Pięciometrowe działo powoli obróciło się w nakazaną stronę i znieruchomiało. Ciśnienie, jakie wytworzył pocisk opuszczający lufę, poderwało świeży śnieg i połamało gałęzie okolicznych drzew. Sowiecki cel nie miał szans. Granat trafił zaraz koło stanowiska karabinu maszynowego, tnąc i rozrywając metal niczym papier. T-34 eksplodował, rozrzucając ostre, stalowe szrapnele, zabijając i raniąc osłaniających jego atak piechurów.
Dowódca omiótł wzrokiem przedpole, wybierając na cel kolejną ze szturmujących wrogich jednostek. Nie widział, a właściwie nie mógł zobaczyć jak kanciasta sylwetka niszczyciela czołgów SU-76 ustawiła się, celując krótką armatą prosto w jego maszynę. Trafienie było czyste, ale nie śmiertelne. Granat trafił nisko, w przednie koło napędowe rozrywając je razem z gąsienicą. Siła wybuchu poruszyła blisko 55-tonową bestią, przesuwając jej kadłub o metr w bok. Te kilka chwil dezorientacji załogi wystarczyło, by szpica nacierających czołgów zbliżyła się o kolejne kilkaset metrów do ich leśnej zasadzki.
W jednej chwili okopane w okolicy działa i stanowiska karabinów maszynowych otworzyły ogień, powodując chaos i zatrzymując impet sowieckiego natarcia. Lekko raniony w twarz dowódca podawał namiary na kolejne teciaki i pojawiające się coraz częściej holowane, przeciwpancerne armaty 45 mm. Tych się bał najmniej. Kilka razy słyszał, jak sowieccy jeńcy nazywali je „muchobijkami”, a Ci bardziej skorzy do czarnego humoru mówili na nie „żegnaj ojczyzno”. To T-34 i pozostające za nimi w tyle SU-76 były jego głównym celem.
Kolejne granaty, jakie posyłał w kierunku nacierających, pozostawiały palące się zgliszcza pośród czerwonego mrowia. Od początku wiedział, że będzie ich dużo, ale chyba nie docierało do niego że aż tyle.
Z wojennego transu wyrwało go szarpanie za rękaw. Spojrzał w kierunku trzymającej go ręki – to był Otto, jego kierowca i mechanik. Twarz miał całą osmoloną i naznaczoną cienkimi strużkami krwi. Dostaliśmy! – ryknął, starając się przekrzyczeć wszechobecny huk. Maszyna nie ruszy! Uszkodzona gąsienica, zamek działa i mechanizm obrotu wieży!
Ewakuujemy się! – krzyknął dowódca, nachylając się do wnętrza czołgowej wieży – do lasu i na tyły!
Zeskoczył w głęboki śnieg i przykucnął za pancerzem swojej maszyny. Poczekał, aż załoga wyszła z uszkodzonego czołgu i ruszyła biegiem w ciemny las. Ostatni raz poklepał szorstki pancerz Tygrysa mrucząc po nosem – Jeszcze po Ciebie wrócę.
Nie wrócił.
Okolice miasta Bauska, Łotwa. 1945 rok.
Elbląg 2022 rok
Tak sobie wyobrażam ostatnie chwile życia, czegoś co ostatecznie wylądowało w mojej kieszeni, a jest to nóż z historycznej serii niemieckiego producenta Boker.
Od kilku, a raczej kilkunastu lat przeglądając katalogi śliniłem się do paru wybranych noży, które nie tylko cieszyły oko swoim wyglądem, ale dla fana historii, a konkretnie drugiej wojny światowej, były swoistym graalem. Jeśli tylko ma się wolne 400-500 euro można stać się posiadaczem kawałka tamtych lat. I to nie byle jakim, bo użytkowym. W swojej ofercie Boker ma noże wykonane ze stali damasceńskiej, z której stworzone zostały również takie rarytasy jak pancerz Shermana, Leoparda, burta pancernika Tirpitz, czy ostatnio wydany nóż ME109 Damast, którego ostrze zostało wykonane ze stalowych części wydobytych z wraku myśliwca Messerschmitt.
Testowana przeze mnie sztuka również do gorszych nie należy. Już prawie dwa miesiące w mojej kieszeni mieszka sobie Boker Tiger Damast.
Składany nóż jest wykonany ze szczątków czołgu Panzerkampfwagen VI Tiger, potocznie zwanego Tygrysem. Ten ciężki czołg brał udział w większości niemieckich kampanii wojennych w Tunezji, Normandii, Włoszech i Sycylii, ale również na froncie wschodnim, dla przykładu pod Leningradem czy podczas Bitwy na Łuku Kurskim.
Stalowe elementy, które zostały wykorzystane do stworzenia limitowanej serii Tiger Damast, należą do ustrzelonego podczas bitwy pod Bauską Tygrysa z wczesnej serii produkcyjnej z 502 Batalionu Czołgów Ciężkich. Był to jeden z najlepszych niemieckich batalionów pancernych, który jako pierwszy został wyposażony w czołgi Tiger. Szacuje się, że batalion ten zniszczył w sumie 1400 czołgów i prawie 2000 dział.
Pojazd ten, kilka razy trafiony przez czerwono-armijne T-34, działa przeciwpancerne 45 mm, a nawet przez niszczyciela czołgów SU-76, został porzucony na podmiejskim zalesionym terenie.
Damasceńska stal
Ostrze o długości 85 milimetrów i grubości 3,6 mm zostało wykonane w całości ze stali pochodzącej ze wspomnianego czołgu. Jest to stal wysokowęglowa podatna na korozję i ewentualne przebarwienia. Zastosowany wzór to tak zwany mosaic damast, ręcznie wykuty przez Chada Nicholsa, knifemakera regularnie współpracującego z Bokerem. Pierwotnie Chad wykuwa damasceńskie pręty stosując wzór Interpid, a następnie skuwa je ze sobą tworząc niezwykłą mozaikę, która wyglądem różni się od typowego warstwowego damastu.
Wybrany wzór w założeniu ma przypominać odbite na błocie gąsienice czołgu i muszę przyznać, że nie trzeba wielkiej wyobraźni by to zauważyć. Na grzbiecie ostrza bardzo dobrze widać poszczególne warstwy skutej stali. Otwarcie noża ułatwia nam obustronny tytanowy kołek, a blokada to również tytanowy Framelock. Sama oś ostrza jest łożyskowana i od pierwszego otwarcia nie wymaga regulacji ani smarowania.
Zimmerit
Rękojeść noża została wykonana z ciemnej, jutowej Micarty, która swoim kolorem i strukturą ma przypominać Zimmerit – specjalną masę nakładaną na pancerz, której zadaniem było uniemożliwienie przyczepiania magnetycznych min i granatów do burty czołgu. Dodatkowo, wyschnięta powierzchnia Zimmeritu była chropowata i matowa. Przy słabym oświetleniu ograniczało to powstawanie refleksów świetlnych i utrudniało zlokalizowanie czołgu.
Drugą stronę noża pokryto kawałkiem tytanu wykończonego w stylu stonewash. Dodaje to uroku całości i ukrywa ewentualnie powstałe ryski. Całości dopełnia również tytanowy klips ze zmatowioną powierzchnią i stalową kulką, zapobiegającą wysuwaniu się noża zza materiału kieszeni spodni.
Nie zapomniano również o kilku szczegółach, które wyróżniają konstrukcje dobre od idealnych. Śrubki – mamy tu tytanowe śrubki, nie różniące się kolorem od reszty noża, tytanowe beczułki oraz ozdobną tytanową śrubę pivota, której kształt przypomina koło napędowe czołgu. Rękojeść posiada podłużny otwór do zamocowania linki.
Nóż waży 141 gram przy długości całkowitej 20cm, czyli stosunkowo niedużo.
Używać czy do gabloty?
Osobiście jestem zdania, że każdy nóż powinien być używany. Fakt, że tu mamy do czynienia nie ze zwykłym nożem, a raczej kawałkiem historii tego nie zmienia. Tiger, od czasu przesłania mi go przez Rafała z Togo, wylądował w kieszeni i wykorzystywałem go do wszystkiego, jak każdy inny nóż EDC jaki nosiłem, począwszy od przygotowywania jedzenia, przez cięcie kartonów, linek, taśm, a nawet folii. Profil ostrza drop point idealnie nadaje się do wszystkich wykonywanych prac, a mimo że z damastem „różnie to bywa” – trzyma fabryczną ostrość bardzo fajnie. Brak wykruszeń i szczerb na KT oraz czubku.
Co ciekawe, mimo że producent podaje, iż damast jest non-stainless (nie-nierdzewny), nie pojawiły się żadne plamy, przebarwienia, patyna czy ogniska rdzy. Ostrze raz czy dwa potraktowałem olejkiem i szczerze to jestem zdziwiony, ale totalnie nic się nie pojawiło. Rękojeść z Micarty sprawdziła się w przypadku używania noża wilgotną ręką, jak i w rękawiczkach. Podobnie kołek do otwierania – w rękawiczkach spokojnie dawałem radę otwierać nóż.
Minusem jest klips. Mimo że bardzo mi się podoba i stalowa kulka naprawdę zabezpiecza folder przez zgubieniem, to wsunięcie go do kieszeni jest uciążliwe. Dość często nie dawałem rady szybko schować noża, a czasem nawet potrafił ściągnąć spodnie 🙂 Może projektant nie do końca wierzył, że nóż wyląduje jako czyjeś EDC…
Biorąc pod uwagę mechanikę noża, można powiedzieć krótko – jest to cudo. Miałem kilka noży: Spyderco, Benchmade, Gerber i innych producentów i ŻADEN nie otwierał się tak płynnie zaraz po wyjęciu z pudełka, a większość po kilkunastu miesiącach używania, serwisie czy smarowaniu nigdy nie osiągnęła nawet części tej płynności. Ostrze dosłownie fruwa. Kulka detenta trzyma mocno, ale nie za mocno. Wszystko jest idealnie. Podobnie zresztą blokada – tytanowy Framelock trzyma pewnie, a zwolnienie go nie powoduje zgniatania naszego opuszka palca. Naprawdę nie ma się do czego przyczepić.
Podsumowanie
Przesłany na testy nóż jest drogi, bo w dniu pisania tekstu sklep togo.com.pl wycenia go na 2266zł, ale moim zdaniem jest wart każdej złotówki. Historia zawarta w tym kawałku stali powoduje, że noszę go z jeszcze większą przyjemnością, a super mechanika przy każdym otwarciu tylko upewnia mnie, że mam w kieszeni produkt dopracowany w każdym detalu. Na pewno będzie mi się ciężko z nim rozstać, ale w kolejce czekają kolejne ostrości do ponoszenia.
Ze swojej strony dodam, że mam nadzieję, iż to nie jest koniec przygody z linią historyczną marki Boker i dane mi będzie zapoznać się z innymi modelami tego producenta. Bądź co bądź, była to wielka przyjemność.
Nóż Boker Tiger Damast udostępnił na testy dystrybutor marki Boker – firma togo.com.pl
Komentarze
Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.