Jako wstęp
Polska firma Mactronic od dłuższego czasu produkuje bardzo szeroką gamę latarek o różnym przeznaczeniu. Kilka z nich już opisywaliśmy, jedną – Flagerem – ja sam się zachwycałem. Tym razem w moje ręce dostały się dwa z trzech elementów zestawu Sirius, przeznaczonego głównie do użycia outdoorowego i EDC. Premiera miała miejsce w zeszłym roku, a trzeci element, kątowego Siriusa H12, opisał wcześniej Jarek (link: Lis Poleca: Mactronic Sirius H12 – latarka kątowa na co dzień i do lasu).
Dramatis personae
Obie opisywane latarki wraz z pudełkami
Sirius T25 i M10 są tak blisko ze sobą spokrewnione, że większość elementów mogę opisać łącznie. Różnią się od siebie właściwie tylko gabarytami, klipsem mocującym oraz długością pracy. T25 to klasyczna, uniwersalna latarka ręczna przyzwoitych rozmiarów. Zmieści się w dużej nerce, kieszeni cargo, nie będzie zawadzać przypięta do paska spodni. M10 to zminiaturyzowana wersja większego braciszka. Nie przeszkadza nawet w przedniej kieszeni spodni. Obie latarki mają aluminiowe korpusy anodowane na ładny, złocistobrązowy kolor. To przydatne, jeśli gdzieś je odłożymy i potrzebujemy później znaleźć. Dodam, że Sirius H12 wygląda tak samo, nie jest odmieńcem w rodzince.
Wielkość ma znaczenie
Zestawienie wielkości obu latarek na tle męskich rękawic w rozmiarze M
Obie latarki są dosyć kompaktowe i wygodnie się je nosi, jednak porównanie wymiarów jest potrzebne. T25 liczy sobie 112×30 milimetrów i waży 124 gramy, przy czym samo ogniwo zasilające to 77 gramów. M10 ,ta miniaturka, ma wymiary 56×20 milimetrów i waży niecałe 45 gramów. Dostajemy zatem dużą siłę światła w małym opakowaniu. Jak dużą? O tym za chwilę.
Obsługa
Mactronic M10 obrócony klawiszem sterującym do przodu
Cóż mogę rzec na ten temat? Obsługa obu latarek jest po prostu banalna, intuicyjna, do zapamiętania po jednym użyciu. Całą wykonuje się jednym przyciskiem. Dłuższe naciśnięcie służy włączeniu. Potem kolejnymi „kliknięciami” wybieramy jeden z czterech trybów świecenia. Na koniec dłuższym przyciśnięciem wyłączamy. Jeżeli po włączeniu jeszcze przez sekundę przytrzymamy przycisk, włączy się tryb stroboskopowy. Tryby świecenia wybiera się skokowo, bez płynnej regulacji. Uważam to za plus w przypadku tych niewielkich latarek. Masz, świeci, wybierz sobie moc światła, nie kombinuj o 3,76 lumena w górę czy w dół, i tak nic ci to nie da, tylko stracisz czas. Sirius nie ma piętnastu różnych funkcji, pomiędzy którymi trzeba przeskakiwać (marnując baterię), zanim znajdzie się to, czego szukamy, o ile w ogóle użyjemy więcej niż pięciu. Jego prostota to kolejna zaleta. Użytkownik bardzo szybko się uczy, jakie możliwości dają te latarki.
Od świetlika do gwiazdy
Nocne zdjęcia trzech trybów światła pochodzącego z Mactronica M10
- Syriusz, to oczywiście nazwa jednej z najjaśniejszych gwiazd na nocnym niebie. Takie nawiązanie uważam za całkiem słuszne. Możliwe do wybrania tryby światła wraz z czasem pracy według informacji producenta wyglądają następująco:Dla Siriusa T25: 3 lumeny (lm) – 1000 h, 160 lm – 16 h, 700 lm – 3h, 2500 lm –> 2,5h.
Tak, dwa i pół tysiąca lumenów. Przy tej mocy snop światła ma zasięg 360 metrów, czego – prawdę mówiąc – ani razu nie użyłem. Szesnastogodzinny tryb 160 lm (zasięg 75 metrów) jest całkowicie wystarczający do nocnej włóczęgi po lesie. Przy małym świetliku da się czytać. Najmocniejszy tryb to istny ręczny szperacz. Nie radzę weń patrzeć bezpośrednio. Stroboskop miga na przemian w najmocniejszym i wysokim trybie. - Dla Siriusa M10: 3 lm – 100 h, 40 lm – 6,5 h, 140 lm – 2 h, 1000 lm – około 50 minut. Tysiąc lumenów w latareczce wielkości męskiego kciuka. Muszę przyznać, że ujęło mnie to za serducho. Szczególnie kiedy tę moc światła wykorzystałem około 23:30, żeby zmęczonej wycieczce młodzieży pokazać, jak wygląda mocno podświetlony bukowy las. Efekt był piorunujący. Latarka okazała się przyrządem przydatnym przy podbudowywaniu morale. Stroboskop działa tak samo jako w T25.
Zasilanie
Muszę przyznać, że tu pojawia się chyba jedyna moja wątpliwość dotycząca tych latarek. Zasilane są akumulatorem zamiast – tradycyjnie – bateriami. Akumulator ładujemy kablem USB.B podłączanym do magnetycznej płytki na boku obudowy, tuż pod promiennikiem. W przypadku T25 jest to akumulator 21700 Li-ion, 3,7 V, 5000 mAh, a w maleńkiej M10 – akumulator 16340 Li-ion, 3,7V, 650 mAh. Nie sprawdzałem, czy pasują inne niż oryginalne, ale Jarek twierdzi, że do H12 można zastosować standardowe ogniwa, więc do jego braci (czy też sióstr) zapewne też. Muszę nadmienić, że zasilanie latarki ogniwem mnie nie przekonuje. Owszem, zwalnia mnie z noszenia zapasowych baterii, ale za to muszę mieć przy sobie powerbank, który waży swoje i zajmuje więcej miejsca niż np. trzy bateryjki AAA. Akumulatorów zapasowych na stronie Mactronika nie znalazłem. Kwestia gustu, jak sądzę, i doboru sprzętu do potrzeb. Zapewne sposób zasilania jest dobrany do mocy światła i gabarytów latarek, z czym pomimo wątpliwości jestem gotów się pogodzić.
W zestawie
Oba „Syriusze” otrzymałem w ładnych, dość sztywnych pudełkach. Oprócz latarek z klipsami mocującymi zawierały one jeszcze instrukcję obsługi z danymi technicznymi, kable ładujące ze stożkowatymi końcówkami i magnesem oraz paski na nadgarstek i zapasowe uszczelki. Służą one do uszczelnienia połączenia tubusu latarki z głowicą zawierającą promiennik, włącznik i port ładowania. Warto nadmienić, że producent podaje klasę ochrony IP68, co oznacza całkowitą ochronę przed kurzem i długotrwałym zanurzeniem w wodzie.
Przydatne „bajery”
Obie latarki upakowane w nerce od Stridera
No bo przecież jakieś być muszą.
Włącznik latarki przy bardzo krótkim kliknięciu informuje użytkownika o stanie naładowania ogniwa zielonym, żółtym lub czerwonym światełkiem.
Kabel ładujący, który otrzymujemy w zestawie, ma diodę świecącą na zielono, kiedy latarka jest naładowana.
W dnie korpusu latarek zamocowano całkiem silny magnes, tak samo jak we Flagerze. Rzekłbym: mała rzecz, a cieszy. Możliwość przyczepienia latarki np. pod maską samochodu jest bardzo przydatna i zwiększa użyteczność sprzętu.
Rozładowane latarki migają trzykrotnie co minutę, żądając od użytkownika wyłączenia bądź nakarmienia.
Syriusze mają niezwykle przydatną funkcję zapamiętywania ostatniego trybu świecenia. Oznacza to, że jeśli wyłączymy latarkę w trybie średnim, dokładnie w tym samym trybie włączy się ponownie. Bardzo mi się to podoba.
Ostatnim bajerem jest możliwość zablokowania latarki dwoma kliknięciami, dzięki czemu nie włączy nam się w kieszeni czy plecaku na skutek nacisku jakiegoś innego przedmiotu. Przyznaję, że z tej funkcji dotąd nie skorzystałem, zapewne głównie z powodu tego, jak pakuję swój sprzęt.
Podsumowanie
Jarek, opisując Siriusa H12, stwierdził, że warto było czekać. Zgadzam się z nim. Reszta rodzinki to latarki kompaktowe, nieobciążające ekwipunku, dobrze wyglądające, poręczne, dające różnorodne możliwości oświetlenia. Nie są przekombinowane, ale też nie brakuje im przydatnych udogodnień. Proste w obsłudze i skuteczne. Mają wszystko to, czego oczekuję od podręcznej, uniwersalnej latarki terenowej.
Poniżej: cztery kolejne tryby świecenia MactronicaT25
Komentarze
Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.