwłaszcza w plenerze, gdzie przecież poranek jest zawsze najchłodniejszy. Mój Towarzysz Podróży – wręcz przeciwnie. Czasem zdarza się nawet, że on wstaje krótko po tym, jak ja idę spać… Podróżując razem, musieliśmy się więc dogadać – on wstawał sobie w miarę swoich potrzeb i o akceptowalnej dla mnie porze robił mi herbatę, bym była w stanie w ogóle rozstać się z cieplutkim śpiworem.
Tym razem nie czekała na mnie fajna herbatka.
– Wstawaj, niedźwiedź! – usłyszałam.
Potrzebowałam chwili, by przeprocesować informację. Niedźwiedź. Jaki niedźwiedź? Przecież tutaj nie ma niedźwiedzi!
– Wstawaj, szybko, musimy uciekać do samochodu!
No dobra, Wstałam, wzięłam telefon (priorytety), założyłam buty i wyszłam z namiotu.
– Widziałem tam niedźwiedzia, blisko samochodu, ale zdążymy się ukryć!
– Widziałeś niedźwiedzia obok jedynych domów mieszkalnych w okolicy? – zapytałam.
– Tak, uciekajmy!

Idę, szukam tego niedźwiedzia. Nie ma. Pytam więc:
– Gdzie jest ten niedźwiedź!
– No tam, za płotem!
Niedźwiedź. Między zabudowaniami. Za płotem. Coś tu nie gra. Patrzę. I widzę…
Tożsamość niedźwiedzia
KROWĘ. Zwykłą, dużą, brązową krowę, która postanowiła porozmawiać sobie z koleżanką wracającą drogą zlokalizowaną kawałek dalej. Stały więc kilkadziesiąt metrów od siebie i głośno muczały.
Czy Towarzysz Podróży widział kiedyś krowę?
Na pewno.
Czy słyszał kiedyś krowę?
Musiał – w końcu to on żyje na wsi, nie ja.

Jednak połączenie pleneru, zmęczenia podróżą, poranka i obcego kraju sprawiło, że nawet znane mu dźwięki wydawały się być czymś nowym. Zobaczył wielkie, głośne, brązowe zwierzę i niewiele myśląc, zareagował instynktownie. Z dwojga złego lepiej w tę stronę – mój drugi przyjaciel najchętniej niedźwiedzia to by pogłaskał.
Od tego czasu wiele się nauczyliśmy, spotkaliśmy też wiele zwierząt. Spaliśmy dosłownie obok dzików, spotkaliśmy na dziko żubry, borsuki, niezliczone ptactwo. Zdarzyło nam się także obudzić kilkadziesiąt metrów do obgryzionych, chyba sarnich szczątków, obecnie staramy się spotkać na żywo wilka. Historia z niedźwiedziem na zawsze jednak pozostanie w naszej pamięci.
Komentarze
Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.