Stare miasto
Najpierw pojechaliśmy na północ miasta do rezerwatu przyrody Valle del Oro. Ponoć jest to wspaniałe miejsce do obserwacji i fotografowania ptaków, ale niestety nie o tej porze roku. Pawilon wystawowy był zamknięty, a ptaków nie było, było po prostu po sezonie – najlepszy okres do obserwacji to wiosna. Wróciliśmy do miasta.
Zatrzymaliśmy się w miejscu Old Town Plaza, które jest turystycznym sercem Albuquerque. Ruch uliczny tutaj praktycznie nie istnieje, po drogach zamiast samochodów poruszają się piesi, jest niezwykle kolorowo. Trafiliśmy do starego miasta, którego początki datowane są na 1706 rok, kiedy to hiszpański gubernator zatwierdził założenie wioski Villa De Albuquerque. Obowiązuje wtedy prawo mówiło o tym, że każda miejscowość musi posiadać plac centralny, który będzie zabudowywany dookoła. Obecnie Old Town Plaza to dziesięć przecznic starych, ale odnowionych budowli, w których teraz głównie znajdują się sklepy z pamiątkami i kilka restauracji. Najstarsza z nich to kościół San Felipe de Neri zbudowany w 1793 roku.
Przez Old Town Plaza przebiegała kiedyś Królewska Droga Krajów Wewnętrznych, która łączyła Mexico City ze stolicą Nowego Meksyku San Gabriel, a później Santa Fe. El Camino Real jest obecnie narodowym szlakiem historycznym wyznaczonym przez rząd USA.
Stare miasto wygląda dzisiaj podobnie jak wtedy, kiedy powstało. Architektura w stylu hiszpańskiego Pueblo z budynkami z płaskimi dachami i obłymi konturami odzwierciedla meksykański krajobraz. Długie ganki zapewniają schronienie przed słońcem, a wmurowane ławki pozwalają na chwilę odpoczynku zmęczonym spacerowiczom.
Podczas spaceru pod Old Town Plaza uwagę przyciągają oczywiście sklepy z pamiątkami, a tam w zasadzie dominacja wszelakich gadżetów mających związek z serialem Braking Bad (to jeden z najlepszych współczesnych seriali, którego akcja dzieje się właśnie w Albuquerque). Miasto dzięki jego emisji zyskało ogromną popularność wśrod turystów. Jest odwiedzane przez fanów z całego świata, którzy chcą podążać śladami głównego bohatera, Waltera White’a.
Sandia Mountains
Po zwiedzeniu Old Town Plaza pojechaliśmy na obiad, a później czekała nas jeszcze jedna przygoda. Jako, że Albuquerque leży u podnóża pasma górskiego Sandia Mountains, postanowiliśmy wyjechać kolejką na samą górę, aby zobaczyć zachód słońca. Aby wyjechać na szczyt, trzeba kupić bilet na konkretną godzinę (34$ od osoby). Jako że było po sezonie, a dotarliśmy na dolną stację trochę wcześniej, mogliśmy pojechać na szczyt, kiedy tylko chcieliśmy.
Wyjazd na samą górę zajmuje 15 minut, jedzie się dużym wagonikiem (podobnym do tego, jaki jeździ na Kasprowy Wierch), ale widoki są oszałamiające. Momentami pod naszymi stopami znajduje się kilkaset metrów przepaści, a wagonikiem dodatkowo buja od wiatru. Kiedy wyszliśmy na zewnątrz, odczuliśmy ogromną zmianę temperatury, na którą się nie przygotowaliśmy. W zasadzie nie wiem dlaczego miałem złudną nadzieję, że skoro na dole było około 30 stopni, to na górze również będzie całkiem przyjemnie. Szczyt znajduje się na wysokości 3255 metrów n.p.m. Było może 13 stopni i przenikliwy wiatr, a my w krótkich spodenkach.
Na samej górze znajduje się taras widokowy z cudowną panoramą na całe miasto oraz okolice. Jest również restuaracja, ale tutaj trzeba już czekać w kolejce do stolika, a najlepiej zarezerwować go przy zakupie biletu. Warto! Widoki są oszałamiające, a ceny jedzenia i picia w zasadzie takie same jak w mieście, więc nie rujnują portfela niczym w polskich wysokogórskich atrakcjach. Wschodnia strona góry to stoki narciarskie. Infrastruktura przypomina wprawdzie tę w Kotle Goryczkowym w Tatrach, ale jest tu cała masa tras narciarskich. Kiedy w zimie w mieście świeci i słońce i jest na tyle ciepło, że można jeździć na rowerze, to na górze Sandia można szusować na nartach.
Doczekaliśmy się w końcu zachodu słońca, który został nieco przysłoniony przez chmury. Z krawędzi urwiska widać całe miasto, ale również tereny wojskowe i poligony po jego południowej stronie. Byliśmy przewiani i zmarznięci, więc nie mogliśmy się już doczekać zjazdu na dół, do ciepłego miasta. O ile bilet na górę rezerwuje się na konkretną godzinę, o tyle w przypadku powrotnego można wybrać dowolnie. Kolejka kursuje w dół co najmniej do godzinny 22:00 lub, jak dowiedzieliśmy się od obsługi, do czasu, aż zwiozą wszystkich. Z mojego punktu widzenia to wspaniała inicjatywa. Dużo lepsza niż kupowanie biletu godzinowego na Kasprowy Wierch. Znam wiele osób, które chciałyby zostać na zachód słońca, ale nie mogą, bo muszą wracać na dół. Szkoda, że u nas nie myśli się w ten sposób o turystach i nie daje się możliwości podziwiania zachodów słońca.
Podsumowanie
Gdy zjechaliśmy do miasta, przywitało nas ponownie przyjemne ciepło. Nie pamiętam, kiedy tak zmarzłem, dlatego jeśli kiedyś ktoś postanowi również wyjechać do góry, zalecam ciepło się ubrać.
Albuquerque zrobiło na nas bardzo pozytywne wrażenie. Przepiękne, czyste miasto, ze sporą ilością przeróżnych atrakcji. I tą największą – festiwalem balonowym, na którym niestety nie udało nam się być. Balonowa fiesta jest tutaj jedną z największych na świecie, a w tym roku była na dodatek połączona jeszcze z zawodami balonów na hel, Gordon Bennett.
Komentarze
Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.