W książce liczącej mniej niż 400 stron na pierwszy rzut oka szczególną uwagę przyciąga szaro-czarno-żółta okładka. Swoją drogą, ta skądinąd ciekawa kolorystyka towarzyszy Czytelnikowi we wszystkich rozdziałach, których jest aż czterdzieści osiem. Są one jednak dosyć krótkie, a jednocześnie niejednolite czy niemonotonne.
Same rozdziały nie przedstawiają jedynie historii dzień po dniu, bitwa po bitwie, zdarzenie po zdarzeniu. Część z nich to osobiste wspomnienia Autora z jego dzieciństwa, m.in. nawiązanie do rodzinnej miejscowości babci Jadwigi – Łap spod Białegostoku, z której też pochodzi autor tejże recenzji! Dlatego też, jako rodowity Łapianin, z tego miejsca ślę pozdrowienia dla Pana Radosława.
Ale wróćmy do meritum. W bibliografii Autor wskazał pokaźną liczbę sześćdziesięciu dziewięciu źródeł papierowych i dziewięciu internetowych. Niniejsza powieść nie rozpoczyna się wraz z pierwszymi strzałami symbolicznego już pancernika szkolnego SMS Schleswig-Holstein, czy w rzeczywistości terrorystycznym nalotem na Wieluń (pomijając już działania dywersyjne sprzed 1 września). Autor zaczyna ją od słów, że wojna musiała wybuchnąć. I nie sposób się z nim nie zgodzić. Wojny nie wybuchają z powodu incydentów granicznych, ale są zaplanowanym działaniem, zbrojnym przedłużeniem polityki państwa. Jej podstawowym elementem hard power. Zresztą tło politycznie ówczesnych wydarzeń również zostało dobrze opisane.
Pośród stricte historycznych rozdziałów nie zabrakło najważniejszych wydarzeń z walk polsko-niemieckich, takich jak obrona Westerplatte, naloty na Warszawę, bitwy nad Bzurą, pod Kockiem, Tomaszowem Lubelskim, Wizną czy działania poszczególnych „Armii”, „Frontów” i „Grupy Armii” (związków operacyjnych Wojska Polskiego w czasie W). Nie zabrakło oczywiście także kwestii agresji Armii Czerwonej. Ciężko tu wymienić wszystkie wątki, ale proszę wierzyć mi na słowo, jest ich bardzo wiele.
Pośród tych wielkich wydarzeń historycznych Autor zaplata opowiastki, wspomnienia i anegdoty, obala mity związane z klęską wrześniową oraz przypomina o nielicznych perełkach pośród pododdziałów Wojska Polskiego. Nie brakuje także gorzkich słów wobec poczynań ówczesnej elity politycznej oraz działań – a raczej ich braku – ze strony sojuszników Polski. Chwali żołnierską postawę takich osób jak as pancerny plut. Edmund Orlik i niezłomny wobec wroga adm. Józef Unrug, czy odwagę cywilną komisarycznego prezydenta Warszawy Stefana Starzyńskiego. Jednak takich osób jest w książce dużo więcej i trudno je wszystkie wymienić w jednym akapicie.
Nie brakuje również cytatów i wspomnień uczestników tamtych wydarzeń oraz dialogów, niemal żywcem wziętych z tamtych czasów, które urozmaicają całość. Na szczęście ich ilość nie przytłacza Czytelnika, a luźniejsze „wstawki” nie dominują nad historycznym meritum. Język Autora jest żywy, a nawet urzekający. Często zwraca się bezpośrednio do Czytelnika, jak gdyby opowiadał historię na jakimś spotkaniu autorskim. Wiele rozdziałów opowiada o znanych osobach z tamtych lat, których los często był tragiczny, zarówno podczas wojny jak i po jej zakończeniu. Autor kończy ich historie gorzkim podsumowaniem, a wytwarzający się nastrój płynnie przechodzi na Czytelnika. Ale chyba o to chodziło…
Jeżeli chodzi o historie przytaczane w książce, to wydaje się, że z wojskowego punktu widzenia udział w walkach wszystkich rodzajów sił zbrojnych RP został mniej więcej po równo rozdzielony. Mamy tu opowieści o zmaganiach piechoty, kawalerii, pancerniaków, lotników czy marynarzy. Oczywiście, ciężko byłoby zawrzeć „wszystko co trzeba” w dosyć kompaktowej książce. Mimo to autor znalazł w niej także „miejsce” dla cywili i ich punktu widzenia.
Być może niniejsza książka nie jest przysłowiowym „odkryciem Ameryki”, ale w moim odczuciu stanowi pewną odskocznię od suchych, szczegółowych do bólu, pełnych tabelek, dat i liczb kronik, analiz czy zestawień o tragicznych wydarzeniach z tamtych lat. Jednak w przeciwieństwie do innych publikacji „1939 Apokalipsa. Początek” może być lepiej strawna dla Czytelnika dopiero „wchodzącego” w zagadnienia naszej historii. Historii, która dla młodszego pokolenia może być niemal abstrakcją, fikcją literacką na miarę wspomnianych WarBooków.
Zwłaszcza, że owo pokolenie jest świadkiem śmierci ostatnich uczestników tamtych wydarzeń. Tym bardziej potrzebne są książki, które skłaniają do rozmyślania o tym, co przeminęło, a było jednak realne i wpłynęło trwale na naszą rzeczywistość. Historia jest nauczycielką życia, jakkolwiek by to brzmiało pompatycznie. Polecam!
Komentarze
Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.