Wstęp
Całość materiału, który właśnie zaczynasz czytać, jest oparta na moich własnych doświadczeniach, zebranych podczas zajęć terenowych z dziećmi, młodzieżą i dorosłymi. Niezależnie od wieku, większość nieobeznanych z płomieniami popełnia te same błędy. Niestety, nie starają się również „zrozumieć ognia”. Ogień jest bowiem żywą istotą – musi jeść i oddychać. To motto przyjmujemy za punkt wyjścia.
Wszystkie narzędzia przydatne przy ognisku – nóż, toporek, saperka, piła, krzesiwo, zapałki
Warunki
Zima jest świetnym – bo stawiającym nas przed wyzwaniem – momentem do uczenia się, jak operować ogniem. Nie tylko wilgotne drewno utrudnia rozpalenie ogniska. Utrudnieniem są głównie warunki, w jakich staramy się podtrzymać płomienie. Chłód i wilgoć, czasem mocny wiatr nie sprzyjają ognistym duchom, przyduszają je. Naszym zadaniem jest zaradzić temu. Również podłoże stanowi przeszkodę. Zmarznięta ziemia pod wpływem żaru „puszcza” i zamienia się w błoto, w którym toną nasze wysiłki. Wydziela też parę wodną, która tłumi płomienie i żar. Drewno wokół nas jest zmarznięte oraz pokryte szadzią i śniegiem. To oznacza, że wraz z nim podajemy Dziadkowi* wodę, w której on się topi. Jeśli przy tym karmimy go nieumiejętnie, nie mamy szans na to, żeby szybko i sprawnie rozpalić przyjemne płomienie.
Czasem trzeba rozpalić ogień zaraz po deszczu, na śniegu, albo w innych, podobnie niesprzyjających warunkach. W takiej sytuacji, nie należy zbierać drewna wprost z podłoża. Szczególnie, jeśli jest nim ściółka leśna, z pewnością będzie bardzo wilgotne
* ”Dziadkiem” ogień nazywają rdzenni Amerykanie i zachęcam Was, Drodzy Czytelnicy/Czytelniczki, żebyście przyswoili sobie kilka „indiańskich” zasad dotyczących obchodzenia się z tym żywiołem. Wcale nie trzeba traktować ich w kategoriach metafizycznych. Po prostu niosą ze sobą mądrość wypływającą z tysięcy lat życia w świadomym uzależnieniu od ognia. Mądrość, która w europejskim, industrialnym, miejskim środowisku, została zwyczajnie zapomniana.
To właśnie według przodków Siedzącego Byka i Geronimo ogień jest żywą istotą. Należy też do najstarszych duchów opiekuńczych, które traktuje się z szacunkiem. Budzący się płomień trzeba przywitać, a gasnący – pożegnać. Jedzenie należy mu podawać, a nie rzucać jak psu. Nie wolno obrażać Dziadka, wrzucając w ogień śmieci albo gasząc go przez oddawanie moczu lub uderzanie płachtą.
Bez metafizyki
Pomyślmy przez chwilę. Nie palić śmieci… No tak, diabli wiedzą, jakie świństwo wrzucasz w płomienie, nad którymi za chwilę będziesz piekł jedzenie. Chcesz, żeby te opary wgryzały się w Twoją kiełbaskę? Chcesz nimi zatruwać środowisko? Nie sikać na ogień… A co, lubisz skwierczące iskry wyskakujące wprost na Twoje spodnie albo podskakujące do wysokości rozporka? Struga moczu nie gasi ognia tak szybko i sprawnie, jak łopata piachu albo pół wiaderka wody. Gaszenie uderzaniem płachtą? Wspaniały sposób na to, żeby ogień się bardziej rozprzestrzenił. Podmuch wywołany machnięciem rozwiewa płomienie na boki, zamiast je gasić. I w końcu rzucanie opału. Wbrew pozorom jest to prawdopodobnie najważniejsza umiejętność. Odpowiednie układanie opału gwarantuje, że ognisko będzie się paliło tak, jak chcemy. Rzucając opał przyduszamy ogień i tworzymy zagrożenie pożarowe. Zawsze jakieś płonące głownie mogą wylecieć z paleniska, jakiś snop iskier może pójść na ściółkę lub między suche igły sosnowe…
Podstawa
Na jakiej bazie rozpalamy ogień? O tym już pisaliśmy we wcześniejszych materiałach dotyczących tego żywiołu. Tutaj linki: Żar i płomień: jak rozpalać, utrzymywać i używać ognia oraz Zabójczy zbawca. Podstawa dla ogniska powinna być solidna i niepalna, na przykład grunt pozbawiony ściółki, a jeszcze lepiej skała. Czasem jednak ten grunt jest mokry albo zamarznięty. Wtedy potrzebujemy jakiejś dodatkowej platformy, która oddzieli nam ognisko od ziemi. Można ją wykonać z drewna, najlepiej solidnych kawałków drewna liściastego. Platformę możemy ułożyć w taki sposób, że ułatwi nam rozpalanie ognia. Wystarczy, żebyśmy zapewnili sobie dostęp do rozpałki od spodu. W miarę palenia ognia podstawa będzie się powoli rozżarzać i spalać powolutku. Jeśli dobrze dobierzemy grubość kawałków drewna, ziemia będzie dobrze podsuszona, a nasze ognisko wystarczająco rozżarzone, żeby nie zacząć gasnąć, kiedy platforma się wypali do końca.
Osłona
Czynnikiem często utrudniającym skuteczne rozpalenie i bezpieczne podtrzymanie ognia jest wiatr. Najlepiej byłoby przy wietrze w ogóle nie zaczynać ogniska. Pewną zasłonę od wiatru daje już dobry talerz ogniowy, ale to jeszcze mało. Bardzo przydatna jest kurtyna, czyli ekran lub zasłona ogniowa. Budujemy ją po prostu wbijając w ziemię kołki i układając kolejne patyki w taki sposób, żeby powstała ścianka osłaniająca ognisko od wiatru. Plusem jest to, że taka ścianka nieco odbija ciepło w naszą stronę. Jeśli to możliwe, dobrze jest „zagęścić” ją gałęziami z listowiem lub igliwiem od zewnątrz. Proszę jednak, nie ścinajcie żywych gałęzi tylko po to, żeby zasłona była troszeczkę lepsza.
Dobry talerz
No właśnie, co to właściwie znaczy „dobry talerz”? Doświadczenie uczy, że samo to określenie jeszcze niewiele mówi. I dlaczego talerz, a nie misa na przykład? Ano dlatego, że misa w samym swoim założeniu jest głęboka, a dobry talerz ogniowy nie. Chyba, że jest naprawdę duży. Osobiście proponuję stosunek szerokości do głębokości 5 do 1-1,5. Oznacza to, że jeśli Wasze miejsce ogniskowe ma średnicę 50 cm (takie spokojne, przyjemne, uniwersalne ognisko do gotowania), to w najgłębszym miejscu wykop powinien mieć nie więcej niż 10 do 15 centymetrów. I dno opadające od krawędzi do środka pod bardzo łagodnym kątem. Wielokrotnie widziałem, jak ktoś kopał dołek głęboki, ale bardzo mały – bardziej przypominało to norę niż talerz lub choćby misę. W takiej sytuacji ogień nie oddycha, więc nie ma jak żyć. Ściany takiego wykopu blokują dostęp powietrza, a opał dokładany od góry dodatkowo jeszcze przydusza Dziadka. Nawet samo rozpalenie tam ognia może być bardzo trudne. Ognisko ma szansę się żarzyć, ale nie da nam ani płomieni, ani szczególnie dużo ciepła.
Dołek do duszenia Dziadka. Nie będzie miał jak oddychać
Dobrze zrobiony talerz ogniowy daje Dziadkowi wystarczającą przestrzeń życiową. Może oddychać pełną piersią
Oczywiście nie twierdzę, że nie da się palić ognia w wąskim, głębokim dołku. Pewnie, że się da i takie techniki mają swoje przydatne zastosowania, ale sądzę że to materiał na osobny artykuł. Tak samo, jak celowe utrzymywanie przyduszonego ognia. Książkę można o tym napisać.
Dieta to nie wszystko
Dziadka trzeba żywić w odpowiedni sposób, żeby miał dokładnie tyle sił, ile potrzebuje. O „diecie” dla niego bardziej szczegółowo pisaliśmy tutaj: Żar i płomień: jak rozpalać, utrzymywać i używać ognia, od rozdziału “Opał”. Teraz musimy się zastanowić nad sposobem jej serwowania. „Jedzenie” nie może utrudniać oddychania. To podstawowa zasada. Nie powinno być mokre ani nie może przyduszać płomieni. Dbamy o to, żeby płomienie miały dostęp powietrza. Co ważniejsze i często niezrozumiałe: jeżeli kładziemy opał płasko na palenisku, przewiew zostaje zahamowany i ogień gaśnie. Pomiędzy patykami muszą pozostawać „luzy”, czyli wolne przestrzenie, w które będzie się dostawało powietrze. Dlatego tak wspaniałymi układami ogniska są watra i studnia. Gwarantują ogniowi możliwość „oddychania”. Najlepszą poradą, jaką mogę dać, jest układanie podłużnych kawałków drewna – najczęściej będą to patyki lub odcinki gałęzi – pod kątem 45 stopni (lub większym) do podłoża, na którym pali się ogień. Dokładnie na tym polega ustawianie watry.
Rozpałka ułożona a’la watra, gałązki ustawione pod dużym kątem do podłoża. Płaski kamień spełnia funkcję platformy, oddzielającej od mokrego podłoża
„Respirator” dla Dziadka
Wiemy już, że Dziadek potrzebuje oddechu. Jak mu go zapewnić? Dlaczego wąski, głęboki dołek nie jest dobry? Pomyślmy: z jakich kierunków może do płomieni dopływać powietrze? Z góry? Nie, bo przecież rozgrzewa się i ucieka właśnie w górę. Na tej zasadzie działają balony. Od dołu? To znaczy z gleby, tak? Dalszy komentarz chyba nie jest potrzebny… Zatem zostaje jeden kierunek: z boku. Jeżeli blisko samego ognia będą się znajdowały nieprzepuszczalne ściany ziemi, powietrze nie dotrze do ognia. Tak samo jest w wyżej opisanym przypadku płasko ułożonego opału. Kierunek boczny jest zablokowany, tlen nie ma dostępu do ognia. Z tej przyczyny dobry talerz ogniowy jest relatywnie płaski. Zapewnia dopływ powietrza ze wszystkich stron. I ułatwia nam dmuchanie w palenisko, jeśli chcemy podsycić ogień siłą własnych płuc. Tak, dmuchać powinniśmy po ziemi, poziomo, w żar, a nie w płomienie.
Ziemię wybraną z dna talerza odkładamy na bok, w miejsce gdzie nikt jej nie rozdepcze. Później posłuży nam do przysypania wypalonego żaru
Kąt i wysokość
Uwierzcie mi, wielokrotnie widziałem sytuację, w której ktoś nawrzucał płasko jako rozpałkę niewielkie gałązki i zastanawiał się, dlaczego to nie chce „złapać” ognia. A potem, kiedy już objaśniłem, czemu się nie rozpala, nadal nie poprawił błędu, tylko tak samo układając opał marudził, że nie może zagotować wody. Że ogień „nie działa”. No bo jak ma działać, skoro mu się przeszkadza? Zasada jest prosta: im większy jest kąt pomiędzy podłożem a długością opału, tym większe uzyskujemy płomienie. Zmniejszając tę proporcję uzyskujemy więcej żaru. Spójrzcie na poniższe zdjęcia, do których specjalnie przygotowywałem szczapy podobnej wielkości.
Kolejna dobrze (ukośnie) ułożona rozpałka. Tym razem widać korę brzozową i wyraźną „bramę” dla iskry, czy też po prostu zapałki
Należy pamiętać o jeszcze jednej zasadzie: grawitacja, chociaż jest powszechnym ciążeniem, nie działa na ogień. On przed nią ucieka najszybciej jak może, czyli zawsze w górę, niemal zaprzeczając grawitacji. Dlatego, jeżeli ma dokąd wędrować, szybciej się rozprzestrzenia. I tak, chcemy żeby się rozprzestrzenił. Po tym kawałku drewna, który właśnie mu podaliśmy, i nigdzie dalej. Zróbcie sobie eksperyment. Zapalcie zapałkę i obserwujcie, jak będzie się zachowywał płomień, kiedy ułożycie ją pod różnymi kątami. W ognisku panują te same zasady, tylko w większej skali.
Nieraz widziałem tak – to znaczy płasko – ułożoną rozpałkę. Pewnie, że w końcu się zapali, ale trzeba się namęczyć. Po co to komu?
Naukowo rzecz biorąc, ogień jest koincydencją, czyli współwystępowaniem kilku różnych zjawisk chemicznych i fizycznych w jednym miejscu i czasie. Przede wszystkim jest to emisja promieniowania cieplnego oraz światła, czyli dwóch form energii zupełnie od grawitacji niezależnych.
„Płaskość” i wysokość
Czy zatem niemożliwe jest rozpalenie większego płomienia – nadającego się do gotowania – jeżeli ułożymy opał równolegle do podłoża? Nie, nie jest to niemożliwe. Przykładem (jednym z wielu) takiego układu ognia jest studnia. W tym przypadku kawałki opału leżą poziomo, ale są oddzielone od siebie o grubość poprzedniej warstwy. Dzięki temu pozostają pomiędzy nimi luki, w które dostaje się powietrze, a Dziadek ma zapewnioną „przestrzeń życiową”.
Grubsze patyki ułożone w kształt studni, czyli układu ogniska w którym opał leży płasko. Drobniejsze patyczki symbolizują rozpałkę, którą wkłada się od góry oraz pomiędzy „piętra” studni i podpala od dołu
Problem z wilgocią
Zimowe – ale też często wiosenne i jesienne – warunki powodują, że trudno jest o suche drewno. I nie trzeba być „bushcraftowym szamanem level master”, żeby wiedzieć, jak ten problem rozwiązać. Wystarczy trochę fizyki. Co jest najskuteczniejszym (nie twierdzę że najszybszym) czynnikiem powodującym schnięcie materiału? Cyrkulacja i ruch powietrza. Zauważcie, że nie wszystkie dmuchawy służące do suszenia rąk mają wbudowaną grzałkę. Nie, nie zaczynajcie się zastanawiać, jak w lesie zasilić suszarkę do włosów. Po prostu poszukajcie drewna, które „wisi” lub swobodnie stoi na powietrzu. Suche gałęzie, które nie odpadły z drzew. Drzewka, które w cieniu większych kuzynów uschły, a jeszcze się nie przewróciły. Powalone drzewa, które leżąc wciąż opierają się na własnych gałęziach. Wszystko to, co nie ma kontaktu z mokrym gruntem.
Takie wciąż wiszące na drzewie gałązki, zawsze niemal są suchsze niż całe otoczenie
Czasem trafia się taki prezent od Matki Natury. Ułamany konar, który nie wiadomo jak długo już schnie wisząc na jakimś drzewie
Nadal nie chce się palić
Oczywiście, że nie chce, bo z wierzchu jest mokre bądź wilgotne, może pokryte szronem. Ale tu z pomocą przychodzi nam siekierka bądź solidny nóż. Drewno owszem, nasiąka wodą, ale bardzo, bardzo powoli. A im głębiej pomiędzy warstwy, tym mniej jest owej wody. Wniosek? Niejeden kawałek drewna wystarczy rozłupać, żeby dostać się do suchego opału, który podtrzyma ogień do czasu, kiedy zewnętrzna warstwa wyschnie i też się zajmie. Samo rozłupanie na pół może nie wystarczyć. Natomiast szczapy „na cztery” albo wycięte ze środka grubszego kawałka niemal na pewno rozwiążą problem braku suchego drewna. I tu dodatkowa sztuczka. Kiedy już masz te szczapy gotowe, układaj je w ogniu pod większym kątem do podłoża. Dzięki temu strzelające płomienie szybciej wysuszą kolejne kawałki drewna. To logiczne: mokra powierzchnia dostaje się pod działanie ciepła oraz ciągu w górę. Woda szybciej odparowuje.
Rozłupać kawał drewna można nie tylko toporkiem, ale również nożem. Wystarczy sobie pomóc czymkolwiek w drugiej ręce. Oczywiście odradzam używanie kamienia…
Wewnątrz rozłupanego drewna iglastego, szczególnie na sękach, trafiają się kawałki przesycone żywicą. To kolejny prezent od Matki Natury. Żywica świetnie się pali nawet jeśli jest wilgotna
Zakończenie
Czy coś jeszcze pominąłem? Oczywiście, że tak. Z pewnością całe mnóstwo zagadnień. Ars ignem to temat, na który niejedna książka już powstała. Po prostu nie zamierzam pisać kolejnej. Ale mam nadzieję, że ten materiał, po serii eksperymentów, które sami przeprowadzicie w terenie, pomoże Wam zrozumieć Dziadka Ognia i dogadać się z nim tak, żeby zrobił to, o co go prosicie. Spodziewajcie się większej ilości „ogniowych” porad, a na razie do zobaczenia w następnym materiale.
Nagroda za „trudy” i wykorzystanie mózgu przy rozpalaniu ognia. Urocze ognisko ocieplające nastrój biwaku
Napisy końcowe
Dziękuję bardzo serwisowi specshop.pl oraz Crag Sportowi, dystrybutorowi produktów Gerber, za dostarczenie części sprzętu użytego przy produkcji materiału. Udział wzięli:
- Saperka: Schrade Telescoping Folding Shovel
- Krzesiwo: Light My Fire BIO Scout
- Toporek – Cold Steel Pipe Hawk
- Nóż – Gerber Strongarm / Gerber Downwind
- Piła – Gerber Freescape Camp
Historia jednego ogniska
Wyższa nieco część platformy może nam posłużyć jako podpora do skośnego ułożenia podpałki
Rozpałka a’la watra na kamiennej platformie w bardzo bezpiecznym miejscu – na rzecznej łasze. Obok patyki przygotowane do dalszego palenia. Jako hubka ułożony puch z pałki wodnej
Dzięki sporym przestrzeniom pomiędzy patykami i korą brzozową (niewidoczna na zdjęciu, ale uwierzcie mi, była tam), ogień rozprzestrzenia się po gałązkach bardzo szybko
Buchające płomienie natychmiast zapalają suche igliwie, przez co strzelają jeszcze wyżej
Paląc się całkiem już gwałtownie, cała podpałka po prostu zawala się do wnętrza ognia. Nie panikować, pozwolić jej na to, o to nam chodzi.
Rozpałka wytworzyła na tyle dużo drobnego żaru, że kilkanaście sekund później, możemy już dołożyć grubsze patyki
Zaraz po podłożeniu opału, ogień nieco przygasa. Nie należy dokładać więcej, tylko upewnić się że ma czym oddychać i chwilkę poczekać.
Jeżeli tylko drewno jest wystarczająco suche, już kilkanaście sekund później cieszymy się widokiem coraz żywiej strzelających płomieni
Komentarze
Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.