Kraj ten sam, dioda ta sama
Zakupu SC31 Pro dokonałem z czystej ciekawości. Skuszony głosami znajomych oraz licznymi wpisami na forach tematycznych postanowiłem sprawić sobie rzeczony model. Bodźcem, który jednak był tutaj najsilniejszy (oczywiście poza ceną – 100 zł), była opinia traktująca o rzekomej wyższości Sofirna nad Olightem S2R Baton, z którym miałem okazję dokładniej się zapoznać przez ostatnie kilka lat (obie generacje). Latarki te w gruncie rzeczy są dla siebie konkurencją. Obie to urządzenia typowo wycelowane w EDC, pochodzące z Chin, bazujące na kompaktowej aluminiowej obudowie i mieszczące wewnątrz popularne ogniwo 18650. Co więcej, obie końcu obie wykorzystują tę samą diodę LED – Luminus SST40 – z wyraźną jednak różnicą w mocy strumienia i temperaturą barwy. Porównywanie ich wydaje się zatem jak najbardziej słuszne.
Czynnikiem, który modele od siebie najbardziej odróżnia, jest obecność polskiego dystrybutora. Olight bowiem występuje na naszym rodzimym rynku od lat, oferując gwarancję i serwis na swoje produkty. Dodoatkową korzyścią jest także regulacja Unii Europejskiej, w ramach której mamy prawo do zwrotu produktu w okresie 14 dni od jego otrzymania w przypadku zakupu internetowego. Kupując w Chinach taki przywilej niestety nas nie obejmuje i kupujemy poniekąd „kota w worku”. Rozwieję tu jednak wątpliwości – Sofirn SC31 Pro spełnia oczekiwania i jeśli poszperamy o nim więcej w internecie, nie grozi nam rozczarowanie.
Punkt odniesienia
Jako że wspominany Olight kosztuje ponad dwa razy więcej niż główny bohater tego artykułu, naturalnie założyłem, że będzie reprezentował wyższą półkę tego typu urządzeń produkowanych w ChRL. Tymczasem Sofirn, dzięki niższej cenie, wynikającej między innymi z braku dystrybutora i marketing, będzie odpowiadał przystępnej średniej półce. Porównując oba modele muszę przyznać, że nie dostrzegam wyraźnych różnic w wykonaniu. Postanowiłem zatem rozszerzyć perspektywę i przyrównać mój nowy nabytek z modelem mocno budżetowym. Założyłem, że pomoże mi to wypatrzyć drobniejsze różnice i posłuży jako jedna z granic spektrum, w którym będę oceniał Sofirna. Dodałem więc do porównania „bezimienną” latarkę opatrzoną jedynie oznaczeniem diody – XML-T6. Na wcześniej opisywanym portalu za tę latarkę przyjdzie nam zapłacić około 20 zł (przy wykorzystaniu wszechobecnych kuponów połowę tej wartości), a sama konstrukcja obrazuje czego w relatywnie tanim SC31 Pro mogło zabraknąć. Na szczęście tak się nie stało.
SC31 Pro i S2R Baton II znacząco odróżniają się formą od nieokreślonej marki kompakta. Pokazuje on jednak spektrum niedociągnięć, które w relatywnie taniej latarce, jaką jest Sofirn, mogły się pojawić, a jednak tak się nie stało.
Zaczynając zatem od zewnątrz – wszystkie trzy modele zostały wykonane z anodowanego aluminium. Co ciekawe jedynie Sofirn podaje nam, jaki stop został wykorzystany. Zastosowano aluminium 6061, którego charakterystyczną cechą jest wysoka przewodność cieplna, co z racji na fakt wykorzystania w urządzeniu, które generuje niechcianą temperaturę, jest jak najbardziej zaletą. Wszystkie trzy modele zostały pokryte powłoką w procesie anodowania. Pojawia się tu jednak pewna komplikacja. Omawiany model Olighta cechuje charakterystyczna zielona powłoka, która w połączeniu z teksturowaniem chwytu sprawia, że przywodzi na myśl ogórka gruntowego. Wykończenie to przyciąga atrakcyjnym kolorem, jednakże ma swojego rodzaju konsekwencje.
Kwestia wyboru, zatem nie porównujmy
Kolorowe anodowanie uzyskiwane jest w ramach procesu typu II, który w odróżnieniu od wyłącznie czarnego typu III, oferuje nam nieco cieńszą i słabszą powłokę. W tym miejscu trzeba uczciwie przyznać, że latarki Olight również występują w wersjach z „twardą” powłoką typu III. Nie zmienia to jednak faktu, że wyraźnie tańszy Sofirn nadal oferuje najwyższą możliwą klasę tego typu wykończenia. Na tle budżetowego XML-T6 wyróżnia się również ładniejszą, wyraźnie gładszą fakturą. Nie zachwyca natomiast „logo producenta” w postaci zwykłego napisu, korzystającego ze stosowanej od 1931 czcionki „Times New Roman”. Można zatem śmiało stwierdzić, że Olight wygrywa w kategorii „przyjemny dla oka”.
Nudny, aczkolwiek bardziej odporny na zarysowania Sofirn, z klasycznym drobnym radełkowaniem…
…. oraz nieco bardziej oryginalny Olight, z wyraźną, aczkolwiek komfortową teksturą i nieco wrażliwszą powłoką typu II. Warto tu zwrócić uwagę na zakończenie korpusu umożliwiające ładowanie magnetyczne.
W kwestii tekstury chwytu SC31 zapewnia nam proste, choć sprawdzone radełkowanie. Warto zaznaczyć, że zostało ono naniesione w sposób przemyślany, tak aby umożliwić łatwe odkręcenie każdego elementu korpusu. Jest na tyle szorstka, aby zapewnić pewny chwyt i jednocześnie na tyle gładka, by nie powodować dyskomfortu. Na tle Olighta wypada jednak nudno. Charakterystyczna kostka znacząco wyróżnia S2R, czego nie można powiedzieć o jego konkurencie. Dla niektórych osób będzie to kompletnie nieistotne, dla innych – kolejny powód, dla którego warto dopłacić.
W przypadku Sofirna mamy tutaj jeszcze jeden ciekawy dodatek – możemy odkręcić zarówno samą nakrętkę, jak i cały korpus. Umożliwia nam to obrócenie tulei i skierowanie klipsa w przeciwnym kierunku, a co za tym idzie – zamocowanie latarki na przykład na daszku czapki.
Obracany korpus może nie jest najbardziej oczywistym rozwiązaniem, lecz bardzo dobrze spełnia swoją funkcję. Co ciekawe w ofercie producenta brakuje modułowych elementów wymiennych, takich jak na przykład nakrętka z tylnym przyciskiem, który mógłby dodać latarce taktycznego charakteru. Wówczas model mógłby stanąć w szranki również z Olight Warrior Mini.
Konstrukcja zaczepu jest niestety słabym punktem SC31. Zastosowany popularny system montażu na wcisk sprawia, że obraca się on dookoła osi latarki. Nie jest to również konstrukcja typu deep carry, zatem nie ukryjemy jej w głębi kieszeni. Niewiele lepiej przedstawia się nam tutaj Olight. Co prawda jego klips jest o wiele stabilniejszy ale równocześnie bardzo podatny na odkształcenia. Ciekawi również jego konstrukcja. Zawinięcie w przypadku mniejszego brata – modelu S1R – pozwala na wybór pozycji w kieszeni diodą do góry lub do dołu. S2R jest jednak sporo dłuższy, zatem wykorzystanie klipsa w ten sposób mija się z celem. Początkowo myślałem, że jest to konsekwencja wspólnej produkcji klipsów dla obu latarek, jednak jak się później okazało, są one niewymienne. Może czegoś tu nie dostrzegam?
Sztywny, aczkolwiek obracający się klips SC31 Pro…
…oraz delikatny, lecz oferujący możliwość „głębokiego przenoszenia” klips S2R II. Gdyby połączyć pozytywne cechy obu klipsów, wyszłoby nam całkiem przyzwoite akcesorium.
Istotnym elementem obudowy jest również przycisk sterujący. W naszym budżetowym punkcie odniesienia został umieszczony na tyle latarki i trzeba przyznać, że jest odpowiednio zabezpieczony przed przypadkowym włączeniem – można więc przypuszczać, że w modelach z „wyższych” półek powinno to być niejako standardem. Niestety, nie zawsze tak jest.
Sofirn posiada jeden z najlepiej zrealizowanych włączników, z jakimi miałem okazję się spotkać. Wyraźny klik, odpowiednia twardość i duża powierzchnia sprawiają, że jest łatwo wyczuwalny i wygodny w obsłudze. Osadzenie go we wgłębieniu powoduje, że niepożądane włączenie jest znacząco utrudnione. Przycisk wyposażono w dwie miniaturowe diody, co ułatwia odnalezienie latarki w ciemnościach.
Rozwiązanie zastosowane w S2R jest poniekąd jego przeciwieństwem. Z niejasnych powodów zamiast ukryć go w sylwetce obudowy, został uhonorowany swoistym podium. W połączeniu z jego czułością sprawia to, że nie raz zdarzyło mi się otworzyć plecak, który okazywał się być rozświetlony od środka przez działającego zapewne od dłuższego czasu Olighta. W przypadku ładownicy na pas lub przenoszenia w kieszeni możemy spodziewać się takich incydentów zdecydowanie częściej. Przycisk ma też pewne zalety. Zamocowano w nim diody komunikujące nam stan baterii. W połączeniu z systemem stabilizacji światła przy niskim naładowaniu baterii, pozwoli nam to uniknąć niespodziewanego zgaśnięcia latarki w ciemnościach.
Mimo pozornie niedużej różnicy w powierzchni przycisku wersja Sofirna jest o wiele przyjemniejsza w obsłudze. Wyraźne teksturowanie, bezpieczne osadzenie oraz diody wskazujące położenie latarki w ciemności gwarantują, że sprawdzi się w każdej sytuacji.
Dwa rozwiązania – różne zalety
Zanim przejdziemy do tego, co w latarce najważniejsze – świecenia – przyjrzyjmy się rozwiązaniom pozwalającym nam w ogóle włączyć latarkę – sposobom ładowania. XML-T6 nie dysponuje zintegrowanym rozwiązaniem pozwalającym ładować akumulator. To z resztą nie dziwi, zważając na fakt, że o wiele droższe latarki również bywają ich pozbawione. Zatem każdy system pozwalający naładować latarkę bez zewnętrznej ładowarki do baterii będzie w pozostałych modelach dużym plusem. W przypadku głównych obiektów porównania zastosowano dwa różne rozwiązania i moim zdaniem oba zasługują na słowa pochwały. Magnetyczne ładowanie zastosowane w S2R jest świetne ze względu na zachowaną szczelność konstrukcji. Ma to też swój urok, jest nowoczesne i wygodne. Jest to też kolejne uzasadnienie wyższej ceny.
Sofirn wyposażono w wbudowany port USB w najnowszym wariancie C. Z jednej strony jest bardziej podatny na zanieczyszczenia i wymaga każdorazowego zaślepienia po użyciu. Z drugiej jednak jest to rozwiązanie bardziej uniwersalne. W przypadku osób takich jak ja, które pakują się na wyjazd pół godziny przed jego rozpoczęciem, czasem zdarza się czegoś zapomnieć. Kiedy nie mamy kabla do ładowania, jest dużo bardziej prawdopodobne, że w górskim schronisku ktoś będzie dysponował popularnym kablem do telefonu niż specjalistyczną ładowarką. Ponadto USB-C umożliwia ładowanie latarki prądem o natężeniu 2A, więc naładowanie nieco mniej pojemnego (3000 mAh) akumulatora Sofirna zajmuje nieco ponad dwie godziny. W przypadku Olighta ten czas wynosi grubo ponad pięć.
Porównując bezpośrednio strumienie na bliskiej odległości i gładkiej ścianie możemy dostrzec wyraźne różnice. Widzimy charakterystyczny dla gładkich reflektorów mały, intensywny kąt skupiony oraz spory, acz dużo słabszy kąt poświaty. Obok możemy dostrzec typowy dla optyki TIR przyjemny, równomierny strumień z szerokim kątem skupionym oraz proporcjonalnie małą poświatą. Wreszcie mamy znany z ekonomicznych latarek ze zmiennym skupieniem wiązki biało-siny, acz wyraźnie odcięty, równomierny strumień z intensywnie żółtymi artefaktami na krawędziach.
Podobne, ale jednak nie całkiem
Skoro naładowaliśmy baterie, możemy w końcu sprawdzić, co potrafią uczestnicy naszego porównania. Jak już wcześniej wspominałem, zarówno S2R jak i SC31 wykorzystują diodę Luminus SST40, jednakże w dwóch skrajnie różnych wariantach. Olight wykorzystuje układ z grupy 751 o charakterystycznym dla tego producenta, zimnym świetle 7500 K. U konkurenta natomiast spotkamy „najcieplejszą” z diod SST40, charakteryzującą się temperaturą barwową 5000 K. Obie te wartości są relatywnie wysokie, lecz barwa 7500 K jest dla wielu osób dużo bardziej nieprzyjemna w odbiorze. Możemy zatem stwierdzić, że barwa światła w Sofirnie jest mniej męcząca dla oczu. Jedynie dla kontrastu warto tu przedstawić strumień z XML-T6, cechujący się światłem wpadającym niemal w fiolet. Taka barwa będzie doskonała przy podświetlaniu sobie od dołu twarzy podczas opowiadania dzieciom strasznych historii, natomiast przy każdym innym zastosowaniu raczej niepożądana.
Warto zaznaczyć, że Sofirn oferuje nam dużo wyższą moc strumienia od konkurenta. Producenci deklarują maksymalne wartości rzędu 2000 lm w pierwszym przypadku i 1150 w drugim. Możemy od razu założyć, że ani jeden, ani drugi poza laboratorium nie osiągają tych parametrów, niemniej sama różnica jest spora i daje pewien pogląd. Moim zdaniem tym, czego brakuje w SC31, jest teksturowany reflektor typu orange peel lub optyka TIR, jaką spotkamy właśnie w S2R. Jest to jednak kwestia subiektywna – ja akurat preferuję tego typu rozwiązania w latarkach EDC, ale zdaję sobie sprawę, że gładkie reflektory są cenione ze względu na zwiększony zasięg strumienia. Nie zmienia to faktu, że strumień Olighta zapewnia równomierne oświetlenie obszaru, natomiast jego konkurent oferuje wyraźny i niewielki kąt skupiony z dużym kątem poświaty. W Sofirnie cieszy drobny detal w postaci podkładki centrującej. Rozwiązanie nie jest może najistotniejszą częścią latarki, lecz trzeba przyznać, iż pokazuje przywiązanie producenta do szczegółów.
Różnica w barwie i zachowaniu światła jest znacząca. SC31 Pro oferuje nam bardziej zbliżone do naturalnego światło, jak i dosyć wyraźną różnicę w „gęstości” strumienia
Zimniejsze światło S2R Baton II równomiernie oświetla wnętrze dzięki zastosowaniu optyki TIR. W wyższych trybach może się okazać męczący dla oczu.
Dla porównania strumień z latarki XML-T6, wyraźnie zmieniający odcień zarówno drewna, jak i ściany. Warto zauważyć niewielką różnicę pomiędzy mocą strumienia w różnych trybach, co zauważalnie ogranicza funkcjonalność.
Podziękujmy ToyKeeperowi za ciekawy interfejs
Teraz sprawa najciekawsza – interfejs użytkownika, tryby i ogólna wydajność latarki. To coś, w czym SC31 Pro mocno odsadza konkurencję. W tym modelu zastosowano UI (User Interface) Anduril, spotykany również w wielu innych chińskich konstrukcjach. Zapewnia nam spore spektrum możliwości, zarówno jeśli chodzi o tryby, jak i konfigurację. Latarka jest w pełni programowalna z poziomu urządzenia. Ustawienia możemy zatem zmienić w dowolnym momencie, korzystając jedynie z przycisku włącznika. Trzeba przyznać, że obsługa jest łatwa, choć nie instynktowna. Latarka na szczęście dysponuje łatwo dostępną funkcją przywracania do ustawień fabrycznych, trudno więc coś trwale „zepsuć”. W dołączonej do urządzenia instrukcji otrzymujemy graficzny schemat objaśniający przejście do poszczególnych trybów. Trzeba przyznać, że sprawia on wrażenie rozbudowanego, zwłaszcza jeśli porównamy go z możliwościami Olighta (5 trybów mocy, w tym Moon i Turbo, oraz dodatkowo stroboskop).
Porównanie S2R II (góra) z SC31 Pro (dół). Ponownie widzimy tendencje kształtu strumienia oraz nieco odmienne kolorystyki światła obu latarek. Olight dysponuje jedynie trzema głównymi trybami strumienia. Sofirn nawet w trybie stopniowym zapewnia ich 7. Jeśli jednak ktoś nie będzie usatysfakcjonowany ich stopniowaniem, możliwe jest korzystanie z trybu regulacji bezstopniowej.
Pierwszym możliwym do spersonalizowania elementem jest sposób przechodzenia przez poszczególne tryby mocy strumienia, jak i ustalenie ich dolnej i górnej granicy. Przydatna rzecz jeśli chodzi o optymalizację. Konstrukcja oferuje też możliwość konfiguracji zabezpieczenia termicznego. W tym przypadku urządzenie pozwala nam zarówno na ustalenie limitu, przy którym się wyłączy, jak i ustawienie temperatury otoczenia. Na co dzień raczej nie będziemy z tego korzystać, ponieważ zakres temperatury otoczenia, w którym latarka może pracować, wynosi od 0 do 40 stopni Celsjusza. Będzie to zatem przydatne tylko przy skrajnych wartościach tego spektrum.
Regulacja trybu mocy po włączeniu latarki odbywa się przez przytrzymanie guzika. Do dyspozycji mamy oczywiście tryb Moon (bardzo niska moc strumienia, niezaburzająca adaptacji oka w ciemności), Turbo (moc maksymalna) oraz zakres standardowy, który jak wcześniej wspominałem, można określić programując latarkę. Zmiana natężenia światła przy użytkowaniu może odbywać się w dwojaki sposób – poprzez ustawienie płynnej zmiany strumienia lub w ramach 7 zaprogramowanych domyślnie stopni jasności. W dosyć specyficzny sposób został tu rozwiązany wskaźnik naładowania baterii. Po trzykrotnym kliknięciu latarka przy pomocy mignięć głównej diody komunikuje nam aktualne napięcie. Kolorystyczny system Olighta wydaje się tutaj bardziej intuicyjny dla użytkownika.
Instrukcja obsługi interfejsu może na początku wydać się enigmatyczna, szczególnie że zamieszczono w niej informacje o funkcjach niedostępnych w niektórych modelach. W przypadku SC31 Pro jest to na przykład zmiana kolorystyki diody w przycisku sterującym. Klarowna legenda umożliwia jednak odnalezienie się w gąszczu informacji.
Świece, błyskawice i inne ciekawostki
I na koniec bajery, czyli tryby alternatywne, które stanowią bardzo przyjemny dodatek do całości. Celowo nie wspominałem wcześniej o stroboskopie w SC31, ponieważ Anduril UI zapewnia nam aż trzy takie tryby, jak i poniekąd pokrewny tryb Beacon, który możemy nazwać ratunkowym lub komunikacyjnym. W trybie tym mamy możliwość regulacji odstępów w mignięciach, stopniowanych co sekundę. Do trybów stricte stroboskopowych przechodzimy nieco inną sekwencją klików i muszę przyznać, że bardzo przypadły mi do gustu. Otrzymujemy tutaj konfigurację stworzoną pod oświetlenie rowerowe – praktycznie stały strumień z delikatnymi cyklicznymi mignięciami. Świetne rozwiązanie zwiększające naszą widoczność dla otoczenia, jednocześnie mniej uciążliwe niż standardowe, dynamiczne miganie. Częstotliwość kolejnego trybu, Party Strobe, faktycznie została dobrana tak, by imitować klubowy stroboskop, natomiast Tactical Strobe ma być w założeniu typowo dezorientujący, co przy mocy latarki faktycznie spełnia swoją rolę. Model oferuje nam również bardziej spokojne tryby – Sunset oraz Candle. Pierwszy inspirowany zachodem słońca stopniowo zmniejsza moc strumienia w przeciągu godziny, po czym się wyłącza. Drugi imituje swoim pulsowaniem światło świecy oraz, co najlepsze, jest programowalny czasowo do automatycznego wyłączenia. Najciekawszym i jednocześnie najbardziej bezużytecznym trybem jest natomiast Lighting Storm, który ma imitować odległe rozbłyski błyskawic. I faktycznie, latarka losowo przełącza się pomiędzy różnymi mocami strumienia, robiąc przy okazji „piorunujące” wrażenie.
Czy zatem SC31 Pro jest w istocie latarką lepszą od S2R Baton II? Nie, jak i również nie jest gorsza – moim zdaniem jest po prostu wycelowana w nieco innego odbiorcę. Świadczy o tym przede wszystkim rozbudowany interfejs, który prawdopodobnie nie będzie wykorzystywany w pełni możliwości przez większość „codziennych” użytkowników. Anduril zawiera w sobie nawet ciekawostkę w postaci trybu „mugolskiego”, który blokuje większość funkcji oraz duży zakres mocy latarki. Możemy go włączyć, gdy pożyczając latarkę osobie niedoświadczonej przewidujemy, że może wyrządzić krzywdę sobie lub otoczeniu. SC31 ma niewątpliwe zalety: naprawdę świetny stosunek ceny do jakości, ciekawy interfejs oraz przyjemną ergonomię. Na pewno doskonale sprawdzi się w rękach użytkowników ceniących sobie utylitarny charakter urządzenia. Olight natomiast ze swoimi funkcjami, estetyką i prostotą zarówno obsługi, jak i zakupu – jest skierowany do szerszego spektrum odbiorców. Z tej perspektywy, mimo kilku niedociągnięć, nie dziwi mnie jego popularność. Podsumowując – latarki różnią się rozwiązaniami i założeniami, lecz jakością wykonania stoją na tym samym poziomie.
Instrukcja obsługi Anduril UI: ToyKeeper
Komentarze
Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.