Początek cywilizacji
Gdyby ludzkość nie oswoiła płomieni, nie wyszlibyśmy z jaskiń. To oczywiste. Najstarsze ślady używania ognia przez homo erectus (człowiek wyprostowany) mają bez mała 2 miliony lat. Nie wiadomo tylko, czy już wtedy hominidy umiały rozpalać ogień, czy korzystały z efektu naturalnych pożarów. Mamy dowody na to, że ok. 150 tysięcy lat p.n.e. umiejętność posługiwania się ogniem była już znana i powszechna. Oczywiście, mowa o Afryce, która jest kolebką ludzkości. Również neandertalczycy umieli posługiwać się i rozniecać ogień. To pozwoliło im zasiedlać chłodną Europę. Przez cały okres mezo- i neolitu, ogień był traktowany jako bóstwo, czego ślady zachowały się w mitologiach starożytności i pogańskiego średniowiecza. Do dziś jesteśmy od niego uzależnieni, choćby w przemyśle.
Nasi praprzodkowie używali ognia do tych samych celów co my: przygotowania posiłku, oświetlenia i ogrzania schronienia [zdjęcie: wikimedia.org]
Dawca życia
Łatwo jest nie docenić roli, jaką ogień odgrywa w naszym życiu. Chronimy się przed nim, boimy się go, ale jednocześnie używamy na co dzień lub przynajmniej korzystamy z efektów jego użycia. Przemysł ceramiczny, szklany, hutnictwo, ciepłownictwo, petrochemia - to gałęzie produkcji i usług, które wciąż korzystają z ognia a których wytwory stały się dla nas szarą codziennością. Szczególnie na ciepłownictwo warto tu zwrócić uwagę. Od setek tysięcy lat ogień jest najlepszym, znanym nam źródłem ciepła. Fakt, przywykliśmy do centralnego ogrzewania, ale żeby działało, gdzieś musi być piec, w którym coś się spala, dając nam energię cieplną. Tym samym procesem jest gotowanie. Kuchenka gazowa daje płomień, którego paliwem jest gaz ziemny. Człowiek potrzebuje źródeł ciepła i izolacji termicznej, żeby móc funkcjonować. Bez ciepła prawie nie może być życia.
Ludzkie przystosowanie do zimnego klimatu obejmuje głównie wytwory naszej inwencji i wynalazczości [zdjęcie: pickpik.com]
Wychłodzenie (hipotermia)
Chyba każdemu zdarzyło się, że porządnie zmarzł. Odechciewa się wszystkiego, robimy się leniwi, instynktownie skulamy się i trzęsiemy. Trudno się zmobilizować do czegokolwiek. Potem przychodzi zobojętnienie, później senność, drgawki, utrata przytomności, w końcu śmierć. Wspomnijcie Wielką Armię Napoleona albo Wehrmacht w Rosji. Wychłodzenie zabiło miliony ludzi. Nasza temperatura ciała powinna utrzymywać się powyżej 36°C. 35°C to już stan łagodnego wychłodzenia. Poniżej tej granicy, do 32°, jeszcze możemy sami się ratować, choć nasza ocena sytuacji jest mocno zaburzona. Od 32° w dół jesteśmy już zbyt skołowani, żeby sami sobie pomóc, a poniżej 28° tracimy świadomość a jedyną szansą na przeżycie jest interwencja z zewnątrz. Żeby nabawić się wychłodzenia wystarczy zimne, wilgotne powietrze albo silny, zimny wiatr. Nawet w lecie można się wychłodzić, np. jeżeli przemokniemy w górach na wietrze. Przypomnijmy tylko krótko, że oprócz wychłodzenia organizmu możemy po prostu złapać przeziębienie, zapalenie oskrzeli albo płuc i nawet umrzeć z powodu gorączki. 41,5°C to zabójczy poziom temperatury ciała powodujący degradację białek w organizmie. Jak widać, 5°C w górę lub w dół jest bardzo niebezpieczne. Rozpalenie ognia jest najlepszą możliwą metodą ogrzania się, szczególnie w sytuacji przemarznięcia w dziczy. Jeśli umiemy dobrze dobrać i przygotować miejsce pod palenisko, mamy naprawdę dużą szansę na przeżycie.
Objawy hipotermii (wychłodzenia) | ||
Łagodna: 35-32°C
– marzniemy – zimne dłonie i stopy – mięśnie drżą – występuje dezorientacja |
Umiarkowana: 32-28°C
– zaburzenia świadomości – utrata poczucia czasu – sztywność i skurcze mięśni – niewrażliwość na bodźce |
Ciężka: poniżej 28°C
– słaby puls i oddech – brak reakcji źrenic na światło – utrata świadomości
|
W takich warunkach klimatycznych bardzo trudno jest utrzymać ciepłotę ciała. Jednak wcale nie trzeba głębokiego śniegu i mrozu, aby nabawić się hipotermii [zdjęcie: wikimedia.org]
Śmigłowiec US Coast Guard podczas ćwiczeń ratownictwa morskiego. Nawet w samym środku lata przebywanie w zimnej wodzie może szybko doprowadzić do wychłodzenia [zdjęcie: https://cgaviationhistory.org/]
Zabójca
Jak zabójczy i niszczycielski może być ogień, chyba nikomu nie trzeba tłumaczyć. Przypomnijmy sobie niedawne pożary lasów w Grecji, Kalifornii, Australii i na Syberii. Ogień jest żywiołem i bardzo łatwo rozprzestrzenia się, jak chce. Umiejętność kontrolowania ognia zależy od naszej wiedzy, umiejętności, doświadczenia, okoliczności rozpalania i posiadanego wyposażenia gaśniczego. Aby posługiwać się ogniem i nikomu ani niczemu nie zaszkodzić, trzeba być bardzo odpowiedzialnym.
Urok ogniska w skali mikro. Wystarczy, żeby zagotować wodę na herbatę. Niewielki płomień łatwiej jest kontrolować i sprawnie ugasić
Gdzie i kiedy palić ogień
Niestety nie powinniśmy palić ognisk w lesie, chyba że w wyznaczonych przez leśników miejscach. Również nie na suchej łące. Plaże, skały i groty, czyli niepalne podłoża, wokół których nie ma wielu rzeczy mogących się zająć - to najlepsze miejsca do rozpalania ogniska.
Ognisko rozpalone na plaży wydaje się być zupełnie bezpieczne. Kłopot może sprawić wiejący od wody wiatr [zdjęcie: pxfuel.com]
Kamienista łacha rzeczna albo cypel jeziora bądź stawu, ostatecznie po prostu brzeg zbiornika wodnego - też są dobre. Bagna mogą wydawać się bezpieczne, ale kiepsko nadają się na rodzinny biwak, poza tym można spowodować zapłon gazu błotnego. Niedawny obfity deszcz lub śnieżna zima bardzo zmniejszają szansę wywołania pożaru. Ostatecznie jednak własny ogród, w którym mamy przygotowane i zabezpieczone miejsce ogniskowe, wydaje się być najlepszym miejscem, żeby urządzić sobie posiedzenie w świetle i cieple płomieni. No chyba, że znaleźliśmy się w sytuacji, w której musimy ratować życie i zdrowie – wtedy sytuacja wygląda inaczej.
Przykład dobrze zabezpieczonego ognia. Wysoki kamienny krąg uniemożliwia płomieniom roznoszenie się oraz osłania je od wiatru [zdjęcie: wikimedia.org]
Gaz błotny
Jego istnienie wcale nie jest legendą. Pamiętacie opowieści o bagiennych ognikach albo błędnych ogniach? Są efektem spontanicznych zapłonów tego związku chemicznego. To organiczny gaz, który powstaje na skutek beztlenowego rozkładu resztek roślinnych, najczęściej pod wodą. Jego głównym składnikiem, tak samo jak gazu ziemnego, jest metan. Oczywiście gaz błotny jest łatwopalny i może się zająć od naszego ogniska, powodując nieobliczalne skutki. W końcu nie wiemy, jakiej wielkości złoża mogą znajdować się pod naszymi stopami
Jeśli musisz rozpalić ogień
Przede wszystkim, musisz odpowiedzieć sobie na pytanie: czy naprawdę potrzebujesz ognia i do czego. Konieczność ogrzania się bądź zagotowania wody, aby ją odkazić, może być wystarczającym „usprawiedliwieniem”. Poszukaj odpowiedniego miejsca. Nie może w nim być nisko zwisających gałęzi i suchej trawy wokoło. Powinno też być zabezpieczone od wiatru a niepalne podłoże to warunek absolutnie konieczny. Jeżeli nie możesz takiego znaleźć, stwórz je. Odsuń od ognia namiot lub szałas. Zastanów się, jakiej wielkości ognia potrzebujesz. Do zagotowania litra wody nie musisz rozniecać płomieni na wysokość metra. 20-centymetrowy płomyk wystarczy. Jeżeli potrzebujesz się ogrzać, nie ma sensu palić wielkiego ognia na zupełnie otwartej przestrzeni. Znajdź zagłębienie w terenie, grotę, nawis, wykrot - miejsce, w którym będziesz przynajmniej częściowo osłonięty i postaraj się dodatkowo odgrodzić lub wykonać lepsze schronienie. Zmniejsz straty ciepła, zamiast powiększać ognisko. Praca dodatkowo Cię rozgrzeje, w międzyczasie zagotujesz wodę na herbatę, a ogień może pozostać niewielki, opału wystarczy na dłużej i zabezpieczysz płomienie przed rozniesieniem przez wiatr. Dobierz odpowiednio układ ogniska. Niektóre dają dużo światła i dobry do gotowania płomień, inne świecą mniej, ale za to lepiej ogrzewają. Kształt paleniska też może wiele zmienić. Na przykład na zupełnie otwartym terenie lepiej i bezpieczniej zagrzejesz się leżąc przy żarzącym się powoli, podłużnym palenisku, niż przy wysokich, strzelających płomieniach, którymi szarpie wiatr.
Kiepsko wybrane miejsce na ognisko. Do tego zupełnie nie zabezpieczone
Niby trochę lepiej, ale wciąż nie dość dobrze. Samo obłożenie ognia kamieniami to stanowczo zbyt mało
Niektórym się wydaje, że wypróchniały pień to dobre miejsce na ognisko. Błąd. Próchno, gdy zacznie się żarzyć, jest trudne do ugaszenia
Zabezpieczenie ognia
Pewne oczywistości znają wszyscy, takie jak krąg kamieni wokół ogniska. Istnieją jednak lepsze metody. Są bardziej pracochłonne, ale dają większe bezpieczeństwo i wydajność wykorzystania ognia. Pomaga nam tutaj inny żywioł – ziemia. Dół ogniowy to świetna metoda ogrzewania. Dno dołu można wyłożyć kamieniami. Ognisko jest zabezpieczone, grzeje od dołu, siedzimy powyżej ognia, a więc „zbieramy” więcej ciepła. Jeśli chcemy się przespać, możemy nakryć żar kamieniami i warstwą ziemi. Nadal będzie dawał ciepło a nie rozprzestrzeni się. Przy gotowaniu możemy ograniczyć się do wykopania piecyka. Mała jama wykopana w zboczu, z kominem wyprowadzonym w górę, daje możliwość uzyskania sporego, ale zupełnie bezpiecznego płomienia. Na wylocie komina stawiamy naczynie z wodą i po chwili już jest zagotowana. Do tego taki płomień łatwo zgasić. W takiej konstrukcji da się nawet upiec mięso. Talerz lub misa ogniowa to dobry sposób, jeśli warunki terenowe nie pozwalają na nic bardziej zaawansowanego. Powinien być dość płaski, ale obszerny. Zdejmujemy darń z powierzchni ziemi, odkładamy ostrożnie na bok, wkopujemy się o 10 centymetrów, z wybranej ziemi tworzymy wał wokół talerza (misy). Powierzchnia paleniska nie powinna przekraczać połowy średnicy przygotowanej przestrzeni. Po zgaszeniu ognia zasypujemy popielisko ziemią z wału, układamy darń z powrotem i możemy pozostawić miejsce w spokoju. Zawsze należy mieć pod ręką coś, co może posłużyć do gaszenia płomieni. Mocna podeszwa buta wystarczy, żeby zgasić żar pełznący w niskiej trawie. Oprócz tego trochę wody, wykopana ziemia bądź piasek. Dlatego też brzegi zbiorników wodnych są dobrym miejscem na ognisko. Pamiętaj, że im dłużej ogień się palił, tym więcej uzbierało się żaru. Ten może się tlić całymi dniami, czekając na powiew wiatru. Upewnij się, że zgasł, zanim odejdziesz z obozu. Nigdy nie zostawiaj ognia bez nadzoru i zabezpieczenia. Nawet tylko na chwilę. Jeden podmuch wiatru może spowodować katastrofę. Pamiętaj, że każdy pożar ma punkt zapłonu. Jeden, malutki punkt.
Miejsce przygotowane pod talerz ogniowy. Wysprzątane „miotłą” z bylin, żeby nie zostawić ściółki
Kopanie talerza ogniowego. Ziemię z wnętrza usuwamy na boki, aby utworzyć wał. Ściany takiego paleniska nie mogą być zbyt strome
Ugniatanie krawędzi talerza ogniowego. Uklepanie ich pomaga zachować ziemię w tym samym miejscu
Gotowy talerz ogniowy. Ściółka odsunięta, zarośla oddalone, na wale ułożone kamienie, które wyraźnie wyznaczają granice paleniska, co pomaga utrzymać ogień w porządku.
Uklepanie dna dołu pomaga w dostępie powietrza dla płomieni i regulowaniu wielkości ogniska. Poza tym, lepiej wygląda.
Czujny obserwator dostrzeże, że na powyższych zdjęciach użyliśmy mokrych, rzecznych kamieni. Stało się tak z konieczności, nie wyboru. Kamienie, które długo leżały w wodzie, w kontakcie z żarem mają zwyczaj „wybuchać’. Gwałtownie pękając sypią odłamkami, które mogą zranić. Lepiej tego unikać
Ups, problem!
Jeżeli widzisz, że ogień się rozprzestrzenia, nie panikuj. Powinieneś być na to przygotowany, skoro postanowiłeś rozpalić ognisko. Woda z butelki czy pobliskiego zbiornika - to pierwsze co przychodzi do głowy. Ogień można też zdusić. Zadepcz płomyk. Jeśli zrobił się większy, możesz go przycisnąć świeżą gałęzią z zielonymi liśćmi bądź wiechą pokrzywy albo innej wysokiej byliny. Pamiętaj tylko by nie tłuc gwałtownie, bo w ten sposób wytworzysz ciąg powietrza, który rozniesie płomień, zamiast go stłamsić. Przygotowana wcześniej, ukopana ziemia może bardzo pomóc, nawet jeśli jest sucha bo odbiera płomieniom powietrze. Koc czy kurtka też powinny być skuteczne. Pamiętaj tylko, aby nakrywać płomień a nie uderzać. Nawet tarp, w który zawijasz swój ukochany hamak, może się stać sprzętem gaśniczym. Ustal priorytety. Las jest ważniejszy niż stan posiadania. Lepiej kupić nowy sprzęt nawet za duże pieniądze niż spalić hektary drzew i ucierpieć w pożarze lasu.
W ostateczności…
Jeżeli widzisz, że nie dasz sobie rady z gaszeniem, uciekaj i wzywaj pomoc. Serio. Ogień może się rozprzestrzeniać w niesamowitym tempie. Uciekaj pod wiatr, w dół zbocza jeśli to możliwe, obserwując jak przenoszą się płomienie. Staraj się znaleźć niepalną granicę pomiędzy sobą a pożarem, taką jak rzeka albo asfaltowa droga. Zbiorniki wodne spowalniają roznoszenie się ognia. Jeśli nie musisz, nie staraj się biec jak najszybciej. Dostosuj tempo marszu do szybkości przenoszenia się płomieni i ilości tlenu w powietrzu. Ogień go pochłania. Jeśli padniesz bez tchu, nie uciekniesz przed płomieniami.
Typy pożarów lasu | |||
Niski
Najczęściej spotykany i zwykle tak się zaczyna. Ogień roznosi się w runie i poszyciu lasu, płomienie uszkadzają pnie drzew, niszczą krzewy i krzewinki. |
Wysoki
Płomienie rozprzestrzeniają się w koronach drzew. Spadające, płonące gałęzie stwarzają dodatkowe niebezpieczeństwo.
|
Pożar torfowiska
Najtrudniejszy w gaszeniu. Pożar rozprzestrzenia się pod ziemią, może się przenosić na wielkie odległości i wybuchnąć niespodziewanie spod ziemi. |
Mieszany
Wykazuje cechy wszystkich wcześniejszych.
|
Małe ognisko w dobrze przygotowanym miejscu we własnym ogródku – przyjemność i spokój ducha w jednym. W teren bezpieczniejsza jest kuchenka turystyczna
Odpowiedzialność
„Potrafię kontrolować ogień”, to przekonanie żywione przez większość tych, którzy spowodowali w życiu pożar. Żywiołów nie ujarzmimy nigdy. Możemy co najwyżej
z ostrożnością i szacunkiem z nich korzystać. Na terenie parków narodowych w ogóle nie wolno używać otwartego ognia. Nawet kuchenki turystycznej. W lasach państwowych są wyznaczone miejsca, gdzie możemy rozpalić ogień i należy się do tego stosować. Teoretycznie w lesie prywatnym możemy robić co nam się podoba, dlatego tu musimy być wyjątkowo ostrożni. Przecież te „swojskie” hektary nie są oddzielone niepalną granicą od innych lasów. Ogień nie będzie pytał, tylko pójdzie tam gdzie zechce. Wprowadzenie stopni zagrożenia pożarowego ogranicza naszą swobodę korzystania z terenów leśnych, także prywatnych. To mniejsze zło, warto więć zajrzeć na stronę internetową regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych i sprawdzić obostrzenia. Jakkolwiek dla wielu z nas obozowe ognisko jest nieodzownym elementem biwaku, warto jednak się zastanowić, czy jest nam niezbędne. Może wystarczy palnik gazowy, który stwarza znacznie mniej zagrożeń i jest łatwiejszy w użyciu.
Warto przyswoić
W kulturze rdzennych Amerykanów, ogień nazywany jest „Dziadkiem” i uważany za żywą istotę, która musi jeść i oddychać a także ma własną wolę. Z szacunku dla żywiołu, należy podawać mu pożywienie (opał), a nie rzucać jak psu. Rozpalany należy powitać, a gaszony pożegnać, nie wolno palić w nim śmieci, gasić uderzeniami płachty ani moczem i nie wolno porzucać „Dziadka” w samotności. Te zasady warto zapamiętać. Uczą szacunku dla ognia, ostrożności i zabezpieczają przed głupimi błędami. Do tego stosowanie się do nich tworzy wspaniały nastrój przy ognisku.
Jeden z głównych powodów, dla których rozpalamy ogniska – gotowanie [zdjęcie: pikist.com]
Wysoki wał kamieni, wokół kamienisty grunt. Płonące polana nie są zbyt duże a płomień rozsądnej wielkości [zdjęcie: publicdomainpictures.net]
Ognisko niewielkie, umieszczone na kamieniach, bardzo blisko wody. Tak wygląda dobrze wybrane miejsce [zdjęcie: pixabay.com]
Komentarze
Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.