Wstęp
Zapewne powinienem zapowiedzieć, że tym razem porywam się na napisanie felietonu, czyli formy bliskiej esejowi. Nie będę bardzo się starał być obiektywnym w każdym zdaniu. Nie będę też komentował i odnosił się do znanych z mediów wypowiedzi osób mających silny wpływ na sposób myślenia innych ludzi, niezależnie od tego, czy mowa o szwedzkiej aktywistce, czy krakowskim arcybiskupie. Wspominam o nich w ogóle, gdyż zasady Leave no Trace (LNT) mają bardzo dużo wspólnego z ekologią. Ale tych wypowiedzi jest po prostu za dużo. Spiszę po prostu, co sądzę o zachowaniu/postępowaniu ludzi przebywających w lesie.
Ale zanim to nastąpi, postaram się przybliżyć – szczególnie dla początkujących – o co w ogóle chodzi w LNT. Bo z doświadczenia wiem, że łatwiej przestrzegać zasad, kiedy się je rozumie. Dzisiaj rozkładamy na czynniki pierwsze punkt pierwszy z siedmiu. Zasady wraz z rozwinięciami cytuję w tłumaczeniu harcmistrza Szymona Gackowskiego.
I jeszcze powód, dla którego postanowiłem, że będzie to felieton a raczej seria felietonów, a nie artykuł. Otóż w felietonie mogę sobie pozwolić na nieco mocniejsze, bardziej dosadne wyrażenia, silniej, wyraźniej, bardziej wprost powiedzieć co sądzę. A przy okazji: będę używał słowa „las” jako synonimu do „dziczy” i każdego otwartego terenu w którym możemy chcieć wędrować, biwakować, spędzać czas na łonie Natury.
Zasada 1: Planowanie i przygotowanie
- Planuj i przygotuj się odpowiednio
- Zapoznaj się z przepisami oraz uwarunkowaniami terenu, w jaki się wybierasz.
- Przygotuj się na nagłe zmiany pogody, zagrożenia i sytuacje awaryjne.
- Zaplanuj swoją wyprawę tak, by unikać okresów wzmożonego ruchu turystycznego.
- Podróżuj w mniejszych grupach. Rozdziel duże grupy na mniejsze zespoły.
- Przepakuj jedzenie, by zminimalizować ilość śmieci.
- Używaj mapy i kompasu, by wyeliminować konieczność oznaczania trasy np. za pomocą farb czy flag.
Przepisy i uwarunkowania
Oczywiście nie mam zamiaru pisać tu materiału o przepisach obowiązujących w każdym możliwym lesie, ale trzeba zwrócić uwagę na to, że mogą być różne. I proszę, uwierzcie komuś, kto miał leśników w rodzinie: te przepisy mają sens. Czasem wydają się zbyt ostre, wręcz przesadzone, ale –jak w każdym regulaminie – jest to potrzebne. Dlaczego? Bo zawsze i wszędzie trafiają się idioci albo ludzie pozbawieni wyobraźni. Niestety, to jest prawda. Połowa przepisów obowiązujących w lesie, chronić ma nie tylko las przed nami, ale też nas przed… Nie, nie lasem. Przed skutkami nieuwagi, braku wiedzy czy zwykłego idiotyzmu i nieodpowiedzialności.
Bo przyroda sama w sobie tak naprawdę statystycznie rzadko jest niebezpieczna. Pewnie, jeśli się napotka łosie albo niedźwiedzia, albo bezmyślnie pcha w trampkach piargiem w dół, jest to sytuacja zagrażająca naszemu zdrowiu i życiu. Ale to wyjątki potwierdzające regułę. Bo jaką krzywdę może nam zrobić drzewo, które sobie spokojnie rośnie i nie wadzi nikomu? Trawa, wiewiórka, borówki, lis, leszczyna, żuk gnojarz? A teraz pytanie: co spotykamy częściej? Niedźwiedzie i łosie czy wiewiórki i żuczki? No dobra, jeśli ktoś się nie rusza poza bagna Biebrzy, zapewne łosie ma na porządku dziennym, ale też wie jak się z nimi obchodzić… Ale tam też jest więcej drzew i krzewów, prawda?
Jak się obchodzić
To jest chyba kluczowe tutaj zagadnienie. Inne są uwarunkowania w terenach bagnistych, inne w górach. Inne na nizinach porośniętych grądem, inne w górach pokrytych lasem iglastym. Inna lokalna przyroda, zwierzęta, gatunki roślin, w tym tych trujących. Warto się temu przyjrzeć, zanim się gdzieś wybierze. Jaki będziemy mieli grunt pod stopami? Mam się spodziewać głównie skał, czy może trzęsawisk? A jeśli skał, to nienaruszalnego granitu, czy może wapienia, który bywa kruchy? Warto wiedzieć takie rzeczy. Wiedza chroni nas przed wypadkami często skuteczniej niż jakiekolwiek przepisy. A o każdym obszarze, w który się wybieramy, można sobie poczytać i odpowiednio się przygotować.
Nawet o tym, jak się zachować w spotkaniu z niedźwiedziem, relatywnie łatwo jest znaleźć informacje. Zalecam zajrzenie na strony www instytucji zajmujących się ochroną przyrody, udostępnianiem przyrody i ratownictwem. Albo korzystanie z portali tematycznych, które selekcjonują źródła wiedzy, a nie piszą cokolwiek. Zalecę też niezwracanie szczególnej uwagi (w tym temacie) na głównonurtowe media. Ich doniesienia zwykle są sensacyjne, a przemycane zalecenia krótkie i okrojone przez czas antenowy albo wielkość szpalty.
Formy ochrony i korzystania z przyrody
Nie będę tu wchodził zbyt głęboko w szczegóły, ale warto zaznaczyć tę kwestię: las lasowi prawnie nierówny. Mamy parki krajobrazowe, lasy państwowe, parki narodowe, rezerwaty ścisłe i częściowe, pożytki ekologiczne, obszary Natura 2000, w końcu i lasy prywatne… Jest tego wiele i rozpisywanie się o przepisach obowiązujących w poszczególnych formach prawnych po prostu nie ma sensu. Ale można spojrzeć na mapę i sprawdzić chociażby, czy przypadkiem tam, gdzie się wybieramy, nie ma parku narodowego. Może jego otulina? A może to zwykłe nadleśnictwo Lasów Państwowych? Kiedy już to wiemy, sprawdzamy, jakie obowiązują przepisy. Może trafi się obszar Zanocuj w lesie? A może jest tam ścisły rezerwat i nie wolno nam stopą przekroczyć jego granicy? O, przepraszam, panie leśniczy, ja nie wiedziałem, że tu nie wolno palić ognia, nie chciałem panu zwierząt z lasu wypłaszać… Albo: dziękuję za ściągnięcie mnie z drzewa, nie wiedziałem, że tu dziki gody odbywają… Głupio trochę, nie? A wystarczyło zerknąć na mapę i do przepisów… Albo najzwyczajniej na stronę www parku narodowego.
I jeszcze jedna ważna informacja: większość szczególnych pod jakimkolwiek względem obszarów ma swoje własne przepisy i regulaminy dostosowane do uwarunkowań terenu. Pewne zasady są uniwersalne, inne nie mają zastosowania w danym środowisku. Dlatego warto się z zasadami zapoznawać w każdym kolejnym miejscu z osobna i przemyśleć je. A nawet jeśli dojdziemy do wniosku, że dany punkt regulaminu jest stworzony głównie ze względu na idiotów, trzymać się go choćby tylko po to, żeby dawać dobry przykład. Zachęcam do czytania tablic informacyjnych przy szlakach turystycznych. Może dowiemy się czegoś ciekawego, a może uratuje nam to życie.
Przygotowanie na zmiany pogody i sytuacje awaryjne
Dobra, ja wiem, rozumiem, ostatnio deszcze trafiają się rzadziej. Ale za to jak już są, to całkiem mocne nieraz, w dodatku z silnym wiatrem. To zagadnienie ma szczególne znaczenie w górach, gdzie niewiedza nie tylko sprawia przykre niespodzianki, ale też może być groźna dla życia. Sam całkiem niedawno – po raz pierwszy w życiu – idąc w góry (konkretnie na Turbacz), nie zabrałem ze sobą kurtki przeciwdeszczowej. Zawierzyłem prognozie pogody.
I wiecie co? Przemokłem tak, że nawet bokserki mogłem wykręcić z wody. A deszcz padał nie dłużej niż dwie godziny. Temperatura z 26 stopni spadła do 17-18. Jest różnica, szczególnie kiedy wiatr zawiał. Nagłe załamanie pogody może doprowadzić do chorób i wypadków różnego kalibru, nawet śmiertelnych. Zatem zabieramy ze sobą kurtkę, odpowiednie buty (pisałem o tym tutaj), cieplejszy ciuch (latem często wystarczy flanelowa koszula), skarpety na zmianę i najlepiej jeszcze apteczkę, choćby minimalną, np. według przepisu ratownika. To wszystko zmieści się w niewielkim plecaku, torbie na ramię czy zasobniku razem z wodą i kanapkami.
Unikanie okresów wzmożonego ruchu
Dlaczego mamy ich unikać? Przecież w kupie raźniej, prawda? No dobrze, ale z drugiej strony czemu mamy się jeszcze dokładać do niepokoju w lesie? I sprawiać większy problem ratownikom? Ja sam na wycieczki polecam szczególnie wczesną jesień i/lub mniej uczęszczane szlaki. Pewnie, każdy chce wleźć na Giewont. I wiecie co? Całkiem niedawno na tym wąskim, nie całkiem jednak bezpiecznym szlaku (przecież to skaliste góry!) widziałem autentyczne korki. Ludzi było tyle, że zrezygnowałem z pchania się na szczyt. Tłum w lesie to nie tylko płoszenie zwierząt. To również dodatkowe bodźce dla nas, które odciągają naszą uwagę od otoczenia, oraz kolejne zagrożenie wypadkami. Naprawdę lepiej unikać niż potem żałować. Albo mieć niesmak, bo człowiekuf było tyle, że się swobodnie odetchnąć nie dało.
Wędrowanie w mniejszych grupach
Pozornie mógłbym powiedzieć „jak wyżej” i iść dalej, ale jednak nie, bo to też kwestia bezpieczeństwa. Mniejszą grupę łatwiej ogarnąć, przeliczyć, upewnić się, że nikt nie został z tyłu, etc. Szczególnie zalecam liczebność 3-6 osób. Łatwo się zorientować, gdzie kto jest, łatwo też udzielić pomocy, jeśli ktoś jej potrzebuje. Dajmy na to, że ktoś się przeliczył ze swoimi możliwościami, szybko traci energię. Robimy odpoczynek, jedna osoba podpiera, dwie kolejne dzielą między siebie bagaż tego osłabionego i może nawet jeszcze dojdzie do celu. Ktoś skręcił kostkę? Dwoje czy dwóch pomagających iść dalej poradzi sobie lepiej niż jedno. Zgubiliśmy się i trzeba założyć obóz? We troje czy czworo pójdzie to o wiele szybciej niż w pojedynkę czy we dwójkę. I tak dalej, i tak dalej…
A kiedy mamy ze sobą 15-20 osób, naprawdę – choćby z powodu wzajemnego rozpraszania się – zwiększa się ryzyko wypadku. Sam robiłem taki psikus grupom, które zabierałem na wędrówkę: zostawałem z tyłu, żeby wszyscy się przekonali, jak łatwo stracić kogoś z pola widzenia i nie zauważyć, że zniknął. Działa za każdym razem, jeśli tylko na wycieczce jest więcej niż 10 osób. Poza tym w większych grupach są większe różnice możliwości fizycznych. Osoby o lepszej kondycji zaczynają się nudzić i zapominają o zasadzie dostosowania tempa do najwolniejszego. A najwolniejszy nie chce opóźniać albo się wstydzi i forsuje się nadmiernie, co… zwiększa ryzyko wypadku. Poza tym wyobraźcie sobie obóz na 20 osób i taki na 6. Który będzie większy, bardziej inwazyjny w stosunku do środowiska, po którym może zostać więcej śmieci?
Pakowanie żywności
Na temat śmieci i odpadów w lesie będzie osobny materiał, więc na razie tę kwestię pomijam.
Mapa i kompas zamiast znakowania
To oczywiście nakłada na nas konieczność nauczenia się posługiwania tymi przyborami, ale to wcale nie jest szczególnie trudne. W gruncie rzeczy można się nauczyć samemu, o ile tylko ma się troszeczkę wyobraźni i jakikolwiek otwarty teren. Oraz oczywiście busolę i mapę. Znakowanie trasy, jeśli już musi zaistnieć, należy prowadzić tak, żeby nic po nas nie pozostało. Dlaczego? Niech dam przykład.
Idę ci ja sobie spokojnie przez las, a tu nagle – tuż przy szlaku turystycznym – drzewo okręcone taśmą klejącą, trzymającą rozbabraną deszczem kartkę z wydrukowaną strzałką. Śmieć aż kłuje w oczy, do taśmy przyklejonych mnóstwo martwych albo umierających owadów. Pół biedy papier, jest nadzieja, że się rozłoży, ale ta taśma to przecież plastik i nic więcej. Wściekłem się wtedy, naprawdę. Zrezygnowałem z wycieczki, poszedłem szlakiem wyznaczonym tymi znakami i pozrywałem je wszystkie. Widać był, że wiszą od dawna. Ktoś urządził wycieczkę i nie posprzątał po sobie, powodując w ten sposób śmierć setek owadów i zanieczyszczenie. A wiecie, co jest najlepsze? Absolutnie wszystkie te znaki były umieszczone tuż obok oznakowania szlaku turystycznego.
Jeżeli chcecie znakować trasę, upewnijcie się po prostu, że robicie to w sposób ekologiczny i sprzątacie po sobie. Ja na przykład używam zalaminowanych kartek i przywiązuję je do drzew na kokardkę, żeby łatwo było je później pozdejmować. Bardziej zaawansowanym włóczykijom, którzy umieją już zwracać uwagę na otoczenie, zalecam znaki wykonane z materiałów znalezionych na miejscu, np. patyków, szyszek, etc. Stary harcerski sposób na dobrą zabawę wciąż się sprawdza.
Gadżety
Przyznaję, że nie przychodzi mi na myśl nic, co mógłbym określić mianem gadżetu ułatwiającego planowanie wycieczki. Strony www, mapy i poradniki raczej do kategorii gadżetów nie należą. Inaczej z przygotowaniem się na sytuacje awaryjne. Tutaj przede wszystkim pojawiają się tak zwane zestawy survivalowe, najczęściej zamykane w jakimś szczelnym pojemniku. Obiecałem sobie, że będzie to felieton, zatem: jeśli ktoś chce mieć coś takiego, proszę bardzo, ale ja uważam, że to marnowanie pieniędzy.
W przypadku większości takich zestawów, jakie widziałem, jakość pozostawia dużo do życzenia. W dodatku ich producenci ewidentnie najczęściej starają się, żeby zestaw był niewielki, łatwo pakowny i tani, a to sprawia, że przedmioty w nim są mało poręczne. Np. trudno o to, żeby busola / kompas wielkości guzika był dokładny. Północ i południe pokaże, ale niewiele więcej. Noże w tych zestawach to najczęściej różnego rodzaju foldery (noże składane), na których trudno jest polegać w dziczy. Albo, po co komu w lesie długopis ze zbijakiem do szyb?
W dodatku w Polsce nie ma takich miejsc, gdzie przez całą dobę nie dałoby się natrafić na jakąś cywilizację, więc najważniejszą kwestią jest schronienie, ogień i oświetlenie. Jedynym gadżetem, który uważam za potencjalnie przydatny, jest gwizdek mogący pomóc w zlokalizowaniu nas. A jeśli ktoś chce mieć zestaw przetrwania, zalecam złożenie go sobie samemu. Co nieco na ten temat – choć bez wspominania o pakietach przetrwania – pisaliśmy tutaj. Artykuł jest dość stary, mogę więc dodać że uzupełniłem swój zestaw o latarkę.
Zakończenie
To tyle na dzisiaj. Odczarowywania siedmiu zasad niezostawiania śladów część pierwszą uważam za zamkniętą. Oczywiście nie wspomniałem o wszystkich możliwych pozytywnych i negatywnych sytuacjach, ale nie zamierzam pisać wielotomowego poradnika. Nikt by tego nie przeczytał. Zostawiam Was, drodzy Czytelnicy i Czytelniczki, z mnóstwem przestrzeni na własne refleksje i przemyślenia. A na razie: do przeczytania.
Komentarze
Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.