Po co gromadzić zapasy? Przecież są sklepy
Owszem, są. Ale nie zawsze blisko. Nie zawsze czynne. Nie zawsze mamy pieniądze. Nie zawsze mają odpowiedni asortyment. Mógłbym tak długo wymieniać argumenty, i to tylko dotyczące spokojnej codzienności. A co w sytuacji kryzysowej? To zależy od rodzaju zagrożenia, niemniej na 99% sklepy zostaną ekspresowo splądrowane albo zajęte np. przez grupy szabrowników. Dlatego posiadanie własnych zapasów, dostępnych od ręki, dobranych pod nasze potrzeby, jest dla każdego szanującego się preppersa fundamentalne.
Czarne scenariusze
No dobra, zapewne zapytasz, jakie to niby „sytuacje kryzysowe” mogą nastąpić? Doskonałe pytanie, na które odpowiedzi jest multum i wszystkie niedobre. Pożary, powodzie, konflikty zbrojne, huragany i tornada, awarie sieci elektrycznej (tzw. blackout), zamieszki, wypadki komunikacyjne, skażenia, uderzenia meteorytów, tsunami, nawałnice śnieżne, mrozy, trzęsienia ziemi i wiele, wiele innych.
W momencie, kiedy większość ludzi myśli tylko o ratowaniu swojego życia lub dobytku, a służby mają pełne ręce roboty – wtedy do akcji wkraczają hieny. Można to było zaobserwować podczas tegorocznej powodzi w Polsce. Grupy szabrowników krążyły po miastach, kradnąc dobytek mieszkańców i zaopatrzenie ze sklepów. Aby ochronić najcenniejsze rzeczy, warto mieć plecak ucieczkowy – pisaliśmy o tym w innym artykule.
Należy jednak mieć na względzie, że miejsce zamieszkania poniekąd ogranicza ilość elementów na liście. W Polsce raczej nie musimy się przejmować trzęsieniami ziemi i tsunami, tornada też są mocno egzotycznym gościem w naszych stronach. Natomiast pożary, huragany czy powodzie nas nie omijają. Zmierzam do tego, że charakter zagrożenia definiuje charakter gromadzonych zapasów. Jeśli mamy domek koło lasu, musimy być gotowi na jego opuszczenie w razie pożaru. Tym samym nasze zapasy powinny być łatwe w transporcie. Z kolei, jeśli nasza hacjenda to niezdobyta twierdza oddalona od wszelkich zagrożeń (w tym innych ludzi), to śmiało możemy gromadzić zapasy w dużych opakowaniach.
Jakiego pożywienia potrzebuje człowiek?
Na to pytanie najlepiej odpowiedzieliby dietetycy. Jednak nawet w szkole podstawowej uczy się (lub uczyło) o tzw. piramidzie żywieniowej. Prawdzie co jakiś czas niektóre z jej pięter zostają przetasowane w wyniku nowych badań tego i owego, ale ogólny koncept jest stały. Dieta powinna być względnie zbilansowana; zapewniać nie tylko białko, węglowodany i tłuszcze, ale także elektrolity, witaminy, minerały, płyny, błonnik i probiotyki
Jeśli masz te zagadnienia w małym palcu, to doskonale wiesz, czego potrzebujesz w swojej spiżarni. Natomiast osoby mniej zorientowane mogą stanąć przed nie lada zagwozdką. Teoretycznie można postawić na sam tłuszcz i białko jako najbardziej kaloryczne w przeliczeniu na masę i objętość, a wszystko pozostałe sobie suplementować tabletkami, ziółkami itp. Pytanie brzmi czy długo tak uciągniesz?
Polecam zainteresować się gotowaniem. Po pierwsze to umiejętność, a te należy zbierać jak Pokemony. Po drugie da ci lepsze rozeznanie w świecie produktów spożywczych, a po trzecie ułatwi ewentualne improwizacje kulinarne, żeby nie zanudzić się jedzeniem w kółko tego samego. Dodatkowo możesz sobie czasem robić małe wyzwania i np. przez tydzień jeść tylko produkty zgromadzone w ramach zapasów. Zaobserwujesz wtedy, co się sprawdza, co zupełnie nie działa, a co można łatwo poprawić.
Kto to wszystko zje?
No właśnie, dla kogo te zapasy są gromadzone? Dla samotnego wilka czy dla rodziny z dziećmi? Ilość osób bezpośrednio przekłada się na obszerność zapasów. Postaraj się notować przez 2-3 tygodnie ilość spożywanego jedzenia i wody w gospodarstwie domowym, aby wyliczyć średnią. Sprawdź, jak bardzo możesz ograniczyć to zużycie, aby nie głodować i móc względnie normalnie funkcjonować. Zastanów się, jak długo najprawdopodobniej będziesz potrzebować swoich zapasów, zanim pojawi się możliwość ich uzupełnienia.
Mając te informacje, będziesz w stanie nakreślić przybliżoną ilość potrzebnej żywności dla wszystkich domowników. I najlepiej dorzuć jeszcze 20% na wypadek niespodziewanego gościa lub sytuacji losowej, która odwlecze moment uzupełnienia stanów.
Każdemu wedle potrzeb
Zaburzenia na tle żywieniowym to częsta przypadłość w cywilizowanym świecie. Wszelkie alergie, nietolerancje czy nawet przekonania religijne lub ideologiczne również muszą być brane pod uwagę podczas tworzenia domowego banku żywności. Jeśli dziecko ma alergię na sezam, to lepiej odpuść sobie chałwę. Mając w domu osobę z cukrzycą, szukaj potraw z niskim indeksem glikemicznym. Jeśli wśród domowników są weganie, pamiętaj o zapewnieniu im produktów wolnych od składników pochodzenia zwierzęcego. Rycerzom Świętego Schabu przypominam: można się nie zgadzać, ale trzeba się szanować.
Gdzie gromadzić zapasy?
To zależy. Mieszkając w bloku, do dyspozycji masz zwykle niewielką ilość schowków, może komórkę lokatorską, piwnicę, garaż. Dobrym pomysłem jest rozproszenie zapasów na wszelki wypadek (np. kradzieży). Najczęściej używane produkty trzymaj najbliżej i stopniowo – rzadziej wykorzystywane coraz dalej.
Z kolei posiadacze domów mogą się dorobić piwniczki bądź spiżarni w formie dedykowanego pomieszczenia lub nawet osobnego budynku. W takiej sytuacji można swobodniej rozplanować cały ten interes. Jednak niezależnie od warunków, warto zainwestować w regał i skrzynki. Wymyśl sobie optymalny sposób segregacji produktów – po dacie ważności, po rodzaju opakowania, po typie posiłku – jakkolwiek, byle dla ciebie działało.
Uwaga! W piwnicach i ziemiankach mogą występować pleśnie i grzyby, a także gryzonie i robactwo oraz wilgoć, dlatego nie trzymaj tam rzeczy, którym takie środowisko może zaszkodzić.
Rotacja zapasów
Aby się w tym wszystkim nie pogubić, warto prowadzić ewidencję. Jeśli preferujesz rozwiązania analogowe, skorzystaj z zeszytu. Można także korzystać z arkuszy kalkulacyjnych typu Excel, a także aplikacji na telefon, np. Lista żywności i zakupy. Najważniejsze informacje, których potrzebujesz to nazwa produktu, jego ilość (zarówno w danym opakowaniu, jak i liczba samych opakowań), termin ważności oraz miejsce przechowywania.
No właśnie, termin ważności. Czasem to tylko numerek na opakowaniu, bo producent coś napisać musi. Innym razem należy tego dość skrupulatnie pilnować, aby nie skończyło się to nieprzyjemnie lub – co gorsza – niebezpiecznie. Istnieją dwa terminy, które spotkasz na opakowaniach: najlepiej spożyć przed oraz należy spożyć przed. W tym pierwszym przypadku jest to termin minimalnej trwałości, po którego przekroczeniu produkt nadal jest zdatny do spożycia, jednak pewne z jego cech mogą ulec pogorszeniu, np. konsystencja, kolor itp. „Należy spożyć przed” oznacza, że według producenta po tej dacie produkt nie nadaje się już do konsumpcji.
Prowadzenie ewidencji pomaga w zapewnieniu zapasom rotacji, choć warto raz na jakiś czas zrobić przegląd mimo tego – czasem coś się może popsuć, bo np. miało wadliwe opakowanie. Jeśli produkt zbliża się do kresu swojej przydatności do spożycia, to zużywasz go w pierwszej kolejności i uzupełniasz stan przy okazji najbliższych zakupów. Dzięki temu nie powinna cię spotkać przykra niespodzianka w postaci zepsucia sporej części zapasów w krytycznym momencie.
Jak przechowywać żywność?
Żywności szkodzą głównie cztery rzeczy: szkodniki, dostęp do powietrza, światło słoneczne i wysoka temperatura. Dlatego żywność należy przechowywać przede wszystkim szczelnie, w ciemności i w chłodzie. Osobiście polecam pojemniki IKEA 365+. Są trwałe, plastikowe lub szklane, występują w wielu różnych kształtach i rozmiarach oraz mają wyjmowalne uszczelki w zapinanych na zatrzaski pokrywkach, które to pokrywki można dokupić osobno. Dodatkowo wygodnie się je piętrzy, więc nie są problematyczne w przechowywaniu.
Te pudełka pomogły mi pozbyć się plagi moli, które przywędrowały do mnie w opakowaniu kaszy gryczanej. Od tego czasu każdy nowy produkt przeznaczony do dłuższego magazynowania trafia u mnie na kilka tygodni do kwarantanny w takim pojemniku, żeby uniknąć kolejnej inwazji. Polecam, działa.
Natomiast w kwestii temperatury: chłód nie oznacza temperatur lodówkowych (choć takie byłyby najlepsze), wystarczy nie przekraczać 20 stopni. Oczywiście, jeśli się zdarzy taka sytuacja, to też nie będzie koniec świata. Grunt, żeby były to incydenty, a nie stan domyślny.
A co z lodówką?
Skoro już o temperaturze mowa, to na myśl przychodzi lodówka. Owszem, to rewolucyjny wynalazek (a zamrażarka jeszcze bardziej), bez którego nasza populacja zapewne byłaby skromniejsza, a menu o wiele uboższe. Jednak jest z tym sprzętem jeden problem – wymaga prądu do działania. W domu można mieć agregat prądotwórczy, który zapewni zasilanie kluczowym urządzeniom, dopóki starczy mu paliwa. Można mieć fotowoltaikę, magazyn energii, wiatraki, geotermie, turbiny wodne i wiele innych. Niemniej poleganie na lodówce może się skończyć burczeniem w brzuchu. Jest jednak pewien trik, który mogę polecić. Zapełnij każdy wolny zakamarek zamrażarki lodem. W ten sposób masz zapas wody na czarną godzinę lub chłodziwo do jedzenia w razie awarii sprzętu, lub zasilania.
Czy woda się psuje?
Tak. Szokujące, nie? Ale niestety prawdziwe, chociaż gwoli ścisłości powinno się raczej mówić o zanieczyszczeniu, niż zepsuciu. Nieprawidłowo przechowywana woda może „zakwitnąć”, przez co stanie się niezdatna do spożycia – nawet po ugotowaniu. Zagrożeniem dla jakości wody są algi, bakterie i pleśnie. W takich przypadkach mówimy o zanieczyszczeniu biologicznym. Dodatkowo mogą się zdarzyć skażenia chemiczne (np. butelki PET wydzielają BPA i mikroplastik, a gnijące liście – cyjanowodór) lub mechaniczne (piach i inne paprochy). Najtrudniej poradzić sobie z zanieczyszczeniami chemicznymi, one potrafią kompletnie zdyskwalifikować zapas wody. Pomocne w takim przypadku są nanofiltracja lub odwrócona osmoza. Z kolei z biologicznymi i mechanicznymi zanieczyszczeniami radzą sobie np. filtry osobiste takie jak Lifestraw, Katadyn, Sawyer i im podobne.
Co do przechowywania wody, to metod jest pełno. Słoiki, zbiorniki z tworzyw bez BPA, worki, beczki… Wybierz, co ci pasuje. Tak naprawdę kluczowy jest brak dostępu powietrza i światła słonecznego, plus okresowa rotacja co kilka miesięcy, żeby mieć tę wodę tak świeżą, jak to możliwe. Pamiętaj, że bez wody długo nie pociągniesz, dlatego zapas musi być naprawdę żelazny. Dla bezpieczeństwa najlepiej nie trzymać całości w jednym miejscu lub zbiorniku. Studnię skazi Ci pechowa martwa mysz, zbiornik typu mauzer pęknie i będzie problem…
Jaką żywność trzymać w spiżarni?
Pora na samo gęste niczym wojskowa grochówka, czyli co tak w zasadzie w tej spiżarce trzymać.
Produkty suche
W tej kategorii znajdują się przede wszystkim mąki, kasze, ryż, makarony, fasole, grochy, ciecierzyca, nasiona (np. sezam, słonecznik), orzechy, pestki itp. Źródła węglowodanów, białka i tłuszczu. W odpowiednich warunkach mogą być przechowywane latami. Niestety w dużej mierze wymagają gotowania, co nieco ogranicza ich wszechstronność. Jeszcze jedna uwaga co do mąki – nawet pozbawiona pasożytów i szczelnie zamknięta, będzie stopniowo tracić właściwości odżywcze. Zaleca się raczej przechowywanie ziaren pszenicy i innych zbóż i mielenie ich w młynku w razie potrzeby. A dodatkowo ziaren można użyć do zasiewu. Do tego nie zaszkodzi mały zapas suchych drożdży, a jeszcze lepiej naturalny zakwas. Tyle że wymaga on regularnej „obsługi”, co bywa uporczywe, ale na szczęście można go wysuszyć i zachować przetrwalnik, np. w zamrażarce.
Przetwory, weki, słoiki…
Nasze babcie były preppersami, zanim to było modne. Uczmy się więc od nich i przygotowujmy przetwory. Warzywne, owocowe, mięsne – wszystko się przyda. Kiszone ogórki, marynowane papryki, tyndalizowane mielonki, smalec, dżemy i powidła, a nawet bigos czy inne leczo w słojach. Przepisów nie brakuje (polecam kanał Kuchnia Kwasiora na YouTube), satysfakcja gwarantowana (nawet jak wyjdzie średnie), a termin przydatności dość odległy (o ile czegoś nie skopiemy przy wekowaniu). No i wiadomo, sklepowe „słoiki” też mogą być, nie każdy musi mieć ochotę stać przy garach (ale ponownie – zachęcam).
Konserwy
Tego nie mogło zabraknąć. Szczelnie zamknięte, wytrzymalsze od słoików, o zawartości wszelakiej, konserwy mocno zaznaczyły się w kulinarnej historii świata. Rybne, mięsne, z gotowymi daniami jak np. puszki Ed Red… Puszki muszą być i kropka. Można także przygotowywać je samodzielnie, istnieją nawet specjalne przystawki do wiertarek stołowych oraz całe urządzenia, tzw. wek maszyny. A przy okazji polecam poniższy artykuł o konserwach.
Liofilizaty – dla mobilnych
Od pewnego czasu na rynku można spotkać żywność liofilizowaną. Ma szereg zalet i tylko jedną wadę – cenę. Jednak dla preppersa jest to rozwiązanie zasadniczo idealne. Kilkuletni termin ważności, łatwe w przygotowaniu (wystarczy wrzątek, a i to nie zawsze), pełne wartości odżywczych, zbilansowane, smaczne, zróżnicowane, niewielkie, lekkie. Jeśli przyjdzie uciekać ze swojego lokum, to właśnie liofilizaty najlepiej spakować do plecaka.
Ponadto marka LYO Food ma w ofercie pojemniki wręcz stworzone dla surwiwalistów. Każdy mieści kilkanaście opakowań liofilizatów, a na pokrywie widnieje lista zawartości, na której można zaznaczać skonsumowane porcje. Dostępne są zestawy mięsne i bezmięsne, a wśród dań znajdziemy nie tylko posiłki na ciepło, ale też zimne desery, owoce i przekąski.
A jak to smakuje? Sprawdziliśmy i możemy z czystym sercem polecić. Tu drobna uwaga – na rynku są także dania suszone, które „podpinają” się pod popularność liofilizatów, ale są od nich znacząco gorsze pod względem wartości odżywczych. Po cenie je poznacie! Liofilizaty kosztują zwykle w granicach 30-50 zł za danie.
MRE i inne racje żywnościowe
Oprócz liofilizatów sporą popularnością cieszą się wojskowe racje żywnościowe. Również mają długaśne terminy przydatności, cena bywa bardziej przystępna, w jednej paczce mamy zwykle menu na cały dzień dla żołnierza poza jednostką, a do tego jakiś podgrzewacz. Smakowo bywa różnie, ale da się na tym pociągnąć jakiś czas, szczególnie mieszając zestawy z różnymi daniami.
Nieco w opozycji do tego stoją awaryjne racje żywnościowo pokroju Seven Oceans. To w zasadzie sprasowana mąka z cukrem, tłuszczem i witaminami. Taka chałwa, ale bez smaku sezamu. Pozwoli przeżyć, choć będzie to życie bez radości (z jedzenia). Czyli dzień jak co dzień 😉
W ramach tego podpunktu słowo wsparcia dla amatorów pieczywa: istnieje taki wynalazek jak chleb pytlowy. Odpowiednio przechowywany może spędzić w składziku nawet 10 lat. A oprócz niego polecam wszelkiego rodzaju suchary (np. wojskowe panzerwafle SU-2 lub „cywilne” Bieszczadzkie Suchary).
Słodycze na poprawę morale
Tu chyba wiele wyjaśniać nie trzeba. Czekolada, żelki, rodzynki… Cokolwiek o w miarę długim terminie przydatności, co poprawi nam humor. Bo czasem nastrój się może zwarzyć, a psychika w złej kondycji może w krótkim czasie doprowadzić do podobnego stanu resztę organizmu. Morale ma być wysokie! A jeśli czekolada to jedyny sposób, by to osiągnąć, to cóż… mogło być znacznie gorzej. Ze słodkości koniecznie zaopatrz się w miód, kakao też jest dobrym pomysłem, jak również suszone owoce. Te ostatnie można przyrządzić samodzielnie, wystarczy suszarka do żywności (tak, służy nie tylko do grzybów, podobnie jak maszynka do mielenia służy nie tylko do masakrowania mięsa).
Pozwolę sobie wrzucić do tej kategorii także napoje wyskokowe, bo czasem też mogą pomóc rozładować napięcie. Aczkolwiek jestem przeciwny nadużywaniu tej „terapii”. W każdym razie wino, ciemne mocne piwo, nalewki czy destylaty mogą stać na półce bardzo długo, a po otwarciu niekoniecznie szybko się zepsują.
Podsumowując
Jak widać gromadzenie zapasów to nie czarna magia. Robimy to na co dzień w małej skali, przy odrobinie organizacji i samozaparcia można się zabezpieczyć żywieniowo na kilka dni. Czy to ma sens? Jak najbardziej. Czy jest potrzebne? Oby nie. Ale jak to mam w zwyczaju mawiać – lepiej mieć i nie potrzebować, niż na odwrót.
Komentarze
Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.