Krzysiek
W książce Milczenie owiec entomolog Noble Pilcher zachęca studentkę Akademii FBI Clarice Starling do odwiedzin w swoim domu dodając, że gdy jest zimno, psy na łóżkach zapewniają ciepło podczas snu. Nie mam pojęcia, czy osoba bądź zespół odpowiedzialny za wybór nazw dla produktów czytała książkę Thomasa Harrisa, ale „wolfhound” to angielska nazwa wilczarza irlandzkiego. Dużego, łagodnego, dostojnego, lojalnego i cierpliwego psa, który kapitalnie pasowałby do roli przeznaczonej przez rodzinę Pilcherów.
Kurtki Wolfhound należą do linii produktowej Outback, czyli sprzętu turystycznego. Seria Wolfhound liczy na razie trzy produkty: Wolfhound (WH) Hoodie, czyli kurtkę z kapturem; Womens WH Hoodie o kroju dopasowanym do kobiecych sylwetek oraz „bezimienny” WH bez kaptura – wyglądający jak stary, dobry flyers po odchudzaniu.
Koncepcja kurtki nawiązuje do swetrów puchowych – żelaznego elementu wyposażenia himalaistów. W zimne dni pod zwyczajną kurtką nosimy dla komfortu zwyczajny sweter, ale wysoko w górach „zimno” nabiera innego znaczenia. Jeden z lekarzy biorących udział w wyprawach w Himalaje opowiadał, że członek wyprawy bułgarskiej zmarł w wyniku utraty… rękawicy. Ponieważ ludzkość nie wymyśliła materiału lepiej łączącego lekkość i izolację termiczną niż puch, stworzono swetry wypełnione puchem, jakby na wzór śpiworów.
Jako ludzie mamy jednak to do siebie, że cały czas próbujemy pokonywać kolejne bariery… Sercem Wolfhounda jest izolacja Climashield Apex – syntetyk o znakomitych właściwościach termicznych i niskiej wadze. Dzieki temu WH waży około 400 gramów, których niemal się nie czuje po wzięciu do ręki. Z zewnątrz zastosowano materiał WindPack Nylon o bardzo „taktycznej” fakturze. Jesteśmy przecież przyzwyczajeni do stwierdzenia, że „nylon błyszczy” – ale nie ten. Kurtka absolutnie nie odbija światła i nie zdradzi właściciela, jeżeli ten chciałby jej użyć podczas „zabawy w chowanego”. Podszewka ma niemal jedwabistą gładkość i jest prawdopodobnie wykonana również z czystego nylonu.
Kolejnym rodzajem materiału, jaki został użyty do wykonania Wolfhounda, jest VersaStrech. Znajdziemy go na mankietach i pod pachami. Jest mocny i elastyczny. Dodatkiem do konstrukcji jest gumowy ściągacz w dolnej części kurtki, łatka z mięciutkiego rzepa Velcro, polar na kołnierzu i w kieszeniach oraz zamki YKK. Z nylonu wykonano woreczek kompresyjny, przeznaczony do przechowywania kurtki.
Pierwszy kontakt z Wolfhoundem miałem przy okazji zdjęć do artykułu Miasto nocą. Gdy odebrałem kurtkę od Pawła, byłem zaskoczony jej niewielką masą. Rezerwa wyparowała, gdy w zimny październikowy wieczór założyłem WH na koszulę z krótkim rękawem. To cudo działało. Zrobiło mi się idealnie ciepło. Znacie to uczucie? No właśnie ???? Kurtka zapewniła świetną izolację, przenikliwy wiatr został gdzieś na zewnątrz.
Na początku listopada miałem szansę ruszyć na Podhale. W drodze urządziliśmy z rodziną postój na parkingu przy górze Wdżar, znajdującej się na pograniczu Pienin i Gorców. Zamieniłem wtedy polar, w którym jechałem, na Wolfhounda. Nieco z premedytacją, bo – jak się mawia w tamtych okolicach – „duło”, zimny wiatr przenikał przez polar bez trudu. Wierzchnia warstwa WH-a – WindPack – potwierdziła swoją nazwę. Znów otoczyło mnie komfortowe ciepło; zabrałem jednak również kurtkę z Gore-Texu.
Niepotrzebnie.
Ledwie doszliśmy do linii drzew, a zaraz potem do nieczynnego kamieniołomu, kurtka została przytroczona do plecaka na resztę wycieczki. WH doskonale spisywał się w roli okrycia wierzchniego. Polarowy kołnierz chronił szyję zarówno przed zimnem, jak i otarciami, ale prawdziwym hitem okazały się wykończone polarem kieszenie. Wprost nie chciało mi się wyjmować z nich dłoni. Jeżeli już zaszła taka konieczność (a raczej dwie: ośmio- i dwuletnia ???? ), to mankiety nie przepuszczały wiatru do rękawa, a gdy brałem młodszą córkę na barana, VersaStrech pod pachami pracował zgodnie z oczekiwaniem, pozwalając na bezstresowe machanie rękoma (komu w latach 90. nie pękła kurtka pod pachą, ręka ostrożnie do góry).
Zaskoczyła mnie termika tej kurtki. Projektanci odwalili kawał dobrej roboty i jeżeli kiedyś się spotkamy, to zabieram was do Spiża ???? Krótka wycieczka dla rozbudzenia w córkach turystycznego apetytu udała się w stu procentach, a Wolfhound awansował do pierwszej trójki w klasyfikacji mojej ulubionej odzieży jesienno-zimowej.
Nadszedł grudzień, a z nim mrozy. Taką pogodę to ja lubię. Pomny przestróg „sześćdziesiątego pierwszego”, odwiesiłem Gore-Tex do szafy, a wyjąłem „smocka”. Wraz z Wolfhoundem stanowił kapitalny zestaw. Wtedy ujawniła się kolejna zaleta mankietów z VersaStrechu. Zakładanie „smocka” na WH-a nie było tak uciążliwe, jak polaru z jego grubymi, regulowanymi rzepami mankietami. Poza tym na mankiety WH-a można było wyłożyć długie „kominy” rękawic, zakryć to rękawem „smocka” i śmiać się Dziadkowi Mrozowi w twarz.
To nie jest po prostu „kurtka” czy „wiatrówka”, ale niezwykle cenny element wyposażenia turysty czy żołnierza. Na granicy z Białorusią Wolfhound byłby równie kochany, jak brytyjska softie, z tą różnicą, że w kurtce Helikona nie wstyd jest pokazać się w mieście ???? W razie ciężkich warunków – czy to na służbie, czy w czasie wyprawy – Wolfhound ma potencjał, by uratować morale, a być może i życie. Ten komfort naprawdę wart jest każdej ceny.
Zauważyłem tylko jeden problem oraz maleńkie przeoczenie. Wolfhound został zaprojektowany dla osób praworęcznych; zarówno kieszeń wewnętrzna, jak i kieszeń na ramieniu są wyłącznie po lewej stronie. Wydaje mi się, że dołożenie kieszeni po prawej stronie nie byłoby problemem technicznym, a podniosłoby funkcjonalność kurtki. Dałoby to również możliwość umieszczenia odblaskowych rzepów na obu rękawach. Brak mi również wieszaka, ale to absolutny drobiazg – kawałek Micro Cordu przepuszczony przez białą metkę przy kołnierzu załatwił sprawę.
P.S. Clarice skorzystała z zaproszenia
Ania
Jeszcze kilka sezonów temu z zazdrością patrzyłam na kolegów odzianych w Wolfhoundy, którzy nawet podczas zimowych miesięcy twierdzili, że specjalnie chłodu nie odczuwają. Ucieszyłam się, kiedy w 2020 roku damska wersja tej kurtki pojawiła się w ofercie marki. Postanowiłam ją nabyć mając nadzieję, że już nie zmarznę. Zdecydowałam się na wariant ukraszony wzorem Camogrom (obecnie, ze względu na kontrowersje związane z podobieństwem do Multicam, wzór już nie jest dostępny). Nie dlatego że jakoś specjalnie chciałam się stapiać z terenem, ale dlatego że kolory nakrycia zdawały się dobrze współgrać z moimi licznymi szarymi i zielonymi ciuchami, a dodatkowo po prostu cieszyły oko.
Pomimo pozytywnego stosunku do odzienia i pewności swojego wyboru, kiedy odebrałam zakup z paczkomatu zaczęłam – jak to kobieta – marudzić. Wydawało mi się, że materiał zewnętrzny jest zbyt cienki, aby mógł posłużyć dłużej, a całość zbyt lekka, żeby mogła ogrzać na mrozie. Stwierdziłam, że komfort termiczny, o którym opowiadali znajomi, wynika pewnie jedynie z różnic w odczuwaniu temperatur u mężczyzn i kobiet, a nie z właściwości izolacyjnych Wolfhounda. Kurtkę jednak zatrzymałam, bo fajnie leżała i była w promocji ???? No i okazało się, że bardzo dobrze zrobiłam. Pierwsze wrażenie miało niewiele wspólnego z rzeczywistością. Od kilku już sezonów z powodzeniem eksploatuję nabytek, a nawet zachęcona własnymi doświadczeniami stałam się posiadaczką kolejnej takiej kurtki, tym razem w bardziej neutralnej odsłonie Desert Night Camo.
Wersje jednolite kolorystycznie lub w neutralnym kamuflażu Desert Night sprawdzą się dobrze zarówno w wydaniu outdoorowym, jak i bardziej „codziennym”
Wierzchni nylon, choć w dotyku bardzo cienki i delikatny, wykazuje się jednak wytrzymałością. Dał sobie radę z gorącymi łuskami wyrzucanymi z karabinu, oparł się gałęziom drzew, bez szwanku zaliczył kilka skoków mojego kota cierpiącego na ADHD.
Mój kot cierpiący na nadpobudliwość psychoruchową ma w zwyczaju witanie się ze mną poprzez wskakiwanie mi na ramię. Zewnętrzny nylon tylko z pozoru jest delikatny, bo póki co oparł się jego pazurkom
A jeśli chodzi o wnętrze, bo przecież ono liczy się najbardziej, to muszę przyznać, że jest pełne ciepła. Przyjemne odczucia i świetną izolację zapewnia technologia włókien ciągłych Climashield. Moim zdaniem takie rozwiązanie sprawdza się dużo lepiej niż puch. Odzież jest lekka, podatna na kompresję, jednak po ściśnięciu całkowicie odzyskuje swój kształt, dobrze znosi proces prania i szybko schnie. Helikon podpowiada, że Wolfhound może też sprawdzić się „jako dodatkowa warstwa docieplająca w połączeniu z grubszą kurtką zewnętrzną”. Nigdy, nawet przy kilkunastostopniowym mrozie nie miałam potrzeby zakładania uzupełniającej warstwy na wierzch. Kurtkę kupiłam trochę luźniejszą, by dało się zmieścić pod nią solidną bluzę. Przy akompaniamencie szalika, czapki i rękawic takie rozwiązanie dostatecznie sprawdza się podczas poważniejszych chłodów. A wiosną pod spodem wystarczy tylko t-shirt.
Wydłużony krój chroni nerki przed przewianiem
W kwestii ogólnej wygody użytkowania ubranie również wypada dobrze. Wydłużony tył chroni nerki przed przewianiem. Elastyczna lamówka zastosowana na dolnych krawędziach, mankietach i kapturze nie tylko zatrzymuje ciepło przy ciele, ale też sprawia, że kurtka nie przesuwa i nie kręci się – po prostu dobrze trzyma się tułowia. Trzeba mieć jedynie na uwadze, iż z czasem elementy te lubią się trochę rozciągnąć i postrzępić. Panele z tkaniny VersaStrech umieszczone pod pachami usprawniają wentylację, ale też znacznie poprawiają zakres ruchów.
Niewielka ilość płytkich kieszeni uniemożliwia zrobienie z siebie „bałwanka”. Mimo to każdy – i prawo-, i leworęczny – znajdzie coś dla siebie. Do dyspozycji mamy dolne kieszenie zewnętrzne z polarową wyściółką (które moim zdaniem służą głównie do ogrzania rąk), kieszeń zewnętrzną piersiową umieszczoną po lewej stronie oraz kieszeń wewnętrzną prawostronną. Wszystkie zamykane są na zamki błyskawiczne.
Kaptur ma anatomiczny kształt. Można go dodatkowo dopasować do głowy poprzez zaciągnięcie lub poluzowanie gumki przewleczonej przez całą jego szerokość.
Kurtka fabrycznie pokryta jest warstwą powłoki DWR (Durable Water Repellent) o właściwościach hydrofobowych, która sprawia, że woda pięknie się na niej perli i spływa, zamiast wnikać do środka. DWR ułatwia również usuwanie nieczystości z odzieży. Niestety okazuje się, że warstwa zabezpieczająca znika wraz z 2-3 praniem. Warto ją później uzupełnić.
Powłoka DWR sprawia, że łatwo możemy pozbyć się nieczystości poprzez spłukanie ich wodą. Dopóki warstwa DWR jest obecna, woda spływa z kurtki i nie wsiąka do środka. Fragmenty VersaStrech wszyte pod pachami poprawiają zakres ruchów
Reasumując: kurtka jest bardzo uniwersalna. Jest przy mnie od jesieni do wiosny, bo w zależności od tego, z czym ją zestawię, potrafi ochronić przed większym i mniejszym chłodem. Zabezpiecza przed wiatrem i lekkim deszczem. Nienarzucający się wygląd i krój sprawiają, że dobrze czuję się z nią na strzelnicy, na trekkingu, a nawet w mieście.
Kasia
Kurtka dotarła do mnie późną jesienią, więc obawiałam się, że nie będzie zbyt wielu okazji do przetestowania jej w boju. Na szczęście pierwsza nadarzyła się dość szybko. Na Mistrzostwa Słowacji w Orientacji Precyzyjnej potrzebowałam okrycia lekkiego, a jednocześnie ciepłego – „Wilczarz” wydawał się idealnym wyborem. Nie bez znaczenia był też anatomiczny krój, dopasowany do kobiecej sylwetki oraz oliwkowy kolor (przez producenta określany mianem Taiga Green), dobrze komponujący się z leśnym otoczeniem. Wiadomo, że komfort termiczny jest kwestią nadrzędną, ale nie ma co się oszukiwać – wygląd ma znaczenie, zwłaszcza w damskich ubraniach ????
Kurtka w kolorze Taiga Green idealnie nadaje się do stylizacji outdoorowych. Zewnętrzną warstwę nylonową charakteryzuje wytrzymałość, więc nie musimy martwić się o przypadkowe rozdarcia w terenie leśnym
Wolfhound Hoodie spełnił pokładane w nim nadzieje. Zarówno podczas samych zawodów, gdzie oczekiwanie na swoją kolej w ocienionej, górskiej dolinie zdawało się nie mieć końca, jak i później w trakcie rekreacyjnego wejścia na okoliczne szczyty. W pierwszym przypadku pod spód założyłam koszulkę z długim rękawem z wełny merino, techniczną koszulkę z krótkim rękawem oraz bluzę, a i tak miałam wrażenie, że dla pełnego komfortu mogłoby mi być odrobinę cieplej ???? Jednak nie mogę również powiedzieć, że zmarzłam. Co ważne, najbardziej problematyczne dla mnie w takich sytuacjach dłonie bez problemu ogrzałam w polarowych kieszeniach. Wszystkie (dwie kieszenie zewnętrzne u dołu kurtki, jedna piersiowa i jedna wewnętrzna) są zamykane na suwak, co doceniam jako osoba, która zwykle wraca do domu już bez zawartości niezabezpieczonych kieszeni.
Natomiast podczas górskiej wycieczki bluza szybko wylądowała w plecaku, a i merino momentami wydawało się zbędne. Zastosowany w warstwie zewnętrznej nylon WindPack zapewniał ochronę przed wiatrem, a jednocześnie oddychalność pozostawała na bardzo dobrym poziomie. Materiał VersaStrech pod pachami sprawiał, że nie narzekałam również na komfort ruchu. Zauważyłam też, że ocieplany kaptur niewątpliwie przydaje się podczas górskich wycieczek w okresie, kiedy czapka jeszcze nie znajduje się w stałym wyposażeniu naszego plecaka, a zimny wiatr już potrafi dać się we znaki.
Dopasowana oliwka vs. luźna czerń. Jeśli preferujecie luźniejszy krój, warto zdecydować się na rozmiar większy, niż wynikałoby to z tabeli
Wolfhound charakteryzuje się bardzo niską wagą i łatwością kompresji, jednocześnie zapewniając dobrą izolację, dzięki zastosowaniu technologii Climashield. Worek kompresyjny, dołączony do zestawu, ułatwia przechowywanie i transport kurtki – nawet jeśli zdecydujemy się zdjąć ją na trasie, to z łatwością włożymy ją do niewielkiego plecaka czy przytroczymy do paska. Waga nieprzekraczająca 350 gramów sprawia, że praktycznie nie czujemy, że mamy ją w bagażu.
Jako materiał zewnętrzny zastosowano nylon, co początkowo budziło moje obawy w kontekście poruszania się w nim po lesie. Na pierwszy rzut oka nie sprawia on wrażenia wytrzymałego i wydaje się podatny na rozdarcia. Okazały się one jednak bezpodstawne – po kilku wypadach do lasu nie widać żadnych ubytków w materiale, mimo poruszania się poza szlakami i przedzierania przez gałęzie i różnego rodzaju chaszcze ????
Największy problem, jak zwykle, sprawił dobór odpowiedniego rozmiaru. Po wykonaniu niezbędnych pomiarów i porównaniu ich z tabelą producenta z pewnym zdziwieniem zdecydowałam się na rozmiar XS. Moją czujność uśpiło trochę to, że posiadam już polar tej firmy w tym samym rozmiarze, który jest dość luźny. W przeciwieństwie do niego kurtka okazała się bardzo przylegająca, co utrudnia założenie pod nią dodatkowych elementów odzieży. Najlepiej leży na pojedynczej warstwie bielizny termicznej. W razie potrzeby można dodać również cienką bluzę polarową, ale zmniejsza to komfort użytkowania oraz wpływa na wygląd po zapięciu suwaka. Nie stanowi to problemu, jeśli traktujemy ją tylko jako izolację do noszenia wraz z dodatkową warstwą zewnętrzną. Natomiast jeśli chcemy założyć ją na wierzch, zdecydowanie warto zdecydować się na większy rozmiar. Trzeba przyznać, że w temperaturach dodatnich doskonale spełnia swoje zadanie i nawet po założeniu jej na koszulkę z krótkim rękawem w jesienny dzień odczujemy komfort termiczny. Natomiast zimą chciałabym móc założyć pod nią coś więcej. Z tego powodu, jeśli mogłabym podjąć tę decyzję jeszcze raz, to zdecydowałabym się na rozmiar S albo nawet i M.
Krój dostosowany do kobiecej sylwetki w połączeniu z izolacją Climashield Apex, wygodnymi kieszeniami z suwakami YKK oraz umożliwiającym personalizację panelem velcro tworzą eleganckie połączenie funkcjonalności i nowoczesnego wyglądu
Marta
Podobno jak coś jest do wszystkiego, to jest do niczego. Nie mogę się zgodzić z tym stwierdzeniem. Bardzo lubię akcesoria, które zależnie od potrzeb można wykorzystać w różnych sytuacjach i warunkach. Dotyczy to także, a może w szczególności, odzieży. Moja szafa nie zna podziału na ubrania letnie i zimowe – w chłodniejsze dni zakładam na siebie po prostu więcej warstw, co daje dużą elastyczność przy zmiennej pogodzie, ale też pozwala znacznie zmniejszyć moje zasoby odzieżowe. Jesienią moja garderoba wzbogaciła się o kurtkę Womens Wolfhound Hoodie i muszę przyznać, że świetnie wpisuje się ona w tę filozofię.
Na pierwszy ogień Wolfhound pojechał ze mną na jesienną wycieczkę w okolice Bratysławy, gdzie dobrze sprawdził się jako lekka warstwa wierzchnia w czasie niedługich spacerów po okolicznych pagórkach. Słoneczna, ale wietrzna jesienna pogoda potrafi być wyzwaniem pod kątem doboru odpowiednich ubrań zwłaszcza w czasie ruchu. Kurtka w połączeniu z cienką koszulką okazała się być idealnym rozwiązaniem – świetnie chroniła przed wiatrem nie powodując przegrzania w czasie spokojnego marszu.
Kolejna próba bojowa nastąpiła w grudniu, tym razem w warunkach w pełni zimowych. Całodzienna wycieczka: pętla wokół Szczyrku, włączając przejście grzbietem między Skrzycznem a Malinowską Skałą, gdzie wiatr prawie urywał głowę. Byłam ciekawa możliwości kurtki w takich warunkach, ale nie miałam przekonania, że tak cienki materiał będzie w stanie ochronić przed prawdziwie zimowym wiatrem, więc na wszelki wypadek wzięłam ze sobą więcej ciepłych ubrań niż zwykle. Okazało się, że nie doceniłam Wolfhounda – nylon WindPack w połączeniu z ociepliną Climashield zapewnił komfort termiczny także przy ujemnej temperaturze. Przy silnym wietrze dobrze spisał się kaptur – mimo mocnych podmuchów trzymał się na głowie i razem z wysokim kołnierzem tworzył szczelną barierę przeciwwiatrową wokół głowy i szyi.
Dopasowany krój damskiej wersji kurtki podkreśla sylwetkę, ale przy tym dzięki elastycznym wstawkom pod pachami nie ogranicza swobody ruchów
W międzyczasie sprawdzałam Hoodie także w codziennym użytkowaniu. Do pracy często dojeżdżam rowerem i tu kurtka okazała się być najlepszym do tej pory testowanym przeze mnie okryciem. Przy kilku dodatkowych warstwach bluza sprawdza się równie dobrze w lutym, jak i w październiku. Delikatnie przedłużony tył doskonale chroni plecy, a wspomniany wcześniej wysoki kołnierz z kapturem nie wpuszcza zimnego wiatru do wnętrza. Dzięki wstawkom z VersaStretch pod pachami kurtka nie krępuje ruchów nawet w tak specyficznej pozycji, jak ta przy jeździe na rowerze.
Na wygodę użytkowania wpływają też dopracowane detale. Zamykane na zamki kieszenie – trzy zewnętrzne i jedna wewnętrzna wykończone przyjemnym w dotyku polarem – zachęcają do schowania zziębniętych dłoni. Wszystkie zamki wyposażone są w wygodne przedłużone zawieszki, co pozwala bez problemu dostać się do kieszeni nawet w grubszych rękawiczkach – mała rzecz, a cieszy. Zarówno kaptur, rękawy, jak i dolna krawędź kurtki wykończone są gładką elastyczną lamówką, dzięki czemu okrycie doskonale dopasowuje się do ciała. Obszycie zamka błyskawicznego od góry zabezpiecza przed nieprzyjemnym zacięciem się w szyję.
W zasadzie trudno mi jednoznacznie określić, czy jest to bardziej kurtka, czy może raczej bluza. Czasem używam jej jako warstwy wierzchniej – wytrzymałe nylonowe wykończenie pozwala bez strachu przedzierać się w niej przez chaszcze – a czasem jako jedną z warstw wewnętrznych: przyjemne w dotyku wnętrze i ogólna miękkość powodują, że z przyjemnością zakładam Hoodie bliżej skóry. Nieprzypadkowo wybrałam kolor czarny – planowałam wykorzystywać nowy nabytek także w połączeniu z bardziej cywilnymi ubraniami, a czerń dobrze komponuje się z większością mojej garderoby. Swobodny, ale przy tym neutralny i ładnie dopasowany do sylwetki krój pozwala założyć kurtkę zarówno do spodni turystycznych czy jeansów, jak i do niektórych sukienek. Dzięki temu Wolfhound znajduje się ostatnio w czołówce najczęściej używanych przeze mnie elementów garderoby.
Nawet w zimowych warunkach Wolfhound zapewnia przyjemne ciepło – przedłużony tył, wysoki kołnierz, dłuższe rękawy i regulowany kaptur stanowią szczelną barierę przeciwwiatrową
Komentarze
Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.