Nareszcie wiosna! Czas na spacer
Ten weekend zapowiadał się pięknie – prognozy mówiły o niemal 20 stopniach i przepięknym słońcu. Trzeba więc po kilku miesiącach integracji z kanapą spróbować się ruszyć! Ponieważ spacer w mieście wydawał się być mało atrakcyjny, zwłaszcza przez alerty smogowe, trzeba było wybrać las.

Tylko gdzie iść na spacer w okolicach Warszawy?
Nie będę przypisywać sobie zasług – skorzystałam z pomocy instragrama i konta Mateusza Nowickiego (@polas___) który zrobił fajny materiał o pobliskim Rezerwacie Przyrody Puszcza Słupecka. Do tego skorzystałam z aplikacji mapy.cz i poleciłam jej stworzyć mniej więcej 10-kilometrową trasę w formie pętli. Pozostało jeszcze wgrać zaprojektowaną trasę na zegarek (testuję go przed dłuższymi wycieczkami) i jedziemy!
Oczywiście autem. Można dojechać tam zbiorkomem, jednak trasa ode mnie jest mało atrakcyjna. Obawiałam się tylko braku parkingu, jednak rzeczywistość okazała się być łaskawa i bez problemu znalazłam bezpieczne miejsce na pozostawienie samochodu.
Dwa rezerwaty w jednym!
Zaproponowana przez aplikację trasa prowadziła przez dwa rezerwaty – Puszcza Słupecka oraz Łęgi Czarnej Strugi. Samodzielnie dołożyliśmy sobie jeszcze spacer wzdłuż małej rzeczki do mostu (który okazał się być całkiem fotogenicznym miejscem).

Mimo, że na spacer miał miejsce na samym początku wiosny, w momencie, gdy przyroda jeszcze spała (może z wyjątkiem nasłonecznionych fragmentów mojego ogrodu), to i tak był całkiem ciekawy. Nie będę tutaj opisywać bioróżnorodności tych miejsc, bo po prostu się na tym nie znam (każdy też może sobie sprawdzić na wiki), jednak nawet jako laik dostrzegłam, że jest to dość ciekawy las.
Po pierwsze – wiele z tych terenów to obszary podmokłe bądź bagienne, mamy też strugę płynącą przez środek obszaru.
Po drugie – to nie jest zwykły, gospodarczy, sosnowy lasek, na ziemi leżało sporo dębowych liści. Musi być tam naprawdę pięknie gdy okolica się zazieleni.
Po trzecie – teren był dość różnorodny. Podczas jednego spaceru szliśmy klasyczną drogą przez las, potem po terenach mocno piaszczystych, następnie bardzo krętą, wąską ścieżką na granicy rezerwatu. Czasem spacer był prosty i wygodny, dostępny nawet dla osób z wózkami dziecięcymi, w innym zaś miejscu trzeba było przeskakiwać przez powalone kłody.

Właśnie, kłody – niemal całą trasę otaczały nas powalone drzewa i gałęzie, pozostawione dla przyrody. Nawet bez liści na drzewach wyglądało to naprawdę ładnie.
Na drodze spotkaliśmy też ślady obecności łosi – jednak tych w okolicy Warszawy czy nawet w samym mieście specjalnie nie brakuje. Było też sporo ptaków, jednak tych już kompletnie nie potrafię rozpoznawać (poza czerwonogłowym dzięciołem).
Ludzie, ludzie, brak ludzi!
Muszę tutaj uczciwie zaznaczyć – poszliśmy na spacer w piątek zanim jeszcze na dobre zaczęła się wiosna. Pogoda jednak była przepiękna, było bardzo ciepło (ja miejscami szłam w t-shircie!), co zachęcało do przebywania w plenerze.

Spotkaliśmy tylko kilku spacerowiczów bliżej cywilizacji oraz przy drodze w mniej więcej połowie trasy, ścieżka w głębi lasu była kompletnie pusta. Nie było nawet śmieci! Niestety, w jednym miejscu natknęliśmy się na dwie osoby na crossach – nie przepadam zbytnio za takim hałasem w środku lasu i rozjeżdżaniem ścieżek. Poza tym jednym aspektem – nie spodziewałam się aż takiego spokoju w rezerwacie dosłownie obok miasta.
Wycieczka więc okazała się być sukcesem – blisko miasta, naprawdę atrakcyjny teren, cisza i spokój – czego chcieć więcej? Okazało się jednak, że po zimie moja wytrzymałość to żart, także będę musiała częściej decydować się na takie aktywności.
Komentarze
Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.