Krótka rozprawa o amerykańskich zwyczajach śniadaniowych
Choć uwielbiam naleśniki, gofry, nutellę i inne tego typu rzeczy, to uwierzcie mi, że po tygodniu w USA oddałbym już wszystko za zwykłą kanapkę z szynką lub pasztetem. Czasami można trafić na jajecznicę, ale niestety do zjedzenia raczej ze słodkim tostem. Zestaw średni, zresztą potem nie ma się co dziwić, że większość amerykanów wygląda tak, jak wygląda. Natomiast do śniadania obowiązkowo kawa! I ta akurat mi bardzo smakowała. Taka zwykła, z przelewowego ekspresu, z dodatkiem mleka. Fakt, że czasami trafił się jakiś gorszy gatunek, ale zazwyczaj w hotelach mają bardzo smaczną kawę i tę mógłbym pić litrami.
Historia PIMA Air and Space Museum
W PIMA byłem już po raz drugi. To fantastyczne miejsce i przede wszystkim ogromne muzeum lotnicze. Chciałem je zobaczyć ponownie, bo od ostatniej mojej wizyty przybyło sporo eksponatów. Bilet wstępu kosztuje podobnie, jak w wielu innych miejscach 20 $. Do muzeum nie wolno wnosić plecaków, ale kiedy pokazałem, że mam sprzęt fotograficzny, nie było z tym żadnego problemu i mogłem bezproblemowo cieszyć się wizytą. Oczywiście jak to w Arizonie o tej porze roku – upał, więc w samym muzeum garstka ludzi. Razem z żoną byliśmy jedynymi gośćmi, którzy postanowili przejść muzeum na zewnątrz pieszo. Pozostali korzystali z darmowej podwózki i przewodnika, który na szybko obwoził po placu, gdzie stoją samoloty. To nie dla nas.
Idea u fundamentów
Pomysł powstania tego muzeum narodził się w roku 1966 podczas obchodów 25-lecia Amerykańskich Sił Powietrznych. Dowódca bazy lotniczej Davis-Monthan oraz grupy konserwacji i regeneracji samolotów (309 AMARG) uznali, że przechowywane samoloty historyczne z czasów II wojny światowej i lat 50 szybko znikały w hutach, a płomienie trawiły nie tylko metal, ale i dziedzictwo lotnicze kraju. Z własnej inicjatywy zaczęli odkładać samoloty na bok i ustawiać je wzdłuż linii ogrodzenia bazy tak, aby publiczność mogła je zobaczyć przez płot.
Wystawa szybko stała się bardzo popularna, ale oglądanie samolotów przez płot nie dawało pełnej satysfakcji. Założono Fundację Muzeum Lotnictwa w Tucson w hrabstwie Pima, której celem było stworzenie publicznego dostępu do muzeum, opartego na samolotach już zebranych na terenie bazy. Pomysł ten okazał się strzałem w dziesiątkę i od razu zyskał aprobatę urzędników. Zakupiono działkę, za którą zapłacono wtedy 800 dolarów, na południe od bazy wojskowej Davis-Monthan. Zanim jednak przeniesiono tam samoloty, wcześniej teren musiał zostać ogrodzony i oświetlony pod ekspozycję. Przez kilka następnych lat Fundacja zbierała środki na przygotowanie obiektu.
I ruszyli…
W 1969 roku Fundacja sprowadziła pierwszy samolot spoza Tucson. W tym samym roku rząd Republiki Indii wycofał z eksploatacji ostatniego na świecie samolot B-24 Liberator. Jeden z liderów Fundacji, podpułkownik Rhodes Arnold, napisał do szefa indyjskiego sztabu lotnictwa w New Delhi z prośbą o przekazanie muzeum jednego z rzadkich bombowców. Ku zaskoczeniu wszystkich rząd Indii zgodził się, pod warunkiem że Fundacja pokryje wszystkie koszty dostawy. 22 marca 1969 roku, po kilku miesiącach gromadzenia sponsorów i zbierania funduszy, do Indii przybyła ochotnicza załoga Sił Powietrznych Stanów Zjednoczonych, aby odebrać Liberatora. Po postojach na Bliskim Wschodzie, w Europie, Kanadzie i po powrocie do fabryki w Fort Worth w Teksasie, gdzie został zbudowany, B-24 przybył do Tucson 27 kwietnia 1969 r. Transport zajął 31 dni i przebył drogę 11 000 mil po opuszczeniu Indii.
W międzyczasie trwały przygotowania do przeniesienia się do nowej siedziby, ale dopiero w 1973 roku muzeum było gotowe do inspekcji i certyfikacji przez Muzeum Sił Powietrznych. Pierwsze 35 samolotów zaczęło być przewożonych do nowego muzeum w sierpniu 1973 r. Mniej więcej w tym czasie Fundacja nabyła ostatni z budynków koszar z czasów II wojny światowej w Davis-Monthan i przetransportowała go do muzeum, aby zmieścić w nim małe wystawy. W ciągu następnych dwóch lat do kolekcji dołączyły kolejne eksponaty i do 1975 roku zebrano około 50 samolotów, helikopterów oraz rakiet. Muzeum otwarto w 1976 roku w ramach obchodów Dwustulecia Stanów Zjednoczonych.
Skromne początki
Na początku muzeum było niczym więcej niż ogrodzonym polem z zaparkowanymi na nim samolotami i małą, białą przyczepą, która służyła jako kasa biletowa i biuro administracyjne. Później wprowadzono dalsze drobne ulepszenia infrastruktury muzeum. Nabyto kilka budynków magazynowych i wzniesiono mały, otwarty schron dla samolotów poddawanych renowacji. Personel i wolontariusze wykorzystali prymitywne warunki jak najlepiej i powoli zaczęto ponownie składać, naprawiać i przemalowywać samoloty muzealne. Na początku muzeum można było łatwo pomylić z jednym z licznych składowisk złomu w okolicy.
Niemniej jednak frekwencja dopisała i w ciągu następnych czterech lat przez bramy przewinęło się ponad ćwierć miliona gości. W 1980 roku muzeum rozpoczęło planowanie pierwszego dużego, stałego budynku wystawowego. Miałyby się w nim znajdować sklep z pamiątkami i strefa przyjęć, a także galeria wystawowa kolekcji samolotów pokrytych płótnem. Budowa „Hangar One” rozpoczęła się w 1981 roku i została ukończona na początku następnego roku. Nowy budynek znacznie poprawił komfort zwiedzania muzeum, a roczna liczba odwiedzających stale rosła.
Rozwój
W 1982 roku muzeum nawiązało współpracę z Fundacją Muzeum 390 Grupy Bombowej w celu stworzenia muzeum poświęconego historii II wojny światowej i samolotu B-17. Nowy budynek otworzono w 1984 roku pośrodku terenu muzealnego. W budynku prowadzonym przez weteranów 390. Dywizji jako oddzielne muzeum mieści się Latająca Forteca B-17G wraz z biblioteką i obszerną kolekcją artefaktów pochodzących od członków 390. Grupy Bombowej.
W kolejnych latach dobudowano jeszcze 4 hangary, w których mieszczą się różne tematyczne ekspozycje. Powiększono również hangar numer 1, w którym znajduje się między innymi sklep z pamiątkami. Obecnie PIMA Air and Space Museum, to jeden z największych obiektów tego typu w Stanach Zjednoczonych. Znajduje się tu przeszło 400 samolotów i ciągle dodawane są nowe. Trwa również budowa Muzeum Pojazdów Wojskowych, które ma być otwarte już niebawem.
PIMA obecnie
PIMA to jedno z tych miejsc w USA, do których chce się wracać. Można tu spędzić długie godziny na podziwianiu eksponatów, ale również na rozmowach z ludźmi związanymi z lotnictwem – z pilotami, mechanikami, czy pracownikami lotnisk. Nam trafiła się możliwość rozmowy z pułkownikiem Richardem Bushongiem (w marcu 2023 roku obchodził swoje setne urodziny), który w czasie II wojny światowej był pilotem samolotu B-17. Kiedy dowiedział się, że jesteśmy z Polski, opowiedział nam historię jego lotów nad terenem naszego kraju, gdzie miał zbombardować niemiecką fabrykę Messerschmitt na terenie Poznania. Nie udało mu się to z powodu złych warunków pogodowych i braku możliwości zlokalizowania budynków. Pułkownik Bushong to barwna postać w lotnictwie. Kupiłem nawet jego książkę, w której opisuje swoją przygodę z awiacją. Być może kiedyś jeszcze do niego wrócę, gdy tylko znajdę więcej czasu na przeczytanie jej.
O ilości eksponatów i typach samolotów, które stoją w PIMA nie będę się rozpisywał, bo są ich naprawdę setki. Można tutaj zobaczyć cały przekrój światowego lotnictwa wojskowego, ale również cywilnego. Obok muzeum jest jeszcze jedno fantastyczne miejsce, w którym miałem możliwość być w 2019 roku – AMARAG, albo inaczej Plane Boneyard, czyli największe składowisko samolotów wojskowych na świecie. Teraz niestety nieczynne dla zwiedzających.
Z PIMA wychodzimy po południu. Do zobaczenia mamy jeszcze jedno ciekawe miejsce w okolicy Tucson. Jakie? Dowiecie się w kolejnej części.
Nie masz pomysłu lub odwagi na samodzielny wyjazd do USA? A może chciałbyś pojechać w grupie? Skontaktuj się z autorem tekstu: sklep@aviation4u.pl
Komentarze
Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.