Unboxing
Tym razem w tekście nie znajdą się kolorowe opisy walk czy suche dane dotyczące samego dawcy stali. Stawiam, na treściwy opis tego, co trafiło w moje ręce. Z racji powyższego, zaczniemy od unboxingu, czyli wrażeń, jakie miałem podczas pierwszego kontaktu z tirpitzem.
Podobnie jak poprzednio recenzowany Boker Tiger Damast omawiany nóż zapakowany jest w przezroczystą gablotkę zamykaną za pomocą magnetycznych zacisków. Wygląda to bardzo elegancko i jest praktyczne. Jeśli nóż nie siedzi aktualnie w naszej kieszeni, to może być zapakowany w tą gablotkę i wyeksponowany na półce.
W zestawie z nożem znajduje się woreczek z mikrofibry (z logo Boker Solingen), zestaw kluczy, instrukcja, karta gwarancyjna, karta z numerem osoby kontrolującej oraz podziękowania za zakup wersji limitowanej noża.
Ten sposób pakowania odbiega od tego, do czego przyzwyczaili nas inni producenci noży. Nie znajdziemy tu piórnika wypełnionego delikatnym materiałem ani grubego kartonu zabezpieczającego nóż w transporcie. Ale to dobrze. Sposób, w jaki przygotował to Boker, jest oryginalny i w przeciwieństwie do innych opakowań nie ląduje w koszu od razu po wyjęciu noża.
Wspaniały damast
Skupmy się teraz na głównym bohaterze, czyli nożu, a zacznijmy od rękojeści. Od razu zwraca uwagę jej spory rozmiar: są to ponad 12,5-centymetrowe okładziny, wykonane z aluminium z dodatkiem krzemu, który ma za zadanie zwiększyć odporność konstrukcji. Aluminium zostało anodyzowane na ciemnoniebieski kolor, który połyskuje szarym odcieniem. Ma przypominać barwę wzburzonego morza norweskiego, akwenu, który ostatecznie był głównym polem działań okrętu Tirpitz. Drewniana wkładka wewnątrz jednej z rękojeści to orzech – materiał wykorzystywany do wytwarzania kolb w karabinie Kar98k, popularnym Mauserze produkowanym w latach 1935-1945. Na drewnianej wstawce znajduje się grawer z herbem okrętu Tirpitz oraz sama jego nazwa.
Po przeciwnej stronie znajdziemy stalowy klips, który swoim kształtem ma przypominać relingi montowane na burtach okrętu. Sam klips w standardowym położeniu działa jako deep-carry. Nóż można nosić całkowicie schowany w kieszeni. Możemy go przełożyć na drugą stronę (tę prawilną) i nosić nóż skierowany ostrzem do góry (tip up). W takim przypadku kawałek rękojeści mimo głębokiego klipsa wystaje na zewnątrz. Warto zauważyć, że miejsce montażu klipsa jest ukryte przez stalową maskownicę z wygrawerowanym logo Boker – szczegół, ale przyjemny i warty docenienia.
Zanim przejdziemy do opisu ostrza, postaram się w kilku słowach napisać, dlaczego Tirpitz był tak ważnym dla historii okrętem wojennym. Był to okręt bliźniaczy popularnego Bismarcka; niespełna trzy metry dłuższy i o pięć szerszy niż brat, został uznany za największy okręt, jaki kiedykolwiek służył w niemieckiej marynarce wojennej. Stop metali, z którego został wykonany pancerz okrętu, tak mocno wyprzedzał swoje czasy, że po wojnie jego części były wykorzystywane do doświadczeń i badań nad technologią wytopu stali narzędziowej, a nawet w technologii kosmicznej.
Wracając do noża: głownia to ni mniej, ni więcej, a 300 (słownie TRZYSTA) warstw stali węglowej wydobytej z wraku wspomnianego okrętu Tirpitz. Całość skuta i uformowana została przez Markusa Balbacha, założyciela niemieckiej manufaktury BalbachDamast, specjalizującej się w wytwarzaniu wysokiej jakości stali damasceńskiej. W opisywanej głowni knifemaker wykorzystał stal z burtowego pancerza, która w połączeniu z nowoczesną stalą narzędziową uformowała wzór big pyramid, który ma przypominać widok fal oglądanych z pułapu wież działa okrętu wojennego. Wytworzona mieszanka stali, została zahartowana do wartości 61-63 HRC. Wybrany profil to drop-point ze szlifem typu hollow i fałszywym ostrzem po przeciwnej stronie krawędzi tnącej. Długość ostrza to 99 mm przy grubości 3,5 mm. Nóż rozkładany jest za pomocą obustronnego kołka i blokowany sprawdzoną blokadą liner lock.
Mechanika i wrażenia z użytkowania
Zacznijmy od mechaniki. Po średnich doświadczeniach z Bokerem Me109 powracamy do masełka, jakim jest płynność działania tirpitza. Ostrze pracuje na dwóch mosiężnych ślizgach, które zapewniają płynne otwarcie bez zbędnych luzów. W tym przypadku chwali się brak łożysk, które mogłyby spowodować zbyt szybkie zamykanie się ostrza. Głownia z powodu dużych rozmiarów jest za ciężka i jej bezwładność w przypadku łożyska byłaby zbyt duża. Zastosowane podkładki dają poczucie płynnego otwarcia, a zarazem kontroli nad ruchem głowni. Po około dwóch miesiącach użytkowania (względnie klikania), nie pojawił się pionowy blade play, a listek blokady zapada na około 1/3 głowni. Jeśli chodzi o poziomy blade play, to od początku występuje tam delikatny luz. Nie jest to nic znaczącego i wydaje mi się, że da się go wyregulować. Nie było to dla mnie problemem, szczególnie przy tak płynnej mechanice i sporych rozmiarach ostrza.
Powiem szczerze, tirpitz to pierwszy nóż, którego używałem z pewnymi oporami. Nie chodzi tu o cenę, która ze względu na ilość i jakość materiałów jest spora, ale o wartość historyczną.
W przypadku tigera czy Me109, miałem w głowie to, że tych maszyn były dziesiątki (a w przypadku Me nawet setki), ale myśl o okręcie Tirpitz, jedynym w swoim rodzaju stalowym kolosie, powstrzymywała mnie przed wykorzystywaniem noża w codziennych pracach. Nóż oczywiście ciął, strugał i szatkował, ale w ograniczonych ilościach. Ostrze, jak to damast, przychodzi z dobrymi, ale nie idealnymi parametrami cięcia. Można strugać papier albo się golić. Po tych dwóch miesiącach lekkich prac nic się nie zmieniło. Mimo grubej klingi szlif typu hollow pozwala na wygodne cięcie warzyw czy owoców. Długa KT tez jest przydatna podczas przygotowywani posiłku czy strugania drewna. Nóż nie był ostrzony przez cały okres testów i moim zdaniem dalej nie trzeba go ostrzyć.
Cena i dostępność
Nie ma co ukrywać, że cena tirpitza jest spora. Nóż ten jest produkowany w ograniczonej ilości, a materiały wykorzystane do produkcji klingi nie będą dostępne wiecznie. Dlatego cena 3700 zł jest moim zdaniem adekwatna. Nie oszukujmy się też, że ten nóż będzie nam służył jako codzienne EDC do wszystkiego. Trzymanie w kieszeni tak ważnego kawałka historii będzie nas blokowało przed użytkowaniem w cięższych warunkach czy tam, gdzie trzeba użyć więcej siły. Ale cóż, to jest znakomity powód – albo usprawiedliwienie – do noszenia dwóch noży w swoim EDC.
Dziękuję firmie togo.com.pl za przekazanie noża do testów.
Testy produktów prowadzimy niezależnie, opinie są wyłączną oceną autorki lub autora. Reklamodawca nie ma możliwości ingerencji w treść recenzji.
Komentarze
Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.