Wstęp
Dziś będzie znacznie cieplej niż poprzednim razem. Dlaczego? Ponieważ ognisko daje o wiele więcej ciepła niż palnik gazowy. Oczywiście trzeba pamiętać o wszystkich zasadach związanych z paleniem ognia, o których możecie poczytać TUTAJ (Zabójczy zbawca) oraz TUTAJ (Żar i płomień: jak rozpalać, utrzymywać i używać ognia) albo TUTAJ (Ars ignem – sztuka ognia. Niech staną się płomienie!). Pomysły i propozycje jakie dzisiaj opiszę, można wykorzystać zarówno mając garnki, jak i używając samej menażki. Naprawdę warto jest mieć również rękawiczki, bo bardzo pomagają uchronić dłonie przed poparzeniami.
Klasyka ma zalety
Nie czarujmy się: na kuchence gazowej, o ile nie jest wielka, nie zrobisz tak dobrego posiłku jak na ognisku, które może wystarczyć do ugotowania / upieczenia / usmażenia kilku rzeczy na raz. Poza tym ogień ogrzewa nie tylko to co jest pichcone, ale też tego kto pichci i jeżeli umiejętnie się je poprowadzi, jest zwyczajnie szybszy – przekazuje naczyniu znacznie więcej energii. Możecie zrobić eksperyment: przygotujcie sobie dobry opał oraz kuchenkę gazową. Potem zacznijcie gotować wodę w dwóch takich samych pojemnikach nad ogniskiem i na palniku. Szybko się przekonacie, która metoda okaże się szybsza. O ile oczywiście umiecie skutecznie palić ognisko, ale o tym pisaliśmy już dużo wcześniej.
Niekoniecznie wielki stos
Zestaw kuchenek turystycznych wraz z kostkami paliwa stałego
Jeżeli mamy do ugotowania coś niewielkiego, np. porcję wody do zalania liofilizatu i herbaty, wcale nie musimy rozpalać dużego ognia. Prawdę mówiąc, nawet nie musimy organizować ogniska. Wystarczy kawałek niepalnej powierzchni i ogniowa kuchenka turystyczna na paliwo stałe. Tak wiem, brzmi bardzo mądrze i groźnie. Chodzi mi o niewielkie, zwykle składane metalowe „pudełka”, w których możemy palić albo preparowanym paliwem (ropopochodne lub eterowe) albo po prostu niewielkimi patyczkami. Reguła tu jest bardzo prosta: im większa kuchenka, tym „grubszego” potrzebujemy paliwa.
Dwie klasy kuchenek
Dwie odsłony małej kuchenki obozowej. Takie modele wystarczają do zagotowania porcji wody albo podgrzania niewielkiego posiłku
Nie wiem czy istnieje więcej, ja z dwiema się zetknąłem. Pierwsza, dłużej obecna na rynku, to zwykle niewielkie prostokąty często składane w ten czy inny sposób. Są obecne nawet w niektórych pakietach żywnościowych, razem z paliwem w tabletkach lub kostkach. Paliwo zwykle jest wystarczające, aby jedną czy dwoma kostkami podgrzać zawartość niewielkiej puszki lub zagotować porcję wody. Mówiąc „porcja” mam na myśli około pół litra – tyle, żeby zalać liofilizat i herbatę.
Gotowanie wody w małym czajniczku (0,5 litra) na kuchence składanej
Dobra rzecz jeśli chcemy zatrzymać się na chwilę, szybko zjeść coś ciepłego i ruszać dalej. Można również w tych kuchenkach palić drewnem, jednak zwykle płomienie są zbyt małe, żeby gotowanie poszło szybko i sprawnie. Do jakiegokolwiek większego pichcenia ta metoda nie bardzo się nadaje.
Przenośne ognisko
Przenośne mini miejsce ogniskowe, czyli składana kuchenka „kominkowa”. Rzecz bardzo przydatna, szczególnie w lecie, kiedy panuje zagrożenie pożarowe
Tak sam dla siebie nazywam kuchenki, które pojawiły się na rynku dość niedawno. Kwestia paru lat. Mają formę znacznie większego, otwartego od góry pudełka, swoistego piecyka czy też komina. Posiadają dno na którym układa się opał i cztery, dość wysokie ścianki. Pali się w nich drewnem. Płomień z paliwa jest zbyt mały, żeby dosięgnął naczynia. Skutecznie zastępują niewielkie ognisko, a do użycia wymagają tylko niepalnej powierzchni – wystarczy nawet mokra deska. Są składane, więc przenoszenie ich nie stanowi problemu. Należy przygotować sobie pewną ilość suchego, drobno pociętego opału, gdyż pali się w nich na tyle szybko, że nie ma szans na uzbieranie żaru, który by suszył drewno.
W zimie również taka sama kuchenka może być bardzo przydatna. Przygotowanie ogniska w śniegu może być naprawdę trudne i nużące. Dzięki kuchence uzyskujemy dość prędko relatywnie silne źródło ciepła. Wystarczy do zagotowania wody i ogrzania dłoni
Obchodzić się z nimi należy mniej więcej tak jak z ogniskiem, to znaczy uważać żeby się nie poparzyć. Opał (gałązki, szczapki) podajemy z boku, lub wsuwając go od góry, najlepiej ustawiając pod kątem. Dają znacznie większy płomień, który umożliwia zagotowanie większej porcji wody. Doskonałe zastępstwo ogniska na upalne dni, kiedy nie potrzebujemy się ogrzewać a palenie dużego ognia mogłoby stwarzać zagrożenie pożarowe. Po wygaszeniu, cienka blacha stygnie w kilka minut, bardzo szybko można ją spakować i iść dalej albo zagrzebać się w posłaniu.
Ognisko do gotowania
Ognisko w układzie watry, niedawno ułożone. Zwróćcie uwagę, że szczapy ułożone są korą na zewnątrz, drewnem do środka
Tu należy pamiętać o kilku prostych zasadach. Po pierwsze, przygotowujemy opał zawczasu. Gwarantuję, jednoczesne pilnowanie zawartości garnka oraz ognia jest wystarczająco angażujące, nagłe odkrycie że opał się skończył będzie tylko wkurzało. Po drugie, prowadząc ogień układamy opał tak, żeby pozostawiać spore przestrzenie pomiędzy szczapami, najlepiej ułożonymi pod sporym kątem w stosunku do podłoża. W ten sposób uzyskamy duże płomienie, które sprawią że jedzenie szybko się ugotuje. Nie bez powodu użyłem określenia „szczapy”.
Ognisko w układzie studni, może być równocześnie podstawą dla naczynia do gotowania. Trzeba tylko uważać żeby nie spadło, czyli stale kontrolować ogień
Drewno połupane na cienkie kawałki pali się szybko, dając potrzebny nam płomień. Trzeba tylko pamiętać by nie było za cienkie, żeby nie trzeba było podkładać co minutę. Dobierania grubości opału do wielkości ognia trzeba się po prostu w praktyce nauczyć. Do zagotowania wody czy podgrzania jakiejś konserwy zwykle wystarcza niewielkie ognisko, trzeba tylko pamiętać że im mniejszy ogień, tym trudniej się go utrzymuje (szczególnie kiedy jest wilgotno). Większy szybko produkuje żar, który utrzymuje temperaturę w palenisku.
Niewielkie ognisko w układzie niskiej watry, ułożone ze świeżo wyciętych szczap świerkowych. Takie niewielkie palenisko, daje stosunkowo spory płomień na którym szybko można zagotować coś niewielkiego
Ognisko o powierzchni dwóch męskich lub trzech damskich dłoni wystarczy na jedną czy dwie osoby, jednak żaru będzie w nim niewiele, więc trzeba mieć pod ręką suchy, pocięty opał i stale podkładać, zwykle po trzy – cztery szczapy na raz. Uprzedzam, że przy takich wymiarach paleniska, więcej czasu może zająć jego przygotowanie, niż samo pichcenie – nie zawsze warto. Oczywiście gotowanie dla większej grupy, wymaga większego ognia.
Smażenie i pieczenie
Smażenie nad ogniem na ruszcie. Czujny kucharz w każdej chwili gotów jest zapobiec przywarciu jedzenia do patelni
Obie te formy przygotowania żywności na ogniu łatwo jest popsuć. Piec możemy nad ogniem (kiełbaska z patyka) lub w żarze – w tym drugim przypadku, potrzebujemy jakiegoś naczynia. Smażyć również możemy albo nad płomieniami, co jest procesem niezwykle szybkim i wymagającym czujności albo na żarze. Ta druga forma jest znacznie wolniejsza, ale jeśli chcemy zrobić na ogniu np. dobry gulasz, bardzo przydatna. W obu przypadkach, trzeba uważać żeby nie przypalić tego, co chcemy przyrządzić. Zalecam stałą kontrolę nad tym, co się dzieje na patelni, ale uwierzcie mi – nic tak nie smakuje jak jajecznica z kiełbaską usmażona na ognisku i doprawiona szczyptą ściółki leśnej i węgla, których drobiny zawsze, jakimś magicznym sposobem, dostaną się na patelnię. Uniwersalnym naczyniem do pieczenia i piekarnika w jednym, może posłużyć menażka. Po prostu wkładamy do niej to co ma być przyrządzone, kładziemy w palenisku i obsypujemy żarem. Warto tylko co jakiś czas zajrzeć do środka i upewnić się, że nie przywarło albo zwyczajnie potrząsnąć naczyniem. Oczywiście trzeba mieć sporo żaru, więc powinniśmy zadbać o większe, dłużej palące się ognisko.
Bez kabłąka czyli gotowanie na „stojaku”
Trochę pewniejsza niż płonąca studnia, jest podstawa wykonana z dwóch grubych kawałków drewna
Osobiście jestem wielkim zwolennikiem naczyń, które można zawiesić nad ogniem. Czajnik czy menażka z kabłąkiem, kocioł, etc. Czasem nawet nie trzeba mieć łańcucha, wystarczy sznurek, a jeśli się obawiacie że się przepali to zawsze można zastosować metalowy karabińczyk. Jeżeli nie dysponujemy takim udogodnieniem, naczynie trzeba na ogniu ustawić. Pewnie, możemy ze sobą zabrać w teren kilka odcinków gazrurki albo metalowy ruszt, przez który będą strzelały płomienie, tylko po co się obciążać? Kamienie są niepalne z natury, a grube, mokre kawałki drewna nie zdążą się przepalić przed zagotowaniem jedzenia. Od razu zaznaczam: postawienie menażki w żarze, to nie jest dobry sposób na gotowanie wody. Będzie parowała, lekko bulgotała i nic więcej. Płomień przekazuje znacznie więcej energii, chociaż ma niższą temperaturę, zatem żeby uzyskać dobre warunki do gotowania należy „zbudować piecyk”.
Z czego? Najlepszym rozwiązaniem są zwykle płaskie kamienie włożone w palenisko na sztorc, dwa obok siebie. Niełatwo jednak takie znaleźć i raczej ich ze sobą nie wozimy, jednak jakiekolwiek inne kamienie ułożone w ogniu mogą spełnić tę samą funkcję. Wystarczają dwa większe lub trzy mniejsze. Można też wkopać ogień w jakąś, choćby minimalną, skarpę ziemną. Glina – jeśli się trafi – jest świetnym materiałem, bo w ogniu się wypala i twardnieje. Jeśli nie mamy pod ręką nic podobnego, tak naprawdę wystarczą dwa, grube i możliwie mokre kawały drewna, które po prostu kładziemy blisko siebie w palenisku. Plusem tej metody jest możliwość układania opału tak, żeby szczapy opierały się o owe klocki. W ten sposób na pewno szybko się zajmą ogniem i dadzą potrzebne płomienie.
Narzędzia
W aurze i otoczeniu jakie widać na tym zdjęciu, ów pełny zestaw narzędzi naprawdę się przydawał
Oczywiście przy gotowaniu na ognisku przydają się konkretne narzędzia. Minimalistom zalecam po prostu duży nóż, na tyle ciężki, żeby mógł zastępować siekierkę przy rąbaniu i porcjowaniu drewna. Narzędzia do rycia w ziemi oraz do mieszania w garnku czy patelni, można sobie wystrugać. W obu przypadkach polecam drewno liściaste, jako twardsze i odporniejsze. Dodatkowo, uwierzcie mi, nie do każdej potrawy pasuje posmaczek żywicy, który łatwo może się pojawić, jeśli do mieszania w garnku użyjecie sosnowego patyka. Tak samo można wykonać przybory do jedzenia. Najłatwiej jest wystrugać łyżkę albo quasi widelec. Te zalecenia powinny już wystarczyć za poradę tym, którzy wolą mieć ze sobą więcej sprzętu. Oprócz naczyń, przydaje się po prostu wszystko to, czego używamy przy zabezpieczaniu, rozpalaniu, prowadzeniu i gaszeniu ognia. Siekierka, łopatka, piła, nóż. No i niezbędnik oczywiście.
Podsumowanie
Gotowanie w terenie za pomocą ogniska, niewiele różni się od gotowania w domu na kuchence gazowej. Trzeba tylko uważać na kilka czynników. Po pierwsze, regulacja wielkości ognia jest nieco trudniejsza. Po drugie, niektóre szczegółowe zadania, np. podsmażenie kiełbasy pod jajecznicę, mogą postępować o wiele prędzej niż na palniku. No i naprawdę warto mieć rękawiczki, żeby nie poparzyć sobie dłoni / palców. Warto kilkakrotnie wyjść z domu ze sprzętem tylko po to, żeby coś upichcić, nabrać w ten sposób doświadczenia. Równocześnie uczymy się w praktyce więcej na temat prowadzenia ognia. Obie te umiejętności są wartościowe. W następnej części tego materiału, nie będę jeszcze pogłębiał wiedzy na temat gotowania przy minimalnej ilości sprzętu, ale zaproponuję Wam za to kilka sztuczek i pomysłów, których wykorzystanie może się przydać przy oswajaniu się z pichceniem w terenie i nabieraniu w tym doświadczenia.
Napisy końcowe
Dziękuję serwisom specshop.pl oraz kolba.pl za wyposażenie mojej obozowej kuchni.
W rolach głównych wystąpili:
Kuchenki:
Survival Kettle – Kuchenka survivalowa Samotny Wilk
BCB – Kuchenka turystyczna FireDragon Mini Cooker
Esbit – Kuchenka na paliwo stałe
Garnki:
Zestaw naczyń M-Tac dla 4-5 osób
Woda ze stopionego śniegu zagotowała się raptem w kilka minut, można zalewać kawę. Wygotowane igły sosnowe, to oczywiście naturalna „przyprawa” do której naprawdę można się przyzwyczaić. Pamiętajcie: wygotowane = wyjałowione, zdezynfekowane
Jeżeli w podobnych warunkach chcecie rozpalić równie miłe ognisko, szukajcie suchych gałęzi wiszących na drzewach, wystarczająco grubych aby połupać je na szczapy. Mnie – tamtego dnia – Matka Natura dała prezenty w postaci suchego kikuta brzozy, żywicznej gałęzi sosnowej i konara bukowego grubego jak męski nadgarstek. Lepiej być nie mogło
W pozostałych rolach:
Rękawiczki Helikon Woodcrafter
Piła ręczna składana Silky Super Accel 210-7.5
Gerber – Zestaw sztućców turystycznych ComplEAT – Onyx
Artykuł zawiera lokowanie produktów
Komentarze
Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.