Pierwsze wrażenia
Zanim jednak przejdę do tego, co w czołówce najważniejsze, chciałbym się podzielić moimi pierwszymi wrażeniami po otwarciu pudełka. W nim oprócz samego „świecidełka” znajdziemy dodatkowo ogniwo litowo-polimerowe i kabelek do jego ładowania. Co ciekawe ogniwo ładowane jest po wyjęciu z obudowy latarki, ale o tym więcej w dalszej części. Sama czołówka sprawia wrażenie solidnej, obudowa jest zwarta a zarazem dość lekka, pasek solidny i gumowany.
System zasilania nie wzbudził jednak mojego zaufania. Nie ukrywam, że jestem zwolennikiem zasilania „tradycyjnego”, czyli akumulatorkami AA/AAA bądź – w ciut nowszej wersji – ogniwami typu 18650. Po prostu lubię niezależność od zamkniętych systemów producentów. Dodatkowa czerwona lampka zapaliła mi się, gdy zauważyłem dość już dzisiaj archaiczne gniazdko Micro USB. Dobrze, że przynajmniej kabelek jest dołączony, bo nie obyłoby się bez kopania w pudle ze starą elektroniką. Niezrażony tym od razu założyłem jednak, że testować będę na swoim własnym zasilaniu z akumulatorków AAA, ponieważ producent na szczęście dał również taką możliwość.
No to testujemy – jak to świeci
Do dalszego testowania przystąpiłem bez uprzedzeń, lecz z pewnością z ograniczonym zaufaniem. Jednak już po kilku wypadach w teren, zarówno z użyciem dołączonego pakietu zasilającego, jak i akumulatorków AAA, zacząłem się coraz bardziej do tego sprzętu przekonywać: począwszy od rzeczy, które widziałem już na pierwszy rzut oka, jak na przykład obsługa jednym przyciskiem czy „mactronicowy”, bezstopniowy system regulacji natężenia światła, a kończąc na naprawdę uniwersalnym świetle, jakie daje ta latarka. Główna dioda ma przyjemny rozkład, barwa jest zimna, ale w granicach normy. Nie jest to „demon zasięgu”, ale oferuje nam możliwość rozsądnego i równomiernego oświetlenia przedmiotu z dystansu, wystarczającego z nawiązką dla większości z nas. Dwie diody pomocnicze (czerwona i ciepła biała) są dobrym uzupełnieniem. Przydadzą się z pewnością, gdy chcemy świecić sobie głównie pod nogi i nie potrzebujemy szukać niczego w terenie, pozwalając nam przy tym zaoszczędzić trochę prądu. Warte podkreślić, że obie mają specyficzny i wyraźnie widoczny kwadratowy kształt słupa światła, który towarzyszy nam nieustannie na granicy pola widzenia. Ja przez większość czasu używałem głównego światła, w razie potrzeby regulując jego moc. Wynika to jednak z tego, że nie jestem fanem czerwonego światła w latarkach, a warunki do dłuższego użytkowania drugiej diody pomocniczej trafiły mi się zaledwie raz czy dwa. Doceniam jednak obecność cieplejszego, szerokiego i łagodnego światła, którego chętnie używałbym na przykład podczas rozbijania obozu czy innej aktywności „manualnej”. Z czysto dziennikarskiego obowiązku wspomnę jeszcze, że dwie dodatkowe diody również mają płynną regulację w zakresie ~10-100%, jednak w ich przypadku wydaje mi się to już trochę zbędnym gadżetem. Poniżej 40-50% mocy światło staje się bardzo słabe, co mocno ogranicza jego praktyczne znaczenie. Jedyne zastosowanie tej opcji widzę wtedy, gdy chcemy przez dłuższy czas w sytuacji awaryjnej mieć możliwość korzystania z jakiegokolwiek światła. Przy minimalnych wartościach mocy czas świecenia podawany przez producenta osiąga imponujące wartości przekraczające 10 dni ciągłej pracy. Ot ciekawostka, ale w gruncie rzeczy może to kiedyś komuś uratować skórę. Skoro już przy czasach świecenia jesteśmy. Przetestowany “z zegarkiem” w ręku czas świecenia na maksymalnej mocy niestety trochę odbiega od deklaracji producenta. Różnica jest większa dla dołączonego pakietu baterii – światła wystarcza na około 2,5 godziny przy deklaracji producenta na poziomie niecałych 4 godzin. W przypadku akumulatorków AAA latarka jest używalna przez ponad 4 godziny przy deklarowanych niecałych 6. Tutaj jednak trzeba zaznaczyć, że Mactronic nie precyzuje dla jakiego rodzaju ogniw AAA podaje ten czas.
Kilka słów o ergonomii
Zacznijmy od paska. Jest on szeroki, gumka jest porządna i została pokryta antypoślizgowymi paseczkami. Niewątpliwie na plus można zaliczyć regulację, która jest prosta i intuicyjna. W systemie nośnym jedyne, do czego mógłbym się przyczepić, to nieznacznie za mała gąbeczka w miejscu, gdzie latarka przylega do czoła. Gdy pasek ustawimy tak, by lampka trzymała się na miejscu nawet podczas biegu, wtedy ta ciut zbyt mała powierzchnia daje się we znaki. Nie jest to jednak problem, którego nie rozwiązałoby delikatne poluzowanie mocowania. Tutaj mały minus, choć w ogólnym rozrachunku system utrzymujący czołówkę na głowie oceniam pozytywnie. Na tę notę ma też wpływ szeroki zakres regulacji kąta nachylenia, który ułatwia ustawienie całego zestawu pod swoje preferencje. W tym miejscu niestety jednak muszę dać małą „gwiazdkę”, do której wrócę w dalszej części artykułu.
Przejdźmy teraz do sterowania. Jak już wspomniałem, jest ono realizowane za pomocą jednego przycisku. Pojedyncze naciśnięcie włącza latarkę. To, co stanie się po kolejnym kliknięciu, zależy już od czasu, po jakim ono nastąpi. Jeśli skorzystamy z przycisku od razu, zmieni się tryb świecenia (dioda główna → czerwona → dioda pomocnicza z ciepłym światłem). Jeśli natomiast odczekamy kilka sekund, to drugie naciśnięcie spowoduje wyłączenie czołówki. Trzeba się do tego przyzwyczaić, ale jest to wygodne rozwiązanie. Regulacja natężenia światła jest z kolej realizowana dla każdego trybu tak samo. Przytrzymanie przycisku inicjuje płynne przyciemnianie lub rozjaśnianie diody. Na końcu zakresu następuję mignięcie sygnalizujące dotarcie do jednego z położeń skrajnych. Nie będę ukrywał, że jest to system, za którym tęsknię po przesiadce na latarkę innej marki. Uważam, że jest to jeden z lepiej rozwiązanych systemów tego typu. Na koniec dodam, że przycisk jest spory i nie ma problemu z jego wciśnięciem nawet w rękawiczkach.
To co z tą baterią?
Jak już pisałem, zamknięte systemy baterii w miejsce tych ogólnodostępnych nie budziły dotychczas we mnie entuzjazmu. Jednak muszę przyznać, że Basecamp spowodował, że zacząłem się przekonywać do tego typu propozycji. Podczas testów usilnie próbowałem udowodnić, że lepiej będzie używać latarki w parze z moimi akumulatorkami AAA. Udało mi się jednak tą tezę obronić tylko częściowo. Dodam jeszcze, że ogniwa, których używałem do porównań, są raczej tymi z wyższej półki i ze sporą pojemnością (producent informuje o 930 mAh). Pakiet dostarczony z latarką ma deklarowane 800 mAh, ale mała waga tych ogniw rzuca cień wątpliwości na te zapewnienia. Po kilku testach wnioski są następujące: wariant 3×AAA rzeczywiście dał wyraźnie dłuższy czas świecenia, jednak stabilność jasności jest nieporównywalnie lepsza podczas korzystania z dedykowanego źródła zasilania. Może dla kogoś nie jest to zaskoczenie, ja jednak pierwszy raz zaobserwowałem takie zjawisko na własne oczy. Poniżej Wy również możecie zobaczyć, jak wygląda takie porównanie i wyciągnąć własne wnioski.
Nadal za minus postrzegam ładowanie pakietu poprzez złącze Micro USB, choć można to w jakiś sposób wybaczyć dzięki dołączonemu do zestawu kabelkowi. Czas ładowania jest znośny – normalnie rozładowaną latarkę jesteśmy w stanie naładować do pełna w okolicach 2 h. Ładowanie poza obudową latarki jest to co prawda ciut mniej wygodne, ale za to gdy dokupimy dodatkowy akumulator, możemy ładować je jednocześnie.
Wytrzymałość
Na pierwszy rzut oka czołówka sprawia wrażenie solidnej. To wrażenie potwierdza się także po zabraniu jej w teren. Korpus jest zwarty, a pasek solidny – i to wszystko przy zachowaniu bardzo przyjemnej wagi. 5 lat gwarancji producenta zdaje się potwierdzać tę tezę. Gdzie jest zatem haczyk? Otóż niestety tutaj właśnie szerzej opowiem o pewnej kwestii, którą obiecałem w części o ergonomii. Wróćmy więc do systemu regulacji nachylenia. Choć przez większość testów sprawował się on bardzo dobrze, trzymając ustawioną pozycję i dając wyczuwalny, pożądany opór podczas regulacji, to ostatniego dnia testów jeden z zatrzasków po prostu odpadł. Bez uderzenia czy upadku. Wygląda to więc na zmęczenie materiału w tym miejscu. Mechanizm co prawda nadal działa, ale pojawia się pytanie: czy zaraz to samo nie spotka drugiej części unieruchamiając całkowicie ten mechanizm? Pozostaje mieć nadzieję, że była to jakaś wada materiału w tym miejscu. Producent na moje zapytanie w tej kwestii odpowiedział, e takie uszkodzenia są rozpatrywane indywidualnie i jeśli przyczyną jest wada materiału, gwarancja je obejmuje.
Podsumowanie
Uwaga: Nie ukrywam, że objęcie (bądź nie) tego uszkodzenia gwarancją będzie miało duży wpływ na moją ocenę Basecampa, dlatego – żeby podsumowanie było w jakimś sensie miarodajne – zakładam tu, że awaria nie miała miejsca bądź latarka została bezproblemowo wymieniona na nową.
Po krótkiej przygodzie z tą czołówką mogę powiedzieć, że jest ona w moim odczuciu latarką dla osób, które chciałyby mieć sprzęt sprawdzający się w każdej sytuacji bez zagłębiania się w szczegóły i niuanse „światełkowych” parametrów. Dostajemy tu na tacy wszystko to, czego potrzebujemy w 95% sytuacji przy jednocześnie stosunkowo przystępnej cenie i przede wszystkim bezproblemowym użytkowaniu. W tym kontekście również dołączony pakiet baterii jest plusem, bo zwalnia nas z obowiązku zaprzątania sobie tym głowy. Po prostu wyciągamy z pudełka, ładujemy i jedziemy w teren. Zdaję sobie sprawę, że znajdą się wymagający użytkownicy, którym to wszystko, o czym piszę, nie wystarczy, ale wydaje mi się, że takie osoby mają zazwyczaj już swoje sprecyzowane wymagania, którym i tak ta uniwersalna latarka by nie sprostała. Jeśli więc chcesz mieć dużo światła na szlaku i jednocześnie niczym się nie przejmować, a cena mieści się w Twoim budżecie – mogę polecić Ci Basecampa. Jeśli jednak masz większe wymagania albo Twój budżet jest mniejszy, to z pewnością dasz radę znaleźć coś, co dla Ciebie będzie lepszą alternatywą. Będzie Cię to jednak kosztować trochę czasu i wysiłku. Osobiście wybrałbym właśnie tę opcję, ale doskonale zdaję sobie sprawę, że nie każdy – a może nawet i większość osób – nie czerpie przyjemności ze zgłębiania tego typu wiedzy. Jeśli ma działać, nie robić problemów i być stanowczo powyżej „światełkowej” średniej – wtedy stanowczo polecam!
Komentarze
Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.